2019: Kreta (życie codzienne)

(maj/październik)



Ta moja podróż do Grecji, podobnie jak podróż pięćdziesiąta (uwzględniając i tę pierwszą, z 1989 roku, a w relacjach oznaczona jako Kreta 2018) – mocno różniła się od innych, bo trudno ją nawet nazwać podróżą jako taką: po raz kolejny na pięć miesięcy przeprowadziłam się do Grecji i zamieszkałam, podobnie jak w ubiegłym roku, na Krecie, w Missirii, na przedmieściach przepięknego miasta Rethymno, które wielbię – co wciąż powtarzam – od naszego pierwszego spotkania czyli od 2000 roku.

Maj/październik 2019: Kreta
Pierwsze spotkanie z Rethymno : wrzesień 2000


Nie da się oczywiście ująć tych pięciu miesięcy w relację, to oczywiste, ale nie może być tak, że nie pozostanie o tym czasie ślad tu, na mojej stronie… Zatem chociaż w skrócie jakimś, zatem o tym, co dla mnie najważniejsze:

Rethymno (również: Rethymnon, Retimno, jak spotyka się w przeróżnych opracowaniach wydanych po polsku).

Starówka tego mojego miasta Rethymno ma w sobie coś tak magicznego, coś tak dla mnie niepowtarzalnego, że choćby przychodzić tu dwa razy w tygodniu i spacerować po wiele godzin, a mnie się to bardzo często w ciągu tych pięciu miesięcy zdarzyło – wciąż zachwyca. Niezwykłe są te zakątki Starówki, niezwykłe to, co tam dostrzegam, co tam czuję, co odbieram idąc po raz kolejny uliczkami, które nazywam moimi: Renieri, Korai, Foka, Metaksaki, Klidi i wiele innych… I wiem już, że kiedy przejdę nimi po raz kolejny, zachwycę się znowu wszystkim, co tam zobaczę, w tym z pewnością i tym, czego inni nie widzą, bo zobaczyć się nie da: to się czuje.

Rethymno na Krecie   Rethymno na Krecie
W moich uliczkach na Starówce Rethymno


Kiedy wyjeżdżałam z Rethymno w październiku rok wcześniej, żegnałam się z tymi moimi wszystkimi, jak nazywam: znajomymi_nieznajomymi. To mieszkańcy Starówki, to właściciele sklepów, tawern, kafeterii, kelnerzy, naganiacze, sprzedawcy, których krążąc niespiesznie uliczkami wciąż tam spotykam. „Kalo chimona” („Dobrej zimy”) to słowa, które najczęściej słyszałam, które i ja najczęściej chyba wypowiadałam. Z jakąż nieopisaną radością początkiem maja tego roku witałam się z tymi ludźmi i z sąsiadami mieszkającymi w mojej Missirii! Jest w tych ludziach, których spotykam tutaj, coś życzliwego, takiego serdecznego, stąd tak lubię ich widywać. Jak się masz, jak się czujesz, dokąd idziesz, co robiłaś wczoraj – zawsze zapytają. To zupełnie tak, jakbym miała tu bardzo wielu znajomych, bo zapraszają mnie do siebie na szklankę soku pomarańczowego, który wyciśnięty z kreteńskich pomarańczy smakuje wybornie, czy na ciasteczka domowej roboty, czy ot tak, żeby porozmawiać, posiedzieć przez czas jakiś razem.

Mam w tym moim Rethymno miejsca, do których lubię zaglądać szczególnie: to niektóre kafeterie albo kafenija, w których podadzą kawę tak smaczną, że nieczęsto zdarza się smaczniejsza. Już od jakiegoś czasu staram się nie zamawiać w kafeteriach tradycyjnej greckiej kawy eliniko, bo często mnie smakiem rozczarowuje. Pierwszeństwo tu mają kafenija i dla mnie eliniko to właśnie tutaj.

