Rozmowa z zespołem tanecznym ILIOS

Od ponad 15 lat tworzą zespół taneczny, który nieco później nazwali ILIOS [z gr.: słońce] i prowadzą pod egidą Towarzystwa Przyjaciół Grecji warsztaty tańca greckiego. Warsztaty odbywają się głównie w Warszawie, choć zdarzały się w przeszłości i sesje wyjazdowe. Oprócz prowadzenia warsztatów, biorą również udział w różnych mniej i bardziej formalnych uroczystościach związanych czy to z Grecją, czy z tańcem jako takim. Gdzie się nie pojawią ze swoimi tańcami, wzbudzają duże zainteresowanie, bo co by nie mówić: tańce greckie są bardzo widowiskowe. Tworzący zespół ILIOS: Irena Argiro Tsermegas, Bożena Głodkowska i Tomasz Kozłowski zgodzili się odpowiedzieć na kilka moich pytań związanych z tańcem greckim. Zapraszam do przeczytania rozmowy z zespołem ILIOS.

Zespół taneczny ILIOS

Beata Betaki Kuczborska: Taniec grecki to już od starożytności istotna część życia Greków: w zasadzie każdy od dziecka w sposób mniej bądź bardziej sformalizowany wprowadzany jest w świat tradycyjnego tańca. Początkowo jest to forma zabawy, potem nierzadko lekcje i – co ważne – nie wydaje się to być dla Greków przykre, więcej – wykorzystywane jest ochoczo w dorosłym życiu poprzez zupełnie spontaniczne zachowania, kiedy tylko, nawet w czasie tawernianego biesiadowania, usłyszy się ten właściwy dla duszy rytm. W Polsce wygląda to zupełnie inaczej. A jak to było z tym tańcem greckim u Was? Skąd to zamiłowanie się wzięło? Dlaczego akurat grecki, a nie ten z na przykład Wysp Zielonego Przylądka czy Wielkanocnych? 

Irena Argiro Tsermegas: W moim przypadku to chyba oczywiste (chociaż ten Zielony Przylądek mógłby być ciekawy, tym bardziej, że niewiele brakowało, abym jakieś 18 lat temu uczestniczyła w wyprawie tam właśnie 😉 ). Od dziecka prowadzana byłam do działającej w Warszawie greckiej świetlicy (mieszczącej się wówczas w siedzibie Związku Uchodźców Politycznych z Grecji w Polsce, przy ul. Mokotowskiej 45), a tam momentami było chyba bardziej grecko niż w Grecji – śpiewało się, tańczyło, a nawet jadło i piło się po grecku. Potem jeździłam też na organizowane w Polsce kolonie dla greckich dzieci i młodzieży, na których wychowawcami byli Grecy, więc też miałam możliwość stykania się z autentyczną grecką tradycją, w dodatku w wydaniach z różnych regionów Grecji. A zatem, taniec grecki stał się częścią mojego życia w sposób zupełnie naturalny, a jak już się stał, to i zagościł na stałe.

Bożena Głodkowska: Wszystko przez Ewę Szyler, niegdysiejszą prezeskę Towarzystwa Przyjaciół Grecji. Poznałam ją, gdy pracowałam w pismach dla dzieci, a Ewa przetłumaczyła dla nas z greckiego jakieś opowiadanie. Zaczęła mnie zapraszać na różne greckie imprezy organizowane przez TPG i stopniowo coraz bardziej wciągać w te greckie klimaty. Za jej sprawą zresztą pojechałam też po raz pierwszy do Grecji (Kreta, Santorini, Paros – ależ to była wyprawa!). A w styczniu 2000 r. zapytała, czy nie chciałabym się uczyć tańców greckich. Czy chciałabym? To było moje marzenie!!! I tak zaczęłam chodzić na warsztaty, które prowadziła Irena. Wtedy ją poznałam, choć zapewne widywałyśmy się wcześniej na greckich imprezach. I tak tańczymy razem do dziś, prawie 18 lat. A wracając do pytania „skąd te zainteresowania tańcem greckim” – w sumie to bardzo szczęśliwy przypadek… Może gdybym wiele lat temu spotkała kogoś związanego np. z Hiszpanią, to dziś tańczyłabym flamenco… Kto wie.

