Rozmowa z Polkami mieszkającymi w Grecji cz. 1

Wywiad z Polkami mieszkającymi w Grecji

Żyć w innym kraju niż ojczysty…
Niektórym wydaje się to proste, dla innych zaś jest nie do przyjęcia, ale jest i coś pomiędzy…
Czy podjęcie decyzji o zmianie miejsca zamieszkania jest trudne czy też przychodzi z łatwością? A może to zależy od powodów, dla których podejmujemy taką decyzję?
Pięć Polek mieszkających w Grecji, które wybrałam do tej rozmowy, to moje koleżanki: wszystkie mieszkają od lat w Grecji. Spotykamy się na tyle często, na ile to możliwe, rozmawiamy ze sobą, korzystamy z mediów społecznościowych, aby te nasze kontakty były dość częste. Kiedy inni narzekają na „złego” ponoć Facebook’a – ja się nim cieszę, bo to między innymi dzięki niemu z moimi koleżankami mieszkającymi za granicą utrzymujemy stałe kontakty i jesteśmy w naszym życiu, nawet tym codziennym, wzajemnie obecne.

Lal-ka, Magda, Mona, Joanna i Eliza – to imiona/pseudonimy adresatek moich pytań. Lal-ka, Magda, Mona i Joanna to imiona/pseudonimy żon Greków, to imiona/pseudonimy matek dzieci (dzieci w różnym wieku: od dorosłych już w zasadzie do kilkuletnich) urodzonych w Grecji. Status Elizy jest jedynie nieco odmienny, o czym wspomina nawet w wywiadzie, ale chciałam, aby i Jej wypowiedzi znalazły się tutaj dla szerszego spojrzenia oczami Polek na grecką rzeczywistość.

Spotykamy się, rozmawiamy, ale zauważyłam, że jest sporo takich kwestii, które w ramach zainteresowania tą współczesną Grecją i jej codziennością – mogą zainteresować grono szersze, bo są uniwersalne, stąd pomysł niniejszego wywiadu, stąd pomysł na tę rozmowę, którą prowadziłam z każdą z moich koleżanek osobno, a to po to, by sobie wzajemnie niczego nie sugerowały. Zapraszam do poczytania o tym, jak się żyje w kraju innym niż ojczysty, jak się go widziało, jak się go widzi i jak się jest w kraju tym widzianym.

Beata Betaki Kuczborska: Ile to już lat mieszkacie w tej Grecji i jak to się stało, że zdecydowałyście się w niej zamieszkać?

Lal-ka: Hmmm, muszę pomyśleć, bo to już tak długo że straciłam rachubę (ha-ha ha). Lato 1992 roku zadecydowało o tym, że zostałam w Grecji na stałe. Oj, działo się ówczesnego lata, oj działo! Przyjechałam tu tak naprawdę na chwilę! Postanowiłam dorobić na studia, które zostawiłam pod wielkim znakiem zapytania w Polsce. Podliczmy więc… : w czerwcu minie 27 lat od kiedy mieszkam na stałe w Grecji. Wszystkiemu winna jest miłość! Zwariowałam na punkcie pewnego Greka i ani prośby, ani groźby ze strony moich rodziców nie dały rady zmienić mojego zdania! Po pierwszej miłości, przyszła i druga… i, została do dzisiaj! Podsumowując… grecki mąż + 3 dzieci = udane małżeństwo! Mam nadzieję, że moi kochani rodzice, którzy patrzą na mnie z nieba, są dumni z moich ówczesnych wyborów, bo jak widać warte były poświęceń!

Magda: Mieszkam w Grecji, na Krecie 12 lat i jestem „sercową emigrantką”. Mój mąż jest powodem, dla którego tu przybyłam.

Mona: Mieszkam w Grecji już 16 lat. Zdecydowały o tym porywy serca, czytaj: spotkanie mojego przyszłego męża, Greka. Kończąc studia postanowiłam z koleżanką odpocząć w pięknym kraju i spędzić trochę czasu na leniuchowaniu na plaży i kąpielach morsko-słonecznych. Wybór padł na Grecję. Nie byłam zainteresowana żadnymi znajomościami. O co to to nie! Zwłaszcza, że miałam chwilową „alergię” na płeć męską i przed wyjazdem rzuciłam chłopaka. Nigdy nie mów nigdy! Zupełnym przypadkiem spotkałam Greka i wspólna pogawędka okazała się na tyle interesująca, że zgodziłam się na następne spotkanie. Zanim zdążyłam wrócić do Polski z Grecji, mój Grek już wydzwaniał do mojego domu wprawiając moich rodziców w stan przedzawałowy, ponieważ pomyśleli, że miałam w Grecji wypadek. Miesiąc po moim powrocie do Polski Jorgos zameldował się grzecznie w pobliskim hotelu i zobaczył po raz pierwszy Polskę przekonując się, że to nie taki dziki kraj jak to słyszał. Po tym zaczęło się nasze „kursowanie” pomiędzy Polską i Grecją. Po długim „wspieraniu” przemysłu turystycznego i zaręczynach trzeba było podjąć ostateczną decyzję co do miejsca zamieszkania. Padło na Grecję ze względu na pracę mojego męża.