Grecka kawa eliniko
Tradycyjna grecka kawa eliniko


Więc chadzam tymi swoimi uliczkami: Renieri, Korai, Foka, Metaksaki, Klidi i innymi…

Zajrzę na Vernardou 30, gdzie przygotowują ciasto filo. Zawsze zajrzę, żeby się przywitać, żeby zapytać czy wszystko w porządku, a że miejsce to pełne magii często zostanę dłużej, by po raz nie wiem który popatrzeć na to przedstawienie, które obejrzeć tu można. I czasem zdarza się, że zobaczę coś nowego: rok temu była to produkcja ciasta filo kadaifi (wiem, wiem, obiecałam o to wydarzenie zmodyfikować tekst o cieście filo, który można poczytać tutaj: „Jak się robi ciasto filo?”, i dotąd tego nie zrobiłam, ale się poprawię), w tym roku zobaczyłam jak składa się te wielkie płachty ciasta filo… Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, jak to się robi, a przecież ta płachta jakoś złożona być musi! Teraz już wiem, że używa się do tego wielkiej deski, na którą stojące po obu stronach stołu dwie osoby nawijają taką, pozbawioną już wilgotności, płachtę.

Produkcja ciasta filo
Kirios Georgios przy produkcji ciasta filo kadaifi


Chadzając uliczkami Starówki zajrzę po raz nie wiem który do Muzeum Folkloru, które samo w sobie może zainteresować, ale dla mnie istnieje tam już tylko jedna sala: to ta druga, w głębi, patrząc od wejścia, urządzona jak uliczka miasta w czasach Pandelisa Prevelakisa… I kiedy znajdę się w tej sali – czuję, że odbywam podróż w czasie: jestem w Rethymno czasów młodości autora „Kroniki pewnego miasta”, w Rethymno, którego już nie ma, dawno nie ma… Po obu stronach uliczki widzę małe warsztaciki… Ściany ze szkła pozwalają zajrzeć do środka: tam eksponaty z czasów dawnych. Oto zakład fryzjerski i wszystko to, czego fryzjer potrzebował: nawet najprawdziwsze brzytwy, a to apteka (w tym roku, nie wiem czemu, pomieszczenie puste, ale jeszcze w ubiegłym roku przyglądałam się wszelakim buteleczkom do medykamentów i niewielkim flakonikom), tu kuźnia, tu jeszcze coś, o: zakład krawiecki! Dobrze jest przychodząc tu mieć dużo czasu, by usiąść, jak i ja siadam, w kafenijo z czasów dawnych i poczekać na podanie nam doskonałej z pewnością eliniko. Ale niestety: nie podadzą nam jej, choćbyśmy tu i dwie godziny czekali przyglądając się wchodzącym i wychodzącym turystom, którzy często poświęcają tej sali jedynie 2-3 minuty… Pewnie nie czytali „Kroniki pewnego miasta”, a może w Rethymno znaleźli się po prostu przypadkiem… W tym kafenijo zatem nie podadzą nam eliniko, bo to niezwykłe Rethymno, z tą niezwykłą uliczką z czasów Prevelakisa i z tym to kafenijo, już dawno nie istnieje.

Maj/październik 2019: Kreta
Uliczka w Rethymno czasów Prevelakisa w miejscowym Muzeum Folkloru


Wiele jest takich miejsc, do których krążąc uliczkami Starówki mego Rethymno zajrzę po raz nie wiem który, o, jak zupełnie niezwykły dom kirii Wasiliki, którą poznałam w zeszłym roku i jest moją najlepszą znajomą_nieznajomą: tu zajrzeć muszę zawsze, bo wiem, że mocno zaawansowana wiekiem kiria Wasiliki i jej mąż zawsze na mnie czekają. Ileż ja tu ciepłych słów usłyszę, ileż radości spowodowanej moim widokiem w tym czarnych jak węgiel oczach zobaczę… – nie do powiedzenia! Jak tu nie wejść? Jak nie wypić szklanki wody? Jak nie zjeść czegoś słodkiego? Kiria Wasiliki zawsze coś dla mnie ma w którymś z tych pięknych pudełeczek, których tu nie brakuje. Starym, pożółkłym fotografiom wiszącym na ścianach mogę przyglądać się za każdym razem, kiedy tylko przekroczę próg tego domu. „To mój dziadek” – z dumą pokaże kiria Wasiliki postać powstańca kreteńskiego i będzie trzykrotnie powtarzać, że ta pocztówka, która nadeszła z Warszawy sprawiła jej tyle przyjemności, a te nasze wspólne zdjęcia, które wrzuciłam przez okno, kiedy kiria Wasiliki spała, a ja akurat przechodziłam – rozczuliły ją tak, że aż płakała ze wzruszenia…