Tomasz Kozłowski: Rozpoczęcie praktyki tańca greckiego było u mnie następstwem zamiłowania do muzyki greckiej, które pojawiło się z kolei wskutek podróży do Grecji. Szybko zacząłem orientować się, jak różnorodna oraz zróżnicowana regionalnie jest to muzyka. Przekłada się to na formy tańca. W Grecji mieszkańcy nawet małych wysepek mają własne wersje tańców. Bogactwo tradycji jest przeogromne także w kontynentalnej części kraju. Zachwyca mnie różnorodność świata: w Grecji odnalazłem ją w mikroskali, którą mogę „ogarnąć” umysłem i zrozumieć. Nie bez znaczenia jest też to, że bardzo lubię rytmy wschodnie, które są podstawą muzyki i tańców większości greckich regionów. Wreszcie, tańce greckie są najczęściej korowodowe, co buduje ducha wspólnoty i radość z przeżywania tańca razem. Gdy przyjechałem do Warszawy na studia w 2001 r., odnalazłem Towarzystwo Przyjaciół Grecji i dzięki temu poznałem Irenę i Bożenę, które już tańczyły. I tak to się zaczęło.

Beata Betaki Kuczborska: W Grecji tańczy się z okazji… każdej! Oczywiście wesela czy lokalne uroczystości kościelne [panigiri – odpowiednik odpustu] to klasyczne przykłady tanecznych zabaw, ale nierzadko w czasie chrzcin, imienin czy zwyczajnych spotkań towarzyskich w Grecji też się tańczy. Czym to jest spowodowane? Czym tak naprawdę jest taniec dla Greków? 

Irena Argiro Tsermegas: Zapewne tym, czym dla wszystkich innych nacji, tyle że część z tych innych nacji jakoś o tym zapomniała. Więc może nie należy pytać, dlaczego jest on obecny u Greków, tylko dlaczego u innych pozwolono mu zniknąć. W każdym razie, odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa i zapewne próbowano już udzielać jej w wielu pracach naukowych, pewnie nawet z powodzeniem, ale domyślam się, że nie o to nam chodzi 😉 . Postaram się zatem odpowiedzieć w sposób jak najprostszy – taniec jest jedną z form wyrażania siebie, rodzajem sztuki, która jest nam niezbędna do życia – chcemy otaczać się pięknem, a taniec to po prostu piękna forma ruchu. Z drugiej strony, taniec spełnia też wiele innych, ważnych funkcji społecznych – przede wszystkim łączy ludzi (do tańca może przyłączyć się każdy!), jest formą rozrywki (niemal bezkosztową), można się w nim popisać wieloma umiejętnościami (a tego też każdy z nas czasem potrzebuje 😉 ), ale najważniejsze wydaje mi się to, że w tańcu możemy łatwo poczuć się częścią pewnej społeczności, czyli zyskujemy też swoiste poczucie bezpieczeństwa, ważne chyba niezależnie od okoliczności.

Bożena Głodkowska: Żywą tradycją. Taką codzienną, a nie kultywowaną tylko przy większych uroczystościach. Tańczą „z okazji” i bez okazji. Uwielbiam imprezy plenerowe z muzyką na żywo, kiedy publiczność po prostu wychodzi tańczyć i bawi się do upadłego (a ja z nimi). Nie chcę się zagłębiać w historyczne wywody na temat tańca, że „już w starożytności…” itd. Ogólnie rzecz biorąc, wydaje mi się, że Grecy bardziej niż my potrafią się cieszyć chwilą, brać życie takim, jakie jest. Taka afirmacja życia. Co się zresztą dziwić, ich akumulatory są ładowane przez słońce…

Tomasz Kozłowski: Taniec jest formą ekspresji wspólnoty niemal wszystkich społeczności naszego globu. Nie wszędzie jednak lokalne tańce przetrwały. W Grecji taniec był jednym z elementów budowania wspólnoty już od starożytności. Jeszcze do niedawna komunikacja w wielu rejonach Grecji była znacznie utrudniona ze względu na górzystość kraju czy odosobnienie wysp. W takich warunkach powstawały wspólnoty o silnej lokalnej tożsamości, często wolniej poddające się wpływom z zewnątrz, tradycje o silnym miejscowym kolorycie, również w tańcu. Inne tańce wędrowały szlakami handlowymi, razem z wędrownymi muzykami. Podobnie jak w ościennych krajach bałkańskich, taniec tradycyjny pozostał tu żywą formą ekspresji we własnej wspólnocie. W XX wieku w wielu przypadkach zmieniła się jego funkcja. Wiele tańców straciło swój rytualny czy wojenny charakter. Taniec zachował natomiast charakter rozrywkowy. Do tego stopnia, że na greckich weselach krokami tańców greckich tańczy się nawet dziś do zachodnich przebojów. Grecy uwielbiają się bawić i w tańcu „zrzucać” z siebie codzienne troski. Taniec jest też więc tam popularną formą wewnętrznego oczyszczenia.

