lipiec 2002: Tracja, Macedonia, Thassos, Limnos, Samothrake

Dwa lipcowe tygodnie spędzone z moim synem generalnie na wyspie Thassos. To najdalej na północ wysunięta wyspa grecka, w archipelagu północnych wysp Morza Egejskiego. Zwiedziliśmy ją całą, a z wiosek najbardziej podobała nam się usytuowana we wnętrzu wyspy niewielka Theologos z pięknymi dachami. Stąd podkusiło nas iść piechotą (!) przez góry do Kastro. Gościnni Grecy w Theologos udzielili nam stosownych wskazówek i poszliśmy. Chyba tylko dlatego, że w raju nic złego stać się nie może - udało nam się z tej strony i w ten sposób zdobyć Kastro. Wielokroć błądziliśmy wśród niezamieszkanych, zupełnie dzikich ale jednocześnie tak bardzo pięknych gór, spotykając jedynie niezliczone stada kóz. Miejscami wspinaliśmy się ostro pod górę raniąc łydki o krzewy, przez które się

Hora, stolica Samothrake
przedzieralismy po zgubieniu szlaku. Potem już nawet wiedzieliśmy, w którym miejscu zgubiliśmy szlak. Byłam bardzo szczęśliwa, gdy po kilku godzinach wędrówki spotkaliśmy jakiegoś człowieka - pasterza kóz i okazało się, że to nie żadne przewidzenie, że go widzimy. Z radością odkryłam, że znów mówię lepiej po grecku, choć na naukę tego języka wciąż brak mi czasu. Jednak ważne jest to, że w wioskach potrafię się porozumieć w tym języku i idzie mi to coraz lepiej. A w takich miejscach, po których ja lubię się szwędać znajomość greckiego przydaje się bardzo, oj bardzo. Kiedy już udało się zdobyć Kastro i zasiąść w sympatycznej kafejce, zaczęłam szukać odpowiedzi na pytanie, której nie znalazłam do dziś: czy gdyby ktoś mi kazał pójść do Kastro jeszcze raz tą samą trasą - to czy zdecydowałabym się. Nie wiem, naprawdę nie wiem, choć fakt, że trasę tę przy tej temperaturze przeszłam cieszy mnie do dziś ogromnie. Właściciel kafejki w Kastro dał nam specjalny zeszyt dla gości i kazał nam tam napisać, że weszliśmy tu przez te dzikie góry idąc z Theologos. Było to strasznie sympatyczne, jak i to, że kiedy opuściliśmy Kastro i zdecydowaliśmy się iść piechotą w dół drogą do Limenarii (15 km!), bo przecież wyboru nie mieliśmy, to zatrzymał się busik z Duńczykami, którzy po tej niesamowitej drodze zwieźli nas na sam dół. Dzięki Wam ludzie, bo chyba byśmy tej drogi nie dali rady przejść!
Objechaliśmy wyspę Thassos dokoła, przeszliśmy na piechotę odcinek ze Skala Potamias przez Potamias aż do urokliwej wioski Panagii, z Monastyru Moni tu Archangelou (nie wolno robić zdjęć ani filmować!) przeszliśmy do Aliki z jej pięknymi zatokami i zabytkowymi chałupkami, w stolicy wyspy Limenas (gdzie mieszkaliśmy) zwiedziliśmy całe antyczne Tazos.
Udało mi się również w ramach festiwalu Thassos - Fillippi, zasiąść w prawdziwym antycznym teatrze, aby po raz pierwszy w życiu obejrzeć na greckiej scenie dramat antyczny autorstwa Eurypidesa, co było wielkim wydarzeniem dla mojej duszy. W teatrze poznałam dwie przesympatyczne siostry z Xanthi w Tracji (studiują aktualnie w Brukseli) i do dziś korespondujemy ze sobą.
Pojechaliśmy do ruin Fillippi, zwiedziliśmy Kavalę z jej piękną starówką zwaną Panagia i pojechaliśmy również na cały dzień do Tracji, aby zwiedzić Xanthi (piękna Starówka) i małą wioskę Porto Lagos.