Maj/październik 2019: Kreta
Fotografia dziadka kirii Wasiliki


Prawie stale zaglądam w maleńką uliczkę Souliou: tu, pod numerem 43, odkryłam rok temu niewielką księgarenkę. Pamiętam dzień, kiedy po raz pierwszy weszłam do środka. To, co tu dziwne i czego nie rozumiem do dziś to brak, zupełny brak książek wydanych po polsku. Są wydane po grecku, angielsku, francusku, niemiecku, rosyjsku, mniej nieco po szwedzku i nawet holendersku, ale po polsku niczego nie znalazłam: ani beletrystyki ani przewodników, których w obcych językach nie brakuje. Lubię przyglądać się książkom: Kazantzakis, Prevelakis, Victoria Hislop, sir Patrick Leigh Fermor, Petros Markaris i wiele wiele innych nazwisk wydanych po grecku, ale i po angielsku (beletrystyki w tym języku widać najwięcej), a po polsku nic. Ciekawe jakie są przyczyny tego zjawiska: przecież na Kretę przyjeżdża naprawdę sporo Polaków. Czy uchodzimy tutaj za takich, którzy nie czytają? Czy też takich, którzy nie kupują książek w Grecji? Tego się pewnie nie dowiem. Z właścicielką księgarenki jestem już zaprzyjaźniona, znam także jej syna: nie wiem, ja kto się stało, że zaczęłyśmy kiedyś rozmawiać. Nie zna angielskiego: jakie biedne są te moje rozmowy poprzez ten mój ubogi grecki!!! Kiria Stamatina pochodzi ze Smyrny i Konstantynopola – tak odpowiada na pytanie, skąd jest. Dodaje, że jej rodzice i dziadkowie pochodzą stamtąd i kiedy o tym mówi jest wyraźnie wzruszona. Zapytana o swoje imię wyjaśnia, że Stamatis to imię męskie, ale skoro urodziła się dziewczynką a miała dostać imię po dziadku to ma na imię właśnie Stamatina. Nie wiem, co we mnie jest, nie wiem co w kirii Stamatinie jest, ale wielokrotnie już usłyszałam, że mnie kocha. Czasem dostaję od niej jakiś drobny prezent: kalendarz z przepisami kuchennymi i przykazaniem, że mam gotować, albo zakładkę do książki : niezwykła kobieta i niezwykła jej księgarenka.

Maj/październik 2019: Kreta
W księgarence kirii Stamatiny przy ulicy Souliou 43


Tak spędzam czas spacerując uliczkami Starówki mojego Rethymno. Tu zajrzę, tu spojrzę, tam przysiądę… Kalispera, kalimera, kalo wradi, episis kalo wradi, kalo mina, kali evdomada – usłyszę, powiem, odpowiem … Nie, nie nudzi mi się tu nigdy, więcej, myślę, że mi się nie znudzi nigdy, bo mam wrażenie, że wciąż inaczej na to samo patrzę, że coś nowego tu czy tam dostrzegam… Wiele mam takich miejsc na Starówce: może kiedyś szerzej o nich napiszę, może…

Co jeszcze robię w ramach mego codziennego życia w Rethymno? Chadzam na lokalne bazarki, w całej Grecji nazywane laiki. Co za niezwykłe miejsce! O laiki pisałam już kiedyś tekst na stronę: można go przeczytać tutaj: „Moje miejsca w Atenach: Laiki”

Laiki w Rethymno mamy trzy razy w tygodniu: najbardziej lubię te czwartkowe, urządzane na wielkim parkingu przy Megali Porta, głównym wejściu na Starówkę. Chadzam na laiki nie tyle dla zakupów, ile dla atmosfery, choć i tak zawsze mam pełną torbę pachnących warzyw i owoców, którą zostawiam potem na przechowanie w zaprzyjaźnionym periptero (kiosk), żeby nieobciążona niczym odwiedzić lutnika Nikosa i pospacerować po Starówce, zatrzymując się na dłużej nawet dwukrotnie w którymś kafenijo czy kafeterii – to już prawie rytualne u mnie.