Zespół taneczny ILIOS

Beata Betaki Kuczborska: W Polsce mamy zupełnie inne podejście do tańców tradycyjnych, do naszych tańców ludowych: nie zdarza się tak często jak w Grecji znajomość tego typu tańców. Nie wynosimy z domu takich umiejętności, nie ma u nas takich tradycji, a jeśli już ktoś tańce polskie ludowe zna, to raczej z kursów i różnych warsztatów. Z czego wynika ta wielka nasza odmienność od Greków w tym zakresie? 

Irena Argiro Tsermegas: Oczywiście wynika z uwarunkowań historycznych i społecznych, choć wolałabym, aby na ten temat wypowiadali się specjaliści znający te uwarunkowania i umiejący je analizować. I znów dotyczy to zarówno analizy przyczyn przetrwania, jak i zaniku tradycji tanecznej. Wydaje mi się, że Polacy mają problem nie tylko z tradycją taneczną, ale z tradycją w ogóle. I na pewno nie jest temu winien wyłącznie PRL, bo po sąsiedzku, np. na Ukrainie, wiele tradycji jednak przetrwało. Sięgnęłabym raczej znacznie dalej w przeszłość – myślę, że już wcześniej uprzywilejowane warstwy społeczne (co ważne, także te wiejskie) wstydziły się swych ludowych korzeni zwracając się ku wzorcom zachodnim (np. francuskim), co w dużym stopniu przyczyniło się do zaniku wielu tradycyjnych form kultury (bo taniec to też kultura). Greków ten etap ominął. Jednocześnie (i tu wypowiadam się jako geograf) wiele regionów długo funkcjonowało w pewnej izolacji (z racji obecności trudnych do pokonania gór albo otoczenia przez morze), więc naturalnym było kultywowanie własnej tradycji, a nie przejmowanie obcych wzorców. Warto również podkreślić, że choć w Grecji rozwinęła się też „kultura miejska”, tzw. rembetiko, to porównywanie jej z czymkolwiek, co funkcjonowało w miastach innych regionów Europy, jest absolutnie nieuprawnione. Ona tak naprawdę była miejska dla Europejczyka z zachodu, dla Greka była po prostu specyficzną formą tradycji ludowej.

Bożena Głodkowska: Hm, to chyba pytanie dla socjologa… Wiele razy się nad tym zastanawiałam i nie mam dobrej, spójnej odpowiedzi. Tym bardziej że nie bardzo się orientuję, jak to jest w mniejszych miastach i wsiach – może tam ludzie są bardziej roztańczeni? Z drugiej strony w Atenach też tańczą tradycyjne tańce, a w Warszawie ich nie uświadczysz, więc to nie jest dobry trop. Ale wydaje mi się, że Grecy nie odcinają się i nigdy nie odcinali się od swoich korzeni. Tymczasem my (mówiąc „my”, mam na myśli ogólnie społeczeństwo), kiedy w tzw. czasach słusznie minionych migrowaliśmy do miast, trochę się chyba wykorzenialiśmy (nie chcę sięgać w odleglejsze czasy, bo za mało na ten temat wiem). Staraliśmy się być „bardzo miastowi”, zapominaliśmy o tych oberkach, kujawiakach, krakowiakach. Tradycyjne tańce stały się dla nas cepelią, a słowo „folklor” zaczęło być kojarzone z obciachem. Teraz to się na szczęście zmienia, we wzornictwie motywy ludowe są już bardzo popularne, może tańce też się doczekają należnego im miejsca w polskiej kulturze?

