maj 2001: Ateny, Andros , Egina, Poros, Hydra

Kiedyś zginę marnie, bo przez parę miesięcy daję z siebie wszystko, spalam się niesamowicie, i tylko po to aby móc pojechać do raju. LOT znów na wiosnę ogłosił mi promocję i na tzw. długi weekend ponownie znalazłam się w Atenach. Łapię każdą okazję, bo czy ja wiem, czy kiedykolwiek jeszcze będę mogła pozwolić sobie na wyjazd do mojego raju? Nie mam kapitału ani dużych dochodów, więc chyba trzeba żyć chwilą, żeby potem niczego nie żałować. Kiedy będę już bardzo starą kobietą to będę czytała tomy moich wspomnień od początku do końca i znów od początku, będę oglądała te stosy zdjęć, które robię będąc TAM, i tak będę przemierzała kilometry po Helladzie, bo na emeryturze nie będzie mnie stać na żaden już wyjazd. Może więc to i słuszna droga - ta, którą obrałam? Czasem myślę, czy to ja ją obrałam czy ktoś zrobił to za mnie... Jakaś siła pcha mnie tam a Hellada ciągnie mnie do siebie jak magnes. Często łapię się na tym, że właściwie żyję tylko wokół Hellady:

Mały kościółek na Andros
jestem TAM pełna szczęścia, wracam zdołowana psychicznie, wpadam w wir pracy, żeby nie myśleć o tej olbrzymie tęsknocie, składam grosz do grosza, jak jest już coś wokół ceny jakiegoś last minute to dostaję skrzydeł i nic nie może sprowadzić mnie na ziemię, jakiś urlop i znów staję na greckiej ziemi, a potem znów to samo. Czasem myślę: obłęd, jestem zniewolona, choć tak się szczycę swoją wolnością. Czasem myślę: to jak narkotyk, bo niszczy mnie psychicznie (z powrotami w ogóle nie umiem sobie poradzić) i rujnuje finansowo. Nawet jak jestem tu to myślami jestem tam. Już nawet kiedy patrzę na zegarek to dodaję w myśli: u nas ta a w Helladzie godzina o taka. Czy nadal jestem zdrowa? Na razie myślę, że tak ale podobno ludzie w zakładach psychiatrycznych mówią tak samo o sobie.

Świątynia Afai na Eginie

Spędziłam tym razem 10 dni w moim raju. W małym portowym miasteczku Rafina wsiadłam na prom i popłynęłam na najbardziej na północ wysuniętą wyspę w Archipelagu Cyklady. Tak znalazłam się na Andros, pięknej wyspie, gdzie godzinami spacerowałam po Horze, a szczególnie po jej starówce. To nie sezon turystyczny stąd mogłam się delektować ciszą, co kocham czynić w tym moim raju. Dobre dwie godziny posiedziałam nad brzegiem mojego ukochanego, najpiękniejszego na ziemi Morza Egejskiego i rozmawiałam z nim mówiąc: Witaj znowu, a ono tak pięknie, za pomocą szumu fal, wypowiadalo swoje słowa tylko przeze mnie słyszane. Pytałam Marynarza wpatrzonego w bezkres Aegeum, a stojącego na Platia Riva, dlaczego to tak jest, że on może patrzeć na nie wciąż, a ja mogę sycić wzrok i duszę jego pięknem tylko czasami.
Popłynęłam na trzy wyspy Zatoki Sarońskiej. Na Eginie obejrzałam genialnie zachowaną Świątynię Afai i klasztor Agios Nektarios, po Poros poplątałam się tylko trochę, a najwięcej czasu spędziłam na wyspie Hydra, która mnie wielce zachwyciła. Czy dlatego, że panuje tam niewiarygodna cisza, jako że nie jeżdżą po wyspie żadne pojazdy spalinowe, czy dlatego, że dusiłam się zachwytu,

Wyspa Poros w Zatoce Sarońskiej
wspinając się na górę wąskimi uliczkami, pokonując mnóstwo schodków, gdzie kiedy tylko odwróciłam głowę widziałam przepiękny port z małymi jachtami, czy też dlatego, że spotykałam tu wiele wiele osłów ( popularny środek transportu na wyspie), a osły darzę wielką sympatią?
Posiedziałam oczywiście na szczycie Likavitos (pierwszy raz od 12-tu lat w dzień), wędrowałam po Place, którą również uwielbiam, pojechałam do Pireusu, bo już dawno nie byłam. Rzecz przedziwna: nigdy nie myślę o tym, że już gdzieś byłam. Zawsze dojrzę coś nowego, coś, co widzę pierwszy raz, jak choćby jakiś balkon z piękną balustradą, a oglądanie balkonów w takich miejscach jak np. ateńska Plaka sprawia mi wiele przyjemności, czy chodniczek, którym jeszcze nie szłam, a nawet jeśli szłam to witam go jak znajomego i cieszę się, że znów dane mi było tu przyjść.

Galeria