Grecki lutnik w Rethymno na Krecie
Lutnik Nikos: czasem porozmawiamy, czasem coś mi zagra na lirze…


Więc laiki… Mnóstwo tych straganów i straganików, a dobroci wszelkich jeszcze więcej! W zależności od miesiąca prym będą tu wiodły a to arbuzy, a to winogrona, a to granaty… Granaty! Granaty tak pyszne w październiku, że trudno to sobie wyobrazić! A te melony dojrzewające w tym słońcu, pachnące tak, że wchodząc na teren bazarku już się ten zapach czuje: wszystko pachnie melonami! A sery? Mamy tu kilka stoisk z serami: mam swoje ulubione i tutaj kupuję sery przeróżne, bo wydają mi się zupełnie niedrogie w porównaniu do cen warszawskich: kilogram sera to koszt 10-12 e. Objadam się zatem serami przez tych pięć kreteńskich miesięcy tak, że aż się boję po powrocie do kraju zrobić badania… Graviera, kefalotiri, anthotiro, tirozouli – moje sery! I do tego wszystkiego pokrzykiwania, zachwalania, zaproszenia do próbowania, czasem kłótnie – ot, koloryt tego miejsca.

Maj/październik 2019: Kreta    Maj/październik 2019: Kreta
Na laiki w moim Rethymno


I takie to codzienne życie wiodę w moim Rethymno, kiedy mam czas wolny. Przyjrzę się dawnym meczetom – widuję ich pięć. Kiedyś czytałam, że było ich tu osiem, a ja wciąż nie umiem ustalić, gdzie te trzy pozostałe: nie mówię, że muszą istnieć, ale chciałabym wiedzieć chociaż, gdzie się znajdowały…

Maj/październik 2019: Kreta
Minarety dwóch dawnych meczetów


Porozmawiam z krawcem, który opowie mi o tym dawno opuszczonym sklepie znajdującym się vis a vis, którego właściciel zmarł, a synowie nie wiedzą co ze sklepem zrobić. Któregoś dnia wytrze mi szmatką szybę bym mogła zajrzeć do środka: wygląda jak działający sklep, tyle że wszystko pokryte jest grubą warstwą kurzu… Takie miejsca pobudzają moją wyobraźnię.

Poprzyglądam się drzwiom: to moje ulubione zajęcie w czasie takich spacerów. Drzwi na Starówce mojego Rethymno to coś, co wciąż mnie zachwyca. Obejrzałam je chyba wszystkie w minionym roku, ba: aby jednokrotnie tylko! W tym roku znowu się nimi zachwycałam. Mnóstwo ich: niektóre ponoć pamiętają czasy weneckie, niektóre są tak zniszczone, że wołają o pomoc, a jeśli ta nie nadejdzie – wkrótce już nie będziemy ich oglądać, ale nawet w tych zupełnie zniszczonych widać dawne piękno. Ile tajemnic w sobie kryją? Tylko one wiedzą. Ile widziały, ile słyszały? Tego nikt z nas nie wie, ale patrząc na nie możemy snuć opowieści, bo i każde drzwi opowieści wprost wymuszają. Wszystkie są piękne!

Maj/październik 2019: Kreta    Maj/październik 2019: Kreta
Drzwi na Starówce mego Rethymno


Mój tegoroczny kreteński czas obfituje niezwykle w odwiedziny towarzyskie: rok temu żyłam tu sobie prawie spokojnie, a w tym roku… Przyjaciele, Bliskie mi Dusze, koleżeństwo, znajomi, nawet czytelnicy mojej strony – odwiedzają mnie w moim Rethymno bardzo licznie! Cieszę się tymi odwiedzinami, wspólnymi spacerami po zakątkach mojego miasta, wspólnym popijaniem kawy czy podanym na gorąco rakomelo (co za cymes!), a i dalszymi wycieczkami, które organizujemy, jeśli tylko czasowo możemy sobie na nie pozwolić.