Tomasz Kozłowski: Zgadzam się, że to złożone zagadnienie dla specjalistów badających takie zjawiska. Przedstawię wnioski z własnych przemyśleń. Ludowa praktyka muzyczna w Polsce uległa dużemu przeobrażeniu po II wojnie światowej. Taniec ludowy stał się wówczas często bardziej folklorystycznym pokazem niż żywą kulturą wiejską. Część mojej najbliższej rodziny pochodzi ze wsi na północnym Mazowszu. Spisuję przekazy rodzinne i wiem, że jeszcze do końca lat 60. wiejskie zabawy były tam pełne muzykantów i tańczących par. Również moi dziadkowie chętnie „wywijali” oberki, w pokoleniu rodziców potrzeba ta zanikła. Spytałem ich dlaczego. Dowiedziałem się, że młode pokolenie lat 60. czy 70. często dążyło do nowoczesności, odrzucając tradycyjną muzykę. Chętnie poszukiwano wzorców kulturowych na Zachodzie czy w miastach. Ludowości zaczęto się wstydzić, stała się czymś „przebrzmiałym” (tak też postrzegali ją w większości moi rówieśnicy, gdy byłem dzieckiem czy nastolatkiem). Nie wszędzie odbywało się to w takim samym nasileniu. Do dziś są w Polsce okolice, gdzie tańczy się na autentycznych zabawach ludowych, ale nie pokazują tego media. W Grecji nie nastąpiło odcięcie się od tradycji, a w niektórych regionach tradycja ta nadal ewoluuje (dobrym przykładem jest np. muzyka Krety). Bycie świetnym tancerzem jest w wielu społecznościach nadal nobilitacją! Może wynikać to z tego, że kult „małych ojczyzn” i ich lokalnej kultury jest tam znacznie silniejszy niż u nas. To zaś jest znów być może pokłosiem długiej izolacji wielu górskich dolin czy wysp. Ale i w Grecji nie w każdym regionie znajomość tańców jest równie powszechna i żywa: w wielu okolicach kontynentalnej części kraju zabawy zatraciły dawny, tradycyjny charakter. Chcę też zwrócić uwagę na inną różnicę: w Polsce nie powstała tradycja rodzimych tańców społeczności miejskich. W Grecji muzyczna kultura miejska (rembetiko a później laiko) funkcjonuje równolegle do wiejskiej. Od kilku dekad obie te kultury są ze sobą we wzajemnym dialogu. W ten sposób również bardzo liczna społeczność greckich miast nie traci kontaktu z tradycyjnymi formami tańca. Ba, tańców tych uczy się nawet w greckich szkołach! Wreszcie, z tego co wiem, w choreologii tańce korowodowe (a te dominują w tradycji Grecji) uważa się za bardziej „archaiczne” formy niż taniec w parach, na którym opiera się obecna tradycja polska. Być może więc ta archaiczna wspólnotowość greckich korowodów paradoksalnie jest bardziej „przyciągająca” czy jednocząca dla tamtejszych współczesnych społeczności, odpowiada na jakieś ich potrzeby i dzięki temu wciąż cieszy się dużym zainteresowaniem.

Beata Betaki Kuczborska: Tańczycie szereg tańców: i wyspiarskie, i kontynentalne, i miejskie, a katalog tańców jest doprawdy szeroki. Z wszystkimi, jak widzę, doskonale sobie radzicie. Czy każdą muzykę czujecie tak samo? Czy każda jednakowo do Was przemawia? Pytam o to, bo dla mnie niektóre tańce, niektóre rytmy są do zatańczenia po kilku próbach, a inne, jak na przykład pontyjskie, czuję (tak określam) bardzo słabo. Jak to u Was wygląda? 

Irena Argiro Tsermegas: Moim zdaniem nie ma osób, którym wszystkie te tańce są jednakowo bliskie – jeśli ktoś uważa, że są mu tak samo bliskie, oznacza to, że tak naprawdę żaden nie jest mu bliski 😉 I nie chodzi tu o łatwość zatańczenia – mnie podobają się praktycznie wszystkie tańce greckie, widzę też między nimi wiele podobieństw i potrafię je zatańczyć, a mimo to, tylko niektóre uznałabym za rzeczywiście „moje”. Najbardziej moje, co nie powinno dziwić, są te wyspiarskie – je naprawdę czuję, ich melodie mogę nucić idąc ulicą, a nogi same zaczynają mi podrygiwać. Bo to są po prostu tańce z mojego regionu. Dodam jeszcze, że same kroki to za mało. Można stawiać kroki, ale wcale nie tańczyć, a można nie znać kroków, a mimo to czuć się w danym tańcu dobrze i nawet bez kroków go tańczyć. Trudno to wytłumaczyć, to trzeba po prostu poczuć.

Bożena Głodkowska: Jedną muzykę lubię bardziej, inną mniej, ale w tańcach nie ma to dla mnie za bardzo znaczenia. Choć zdecydowanie lubię te bardziej „energetyczne” – tak mnie jakoś pozytywnie ładują. Muzyka pontyjska bywa trudna, nawet mój kolega mocno osłuchany muzycznie miał z nią problemy. Ale kroki pontyjskich tańców nie są specjalnie skomplikowane, te z innych regionów bywają trudniejsze. Trzeba je tylko „pogodzić” z muzyką, wsłuchać się w rytm.

Tomasz Kozłowski: Jak najbardziej mam swoje ulubione regionalne tradycje. Ze względu na zainteresowanie tradycją muzyczną Greków z Azji Mniejszej, tańce pontyjskie czy miejskie (z kultury rembetiko) przemawiają do mnie bardzo silnie. Bardzo lubię również tańce Wysp Egejskich czy północnej Grecji, od Tracji po Epir. Znacznie mniej interesują mnie choćby tańce Wysp Jońskich, których muzyka wzrusza mnie najmniej i jest to związane oczywiście z czysto subiektywnym odbiorem. Nie znaczy bowiem, że jest mniej ciekawa.