Stolica Limnos widziana z
zamkowego wzgórza

Tracja to rejon Grecji zupełnie odmienny od reszty kraju. Kiedy będąc na Thassos konsultowałam z moimi greckimi przyjaciółmi chęć wyjazdu do Tracji - akceptowali taką wycieczkę ale pod warunkiem, że to oprócz tego co powinnam zobaczyć (chodziło im o dwie sąsiednie wyspy) a nie zamiast. Z tego zdawałam sobie sprawę, że oprócz. I udało mi się obejrzeć Trację jadąc do Xanthi i mając po lewo góry Rodopy, które stanowią granicę Grecji z Bułgarią. Wolno wędrować po Rodopach (teren patrolowany przez wojsko), ale trzeba mieć specjalną przepustkę (z której uzyskaniem ponoć nie ma większych problemów). A sama Tracja? Oczywiście rejon nieturystyczny - rzadko można spotkać tam obcokrajowca i miałam wrażenie, że ja i mój syn wzbudzamy niezłą sensację swoją obecnością. Miejscowi zupełnie nie mówią po angielsku, czasem jedynie ktoś rozumie niemiecki i to wszystko. To jeden z niewielu rejonów Grecji gdzie tak bardzo przydała mi się moja podstawowa znajomość greckiego. Po raz pierwszy miałam też wątpliwości co do możliwości zupełnie swobodnego używania kamery: sporo tu Muzułmanów i nie chciałam ich urazić. Ale miejscowi są szalenie mili, tacy przyjaźnie nastawieni do drugiego człowieka i skłonni do pomocy czy sprawienia przyjemności [chciałam wypić kawę z typowo męskim kafenionie, gdzie jeden stolik był wolny ale coś się działo z krzesełkiem; kilku z siedzących tu mężczyzn natychmiast wbiegło do środka w poszukiwaniu dobrego

Sanktuarium Wielkich Bogów
na wyspie Samothrake
krzesełka]. To rejon pełen kontrastów: zupełnie przyzwoite domy a w sąsiedztwie rozpadające się chatynki, które wzniesiono w latach 20-tych dla uchodźców. Po obu stronach drogi prowadzącej na południe Tracji, do Porto Lagos, roztaczały się równinne tereny, na których uprawia się głównie bawełnę i tytoń. Generalnie jednak krajobraz był monotonny. Napisałam tu troszkę więcej o Tracji, bo zdaję sobie sprawę z tego, że to niezbyt popularny a tym samym niezbyt znany rejon mojego raju.
Wybraliśmy się też na najbliższe wyspy:
- Limnos, z jej piękną stolicą w Mirinie i ślicznym zamkiem, z którego roztaczają się wspaniałe widoki na miasto, port i morze, dotarliśmy do uważanej za najładniejszą wioskę na wyspie: Kondias (uwaga: była sobota około południa i kiedy w tej wiosce zapytałam kierowcę autobusu, o której godzinie wraca do stolicy on mi odpowiedział, że mamy dużo czasu bo ..... w poniedziałek, a piszę to po to, że przy cudownym podróżowaniu po moim raju trzeba brać spory zapas na powroty!);
- Samothrake z jej piękną Horą (stolica), gdzie zwiedziliśmy olbrzymi teren Sanktuarium Wielkich Bogów, obejrzeliśmy kopię pomnika Nike, i, nieco dalej - Thermy [wracając z Samothrake na Thassos udało nam się jeszcze obejrzeć duże miasto Alexandroupolis]. Na wyspie Samothrake zdarzyło mi się po raz pierwszy tak, że nie było żadnych wolnych miejsc na promy ani wodoloty na ląd. To też piszę po to, aby tego typu rzeczy wziąć pod uwagę (w sensie czasowym) przy podróżowaniu po Grecji.

A na Thassos objadałam się miejscowym specjałem: to najprzeróżniejsze orzechy i migdały w zalewie miodowej. Strrrrasznie słodkie ale przepyszne!

Galeria