Joanna: Oj długo, właściwie to połowę życia, czyli ponad dwadzieścia lat. Wybór kraju był przypadkowy: przyjechałam na wakacje i zostałam .

Eliza: Mieszkam w Grecji stosunkowo krótko, ale z Grecją związana jestem od wielu lat. Początkowo były to wyjazdy tylko wakacyjne, które przerodziły się w wielką miłość do Grecji. Nawet jeśli czasem wyjeżdżałam na wakacje do innych krajów, to i tak do Grecji musiałam chociaż na kilka dni przyjechać bo to magiczny Kraj, któremu nie mogłam się oprzeć ani wtedy ani teraz. Kiedy przyszedł w moim życiu czas na zmiany, a moje dzieci się usamodzielniły i wyjechały z Polski, zdałam sobie sprawę, że właściwie nic mnie tu nie trzyma. Spędzając wakacje w Grecji spotykałam wielu Polaków tam pracujących, więc pomyślałam sobie, dlaczego nie mam spróbować? I tak właśnie zaczęła się moja prawdziwa przygoda z Grecją, postanowiłam pojechać na wakacje do miejscowości typowo turystycznej, jeszcze przed sezonem, i poszukać pracy na sezon, udało się więc znalazłam mieszkanie na całe lato i tak przez kilkanaście lat przyjeżdżałam na sezon do pracy.

Beata Betaki Kuczborska: Czy od początku było wiadomo, że osiądziecie w Grecji? To było takie oczywiste? Czy też może toczyły się rozmowy w temacie: może jednak Polska, a może gdzieś indziej? Czy podjęcie decyzji o budowaniu swojego świata w Grecji było dla Was łatwe? Jak przyjęło Was greckie społeczeństwo i Wasza nowa grecka rodzina: rodzina męża?

Lal-ka: W Grecji, a konkretnie w Koryncie, mieszkała siostra mojej mamy. Była moją matką chrzestną i wdową po Greku, także było mi tu dość łatwo się odnaleźć. Była baza i zawsze ciepły obiadek (hahaha), żyć nie umierać! Ciocia tak naprawdę zastąpiła mi mamę która, po 3 latach mojego pobytu w Grecji, niestety zmarła na raka. Ciocia była wspaniałą babcią dla moich dzieci, bardzo pomogła mi w ich wychowaniu, gdy zabrakło mojej mamy! Zmarła 3 lata temu i bardzo nam jej brakuje!

Pierwsze trzy beztroskie lata mieszkałam u cioci, potem „opiekę” nade mną przejął mój mąż. Oczywistym stało się, że zamieszkamy w Grecji. Nigdy nie pomyślałam nawet, aby zachęcić męża do wyemigrowania z jego ojczyzny! Zresztą wówczas wydawało mi się, że Grecja to raj na ziemi. Tęskniłam za Polską i przyjaciółmi, ale zakochana byłam w Grecji. Nigdy nie czułam się tu obco: może miałam szczęście trafić na odpowiednich ludzi? Rodzina mojego męża od początku traktowała mnie jak „swoją”: to bardzo otwarci ludzie, przyjaźnie nastawieni do całego świata!

Dopiero po kilku, a może kilkunastu latach, zaczęłam tak naprawdę rozumieć otaczający mnie świat… Przyszedł moment, gdy czar prysł i mój raj na ziemi powoli zaczął przeistaczać się w dżunglę! Nie chcę być źle zrozumiana, ale zaczęłam dostrzegać rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi, zaczęłam odczuwać wszystkie absurdy greckiej rzeczywistości, jednym słowem odkochałam się! Nie znaczy to jednak, że z upływem czasu żałuję decyzji o pozostaniu tutaj, nie… Ja po prostu coraz częściej chciałabym powracać do korzeni! Moje serce jest w tej chwili rozdarte… a może mam już dwa serca? Chyba tak …

Magda: Propozycja przeprowadzki do Grecji, a konkretnie na Kretę, padła w momencie, kiedy ja byłam otwarta na zmiany. Argument, że mój przyszły małżonek ma tutaj firmę, której przeniesienie na