Rakomelo w Rethymno na Krecie
Rakomelo podane na ciepło


Zasadniczo, odkąd znalazłam moje miejsca w Grecji – nie mam już duszy odkrywcy, stąd mieszkając na Krecie nie rzucam się na jej zwiedzanie czy odkrywanie: chętnie pozostaję w Rethymno, by w jego zakątkach spędzać czas wolny, ale jeśli ktoś przyjeżdża i sobie tego życzy odwiedzamy jakieś kreteńskie miejsca, czy to dla mnie nowe, czy też mi znane, czym oczywiście się cieszę. Rok temu byłam wszędzie tam, dokąd tylko autobusy KTEL z Rethymno mnie zawiozły i było to niejako odświeżenie sobie widzenia miejsc, które oglądałam w 2000 roku, a i ze zmotoryzowanymi znajomymi jeździłam na różnorakie wycieczki, w tym i na wyspę Spinalonga, do wiosek i monastyrów w terenie podlegającym Rethymno, do odległej ode mnie Falassarny czy na półwysep Akrotiri. W tym roku również odwiedziłam kilka ładnych i z różnych przyczyn interesujących miejsc.

Miejscowości Bali przyglądam się co najmniej raz w tygodniu już przez drugi rok z okna autokaru jeżdżącego drogą narodową, ale nigdy w niej nie byłam: udaje mi się to teraz właśnie. Miła to miejscowość, w której turysta znajdzie wszystko czego potrzebuje: hotele, hoteliki, wypożyczalnie aut, liczne sklepy, tawerny, bary… I ładne zatoczki, w tym z niewielkim porcikiem oraz plażami.

Maj/październik 2019: Kreta
Spojrzenie na miasteczko Bali


Z wielką przyjemnością wracam do wioski Fodele, w której byłam kilka lat temu, ale wówczas nie zajrzałam do tutejszego niewielkiego muzeum znajdującego się na skraju wsi, a związanego z twórczością Domenico Theotokopoulosa (El Greco) i po raz pierwszy wchodzę do jaskini Melidoni….

Maj/październik 2019: Kreta
Przepiękny kościółek przy muzeum na obrzeżach wioski Fodele


Inna wycieczka po terenie nieodległym od znanej mi doskonale wioski Argyroupoli z sąsiednimi źródłami dostarcza mi wiele wrażeń, bo to teren ciekawych wąwozów, nader interesujących, pięknych wiosek, z których większość zachowała swój klimat wiosek dawnych, w których czas się zupełnie zatrzymał, z wisienką na torcie tej wycieczki w postaci cmentarzyska starożytnej Lappy, co dla wielbiciela wszelakich nekropolii, a do takich się zaliczam, jest miejscem wielkim.

Maj/październik 2019: Kreta    Maj/październik 2019: Kreta
Cmentarzysko starożytnej Lappy


Kolejna wycieczka to południe Krety: w okolice miasta Ierapetra. To jedne z najcieplejszych terenów kreteńskich, stąd i całe hektary zabudowane szklarniami, w których rośnie chyba wszystko. Tu po raz pierwszy w moim życiu chodzę po gaju bananowym: pomarańczowy, cytrynowy, oliwny… – to gaje doskonale mi znane, nie tylko zresztą z Krety, ale bananowy? Doświadczam tego po raz pierwszy!

Maj/październik 2019: Kreta
W gaju bananowym niedaleko miasta Ierapetra: w wiosce Tertsa


I jeszcze jedna: do Loutro, gdzie byłam i w ubiegłym roku, ale mieścina tak niezwykle piękna, że chętnie wybieram się i tego lata. Do Loutro nie można dojechać autem, nie prowadzi tam droga: można dojechać jedynie do Sfakii (Chora Sfakion) i dalej popłynąć statkiem, albo jeśli ktoś ma chęć i kondycję przejść górskim szlakiem: podobnie jak rok temu wybieram drogę morską zatrzymując się na czas jakiś w Sfakii, bo tutejsze placki, nazywanie sfakianopita nie mają sobie równych.