Beata Betaki Kuczborska: Czy macie swoje ulubione tańce, a jeśli tak, to jakie? Czy są one ulubionymi tak po prostu, czy może z jakiegoś istotnego powodu, nie wiem: sentyment, inne czucie, skojarzenie z czymś? 

Irena Argiro Tsermegas: O, mam kilka ulubionych tańców, ale właściwie wszystkie są jednak wyspiarskie. Niekwestionowany numer jeden to oczywiście ikariotiko, ale bardzo lubię też wszelkie sirta (to rzecz jasna kwestia moich korzeni), a także tsifteteli (ale do właściwej melodii i nie w każdym wykonaniu). A co do innych tańców, to wydaje mi się, że kluczem do ich polubienia jest możliwość zatańczenia ich z osobami, dla których są one czymś naturalnym, czyli np. tańce trackie są super, o ile tańczy się je z ludźmi stamtąd, podobnie pontyjskie czy kreteńskie, bo swoboda w tańcu jest (albo przynajmniej powinna być) czymś zaraźliwym 😉 .

Bożena Głodkowska: Lubię tańce kreteńskie – bo ja generalnie lubię Kretę. Kreteńskie góry, morze, zapach (uważam, że Kreta ma swój „osobny” zapach), muzykę i – co się z tą ostatnią wiąże – tańce. Byłam na tej wyspie kilkanaście razy i wielokrotnie miałam okazję tańczyć z tubylcami na panigiriach, weselach, w knajpach. A moim największym sukcesem jest nauczenie Kreteńczyka kreteńskiego tańca chaniotikos! Ale w tym moim lubieniu chodzi nawet nie tyle o sentyment, ale o żywioł, energię, jakie tkwią w tej muzyce i tańcach.

Ale lubię też wiele innych. Ikariotiko, zaikos, kalamatianos, vlacha z Naksos, że wymienię choćby kilka z nich. I chasapiko – jakże piękna muzyka mu towarzyszy! Wtedy można się cieszyć i tańcem, ruchem, i tymi zniewalającymi dźwiękami.

Zespół taneczny ILIOS

Beata Betaki Kuczborska: Czy myślicie, że taniec grecki jest dla wszystkich? Często spotykam się z opinią, że tańce te są trudne, choć według mnie skala trudności jest mocno zróżnicowana i doprawdy nie należy się zrażać. 

Irena Argiro Tsermegas: Są dla wszystkich, ale nic na siłę. Ostatecznie w Grecji też jednak nie wszyscy tańczą. Na pewno ograniczeniami są brak słuchu i brak poczucia rytmu, choć za oba te braki główną winę ponosi chyba brak właściwej edukacji muzycznej w dzieciństwie. A zatem, może powinniśmy zacząć prowadzić warsztaty dla dzieci? Wtedy nie byłoby problemu! Zdarzało nam się zresztą takie „warsztaty” prowadzić i okazywało się, że dzieci sobie radziły.

Bożena Głodkowska: Są tańce bardzo proste, są i trudniejsze. Niektórych można się nauczyć w parę minut (czyli tyle, ile trwa nagranie), innych trzeba się uczyć dłużej. Jedni „łapią” je szybciej, inni wolniej. Jedno jest pewne: trzeba próbować, próbować, próbować – i nie poddawać się (a na pewno nie uczyć się przez patrzenie, bo to nie jest skuteczna metoda). A potem powtarzać, powtarzać, powtarzać – bo na jednych zajęciach można się nauczyć kroków, ale niekoniecznie zapamiętać je „na zawsze”. I nie przejmować się, że wszystko się plącze i nogi „idą” nie w tę stronę, w którą powinny. To ma być przede wszystkim dobra zabawa i przyjemność.

To jednak dotyczy chyba wszystkich tańców, nie tylko greckich, choć w nich niektórym trudność sprawia nieparzysty rytm, charakterystyczny dla Bałkanów. Ale z tym rytmem można się osłuchać. Większość początkujących jest tak zaabsorbowana liczeniem kroków i tym, czy teraz prawa noga w lewo, czy lewa w prawo (albo odwrotnie), że na muzykę nie zwraca uwagi. To naturalne, na wszystko potrzeba nieco czasu.

Tomasz Kozłowski: Taniec grecki, podobnie jak inne tańce, jest dla wszystkich, którzy mają słuch muzyczny. Tańczenie opiera się na odbiorze określonego rytmu i podążanie za nim w przyjętej konwencji. W przypadku tańców greckich rytm jest często nieparzysty (cecha wielu tańców wschodnich), co oznacza pewną „trudność przystosowawczą” dla „polskiego ucha”, nieosłuchanego na co dzień z takimi rytmami. Poznanie rytmu, osłuchanie się z nim, znosi bariery. Świetnie pamiętam moje początki w tańcu greckim i – to moje autorskie określenie – moje „drewniane ruchy”. Pewnie pamiętają to też Irena i Bożena 🙂 (śmiech). Kocham jednak tę muzykę, więc po jej „oswojeniu”, opanowanie kroków przychodziło coraz łatwiej. Chcę jednak zaznaczyć, że nauka tańca greckiego to dla mnie proces nieskończony, na wiele, wiele lat. W tańcu tym istnieje bardzo wiele stopni zaawansowania i wtajemniczenia. Gdy patrzę na tańczących przyjaciół z Grecji, którzy są instruktorami tańców tradycyjnych w Atenach czy Ksanthi, wiem, że to dla mnie temat na całe życie. Bogactwo form tańca greckiego jest niezwykłe, możliwości doskonalenia się są niemal nieograniczone!

Beata Betaki Kuczborska: To, co mnie zaskakuje wciąż w greckiej muzyce, to tworzenie współcześnie piosenek na niejako bazie czy układzie tańców ludowych, co powoduje, że w zasadzie nawet na koncercie w młodzieżowym klubie możemy spotkać się z tradycyjnym tańcem. Czy rzeczywiście tak to jest i tak bywa, czy to tylko moje wyobrażenia? 

Irena Argiro Tsermegas: Nie na układzie tańców, a po prostu na bazie tradycyjnych rytmów. I oczywiście to żaden przypadek, na tym polega żywa tradycja muzyczna, nie tylko w Grecji, ale wszędzie tam, gdzie przetrwała. Dziwna to raczej powinna być sytuacja, gdyby Grek tworzył muzykę do rytmów chińskich czy węgierskich. Tworzy do greckich, bo komponowanie to (jak samo słowo wskazuje) łączenie, a naturalnym jest łączenie według pewnych wzorców, tych, które są komponującemu najbliższe. A jeśli się komponuje „dla innych”, to też najlepiej robić to tak, aby słuchacze „zrozumieli”, czyli wykorzystując „język”, który znają. Muzyka to też pewien język, którego trzeba się nauczyć.

Bożena Głodkowska: Prawdę mówiąc, nigdy nie byłam w klubie młodzieżowym w Grecji, więc nie jestem wiarygodnym źródłem informacji w tej kwestii. Ale jeśli chodzi o muzykę – potwierdzam. Największe gwiazdy greckiej piosenki nagrywają muzykę, przy której można tańczyć te tańce, i każde kolejne pokolenie piosenkarzy po nią sięga. Czasem zresztą korzystamy z ich nagrań na warsztatach. W Polsce raczej nie do pomyślenia, prawda?

Tomasz Kozłowski: To prawda. W Grecji stale powstają nowe piosenki, zarówno do tańców miejskich, jak i wiejskich. Wiele z nich staje się popularnymi przebojami, w skali całej Grecji bądź konkretnych regionów (tak dzieje się np. na Krecie, która zachowała niezwykle żywą własną tradycję muzyczną). Młodzież grecka ma różne upodobania, trudno tu o uogólnienia. Nie wszyscy młodzi Grecy tańczą i nie wszyscy lubią tradycyjną muzykę swojego kraju, ale jest duża grupa, którą ta tradycja wciąż wzrusza. Upodobania te często zmieniają się też z wiekiem. Mnóstwo młodych ludzi uczy się też gry na tradycyjnych instrumentach, np. buzuki, lirze pontyjskiej, kreteńskiej czy ludowym klarnecie. W Grecji nie zaginął przekaz pokoleniowy, o który tak ciężko w Polsce.

Zespół taneczny ILIOS

Beata Betaki Kuczborska: W Atenach znajduje się kultowy już w zasadzie Teatr Tańców Greckich Dora Stratou, z którym czasem współpracujecie. Jak wygląda ta współpraca? 

Irena Argiro Tsermegas: Trudno to nazwać współpracą. Raczej po prostu staramy się od tancerzy z Teatru jak najwięcej nauczyć. Są nieprzebraną skarbnicą wiedzy i próbujemy z tej wiedzy korzystać. A może to właśnie jest najlepsza forma współpracy, bo dzięki niej Teatr realizuje swoje cele, a my swoje, te najbardziej praktyczne, a nie jakieś wyimaginowane instytucjonalne czy formalne.

Beata Betaki Kuczborska: Podkreślacie na prowadzonych przez siebie warsztatach, i ja w tym zakresie jestem już od lat doskonale przeszkolona, że nie ma tańca zorba 🙂 Muszę Was o to zapytać, bo „taniec zorba” to coś, co w Polsce jest znane chyba największej liczbie osób, „taniec zorba” jest czymś, co powoduje zawsze wyraźne ożywienie wśród zgromadzonych. Jak to zatem z tym tańcem zorba jest? 

Irena Argiro Tsermegas: No właśnie, „zorba” jako taniec nie istnieje, nie istnieje nawet „taniec Zorby”, czyli Greka o takim nazwisku. Zorba tańczył chasapiko (w wersji wolnej i szybkiej), czyli taniec z tradycji miejskiej (a w każdym razie tak to przedstawiono w filmie, choć to filmowe chasapiko było mocno choreograficzne, czyli dość dalekie od tradycyjnych wzorców). Wielu Greków żyjących z turystyki też zaczyna powoli wykorzystywać stereotyp „zorby”, ale raczej ten stereotyp (na szczęście) nigdy nie stanie się tradycyjnym greckim tańcem, bo nie będzie spełniał żadnej z podstawowych funkcji tańca tradycyjnego (wspomnianych w odpowiedzi na pytanie 2.).

Bożena Głodkowska: A nie ma. Zawsze to mówimy na warsztatach i wszędzie tam, gdzie tylko mamy okazję. Podejrzewam zresztą, że niektórzy i tak nam nie wierzą 🙂 Jeśli już, to właściwsze byłoby powiedzenie, że to „taniec Zorby” – bohatera najbardziej znanej książki Kazantzakisa i nakręconego według niej filmu. To, co można obejrzeć w słynnej scenie na plaży, to układ choreograficzny opracowany na podstawie dwóch tańców: chasapiko (wolniejsza część) i chasaposerwiko (szybsza). I tych tańców uczymy, nie zorby – no bo jak uczyć tańca, który nie istnieje?

I tu przypomniała mi się anegdota. Na weselu u moich znajomych nad ranem któryś z gości zażyczył sobie, żeby zespół zagrał zorbę. „Nie ma takiego tańca” – mruknął ktoś z zespołu. „Matko, jakbym słyszała Bożenę” – jęknęła moja koleżanka. Mnie już wtedy nie było na weselu, nie mogłam więc dopytać, gdzie ów człowiek nabył tę wiedzę.

Tomasz Kozłowski: Taniec „zorba” rzeczywiście nie istnieje. Jest układem choreograficznym do konkretnej ścieżki dźwiękowej do konkretnego filmu. Tłumaczymy to z uśmiechem i cierpliwie uczestnikom naszych warsztatów i zabaw. Wiemy jednak, że turystyka bardzo mocno wypromowała muzykę z ”Zorby” wśród miłośników Grecji i że „Zorba”, czy to podoba się nam, czy nie, stał się symbolem tańca greckiego. Ze swojej strony mówimy, jaka jest prawda, co nie znaczy, że nie zdarza się nam zatańczyć do melodii Zorby, do której sami Grecy niemal w ogóle nie tańczą. ”Zorbę” można zatańczyć krokami dwóch innych charakterystycznych tańców miejskich, chasapiko i chasaposerwiko. Chętnie uczymy ich na naszych warsztatach.

Beata Betaki Kuczborska: W Warszawie prowadzicie przez cały rok (za wyjątkiem okresu wakacyjnego) raz w miesiącu (weekend) warsztaty tańca greckiego, na które może przyjść każdy, a szczegóły podawane są na wielu stronach internetowych, w tym i zespołu ILIOS na Facebook-u, na stronie Towarzystwa Przyjaciół Grecji, ale i mojej betaki.pl również. Często zainteresowani pytają, co zrobić, żeby się na zajęcia zapisać? Czy wystarczy na którekolwiek warsztaty przyjść – i już? Albo pytają: „Nigdy nie próbowałem nawet tańczyć: czy mogę przyjść ot tak, z marszu, czy do jakiejś grupy muszę trafić?”. 

Irena Argiro Tsermegas: Staramy się, aby na warsztaty rzeczywiście mógł przychodzić każdy. Wydaje nam się, że skoro ktoś odczuwa potrzebę przyjścia, to znaczy, że te warsztaty są dla niego. Oczywiście początkujący mogą mieć problemy z niektórymi trudniejszymi tańcami czy rytmami, ale to dotyczy wszystkich tańców, nie tylko greckich, i jest na to jedna metoda – im więcej się ćwiczy, tym lepsze efekty można osiągnąć. Jeśli po jednych warsztatach uczestnik nadal ma ochotę słuchać greckiej muzyki, a do tego zaczyna słyszeć jej rytmy, to nasz wysiłek z pewnością nie poszedł na marne. Jest nas trójka, więc raczej jesteśmy w stanie na tyle zindywidualizować naukę, aby żaden uczestnik nie czuł się pomijany. Im trudniejsze kroki, tym więcej razy je pokazujemy i powtarzamy. Najważniejsze, żeby się dobrze bawić, a z czasem kroki też staną się łatwe, chociaż tak naprawdę to nie one są w tańcu najważniejsze.

Beata Betaki Kuczborska: Często słyszę pytanie o to, czy istnieje szansa, aby warsztaty były prowadzone przez Was również w innych miastach Polski, a nie tylko w Warszawie. Co zainteresowani mieszkający w innych miastach winni zrobić i do kogo się zgłosić, abyście spełnili ich marzenie? 

Irena Argiro Tsermegas: Zgłosić się oczywiście powinni do nas, ale muszą zdawać sobie sprawę z faktu, że mamy wiele obowiązków pozatanecznych i nie zawsze będziemy mieli możliwość dotarcia w każdy zakątek Polski. Ale ochotę zwykle mamy, tylko trochę brak nam mocy przerobowych. Bywaliśmy już nawet całkiem daleko – we Wrocławiu, w Tarnowskich Górach, w kilkunastu miastach Mazowsza…, a zatem szansa na pewno istnieje, bo my po prostu kochamy taniec!

Zespół taneczny ILIOS    Zespół taneczny ILIOS
Warsztaty tańca greckiego

Beata Betaki Kuczborska: I już na koniec poprosiłabym Was o jakieś wskazówki dla tych, którzy chcieliby spróbować swych sił w tańcu greckim, dla tych, którzy widząc w tawernie korowód, mają chęć się przyłączyć, o takie praktyczne słowo od nauczyciela do ucznia 🙂 

Irena Argiro Tsermegas: Przyłączyć się oczywiście można, ale należy dostosować się do pozostałych tancerzy, a zwłaszcza do osoby, która prowadzi korowód, czyli uznać, że to ta osoba ma zawsze rację, choć nie trzeba dokładnie powtarzać jej kroków, bo często wykonuje rozmaite ozdobne figury. Najwygodniej jest przyglądać się, co robi osoba tańcząca bezpośrednio przed nami (w korowodzie to będzie na prawo od nas, bo korowód zwykle porusza się w prawo). A zatem nigdy nie przyłączajmy się na początek korowodu, jeśli to możliwe, dołączmy się na koniec albo w środku i pozwólmy dołączać kolejnym osobom. Jeśli tancerze trzymają się za ramiona, to zróbmy to samo, pamiętając o tym, że ramię to nie szyja, a zatem nie próbujmy nikogo dusić. A teraz zapomnijmy o wszystkich powyższych zasadach i po prostu dobrze się bawmy, pozwalając też innym na dobrą zabawę.

Bożena Głodkowska: Po prostu się przyłączyć i świetnie się bawić. W korowodzie każdy jest mile widziany, ale nie pchajmy się na jego początek, chyba że nas o to poproszą. Korowód prowadzą na ogół bardzo dobrzy tancerze, którzy popisują się skomplikowanymi krokami i figurami (i często się zmieniają, w trakcie tańca wychodzi na początek inna osoba, potem kolejna itd.). Lepiej przyłączyć się na końcu albo gdzieś w środku.

Inaczej jest z chasapiko, tańczonym zwykle w 2-4 osoby. W tym przypadku – nawet jeśli nogi same nam się rwą do tańca – pozostańmy widzami, bo w chasapiko wszystkie tańczące osoby muszą znać dokładnie te same kroki i figury, być dobrze zgrane, czyli – tańczyć ze sobą już wcześniej. A tych figur jest naprawdę bardzo wiele, krok podstawowy też bywa tańczony w nieco inny sposób. Będziemy więc tylko przeszkadzać.

Tomasz Kozłowski: Taniec w Grecji jest przyjemnością. I tak należy do niego podchodzić. Nie należy obawiać się, że źle postawi się jakiś krok. Każdy taniec ma w Grecji wiele lokalnych wersji i nie ma zwykle tej jedynej słusznej. Nie wszyscy Grecy tańczą też szczególnie poprawnie. Liczy się dobry humor, uczestnictwo w zabawie razem z innymi oraz to „zrzucenie trosk”, o którym wspomniałem wcześniej. I tylko to powinno mieć znaczenie, gdy decydujemy się zatańczyć. Wszystkich naszych uczniów zachęcamy do dołączenia do korowodu! Patrząc na niego, nie pozbędziemy się poczucia niedosytu. Dołączenie i wspólna wymiana radości i wzruszenia tańca, dostarczą nam satysfakcji na długi czas oraz chęci, by próbować dalej 🙂

Beata Betaki Kuczborska: Serdecznie dziękuję za rozmowę 🙂 

Wszystkie zdjęcia: Beata Kuczborska / betaki.pl

Zespół taneczny ILIOS