Loutro… . Pięknie tutaj, tak dla mnie zupełnie niekreteńsko: Loutro wygląda jak mała mieścina przeniesiona z Cyklad, takie to moje skojarzenia. A do Loutro warto wybrać się i dla pokonania drogi, która prowadzi do Sfakii: jedna z najbardziej malowniczych dróg , które dotąd widziałam na Krecie.

Maj/październik 2019: Kreta
Loutro


W tym roku, w odróżnieniu od poprzedniego, nie mam już żadnych wątpliwości co do tego czy późną jesień i zimę chcę spędzić w Polsce czy w Grecji: podjęta rok temu decyzja o wyjeździe z Grecji na zimę okazała się być strzałem w dziesiątkę, stąd w tym roku już nad tym nie myślę. Kiedy skończy mi się pięciomiesięczny kontrakt – urządzę sobie miesięczne wakacje (w Rethymno, Heraklionie oraz Atenach) i kupując na szósty dzień listopada bilet do Polski z radością zacznę myśleć o moim życiu codziennym w Warszawie, które, szczególnie właśnie w okresie jesienno-zimowym, bardzo lubię. Czas wakacji w Heraklionie oraz w Atenach to jednak czas na inną opowieść, którą oczywiście przygotuję.

Maj/październik 2019: Kreta
W jednej z moich uliczek na Starówce Rethymno


A zawodowo jak się mam na Krecie? Odpowiedź jest bardzo prosta: doskonale! Kiedy nie mam dnia wolnego – pilotuję wycieczki po zachodniej Krecie. Gramvoussa z Balos, Knossos z Heraklionem, plaża Elafonissi, wyspa Santorini i Chania z poprzedzającymi ją miejscami…

– Nie ma pani dość jeszcze tej Balos? – zapyta mnie pod koniec sezonu pewien turysta.

– Nie – odpowiem zupełnie szczerze. – Byłam w tym roku na Balos 38 razy… I wie pan co? Za każdym razem było inaczej. Poziom wody w lagunie nie do przewidzenia i to zawsze jest niespodzianką. Czy myśli pan, że kiedy pójdę tam na moje skałki, by przyglądać się opływającej je wodzie – ta woda jest taka sama jak poprzednio? Czy myśli pan, że te krabiki uciekające spod moich stóp to te same krabiki, które widziałam poprzednio?

Turysta spojrzy na mnie ze zrozumieniem i pokiwa głową.

Bo to, proszę pana, nazywa się pasją, to nazywa się uwielbieniem tego, co się robi, gdzie się jest, co się widzi, stąd za każdym razem widzi się to inaczej – dodaję już w myślach.


Podobnie jak w ubiegłym roku, bez względu na to, co przyszłość przyniesie, bardzo dziękuję chanijskiemu Biuru Turystycznemu „CONSORT TRAVEL”, z którym w czasie tych pięciu miesięcy współpracowałam, jak i współpracującemu z nim Biuru Podróży „ITAKA”: doznałam od obu tych biur tak wiele dobrego, otrzymałam tak wiele dowodów sympatii i uznania, że z prawdziwą przyjemnością do każdej spędzonej na Krecie chwili wracam. Wielkie dziękuję!

Maj/październik 2019: Kreta    Maj/październik 2019: Kreta    Maj/październik 2019: Kreta
Pewnego dnia w Panormo, do którego z Rethymno można dojechać autobusem miejskim (nr 20)




Maj/październik 2019: Kreta    Maj/październik 2019: Kreta
i codzienność w nieodległej niewielkiej mieścinie Georgioupoli z posadowioną na grobli kapliczką Agios Nikolaos ( można tu z Rethymno dojechać autobusem KTEL)



O moich rozważaniach w 2018 roku, w tym co do tego: przyjeżdżać na zimę do Polski czy też zostać w Grecji – można poczytać tutaj: Kreta 2018

Tekst i wszystkie zdjęcia: Beata Kuczborska/betaki.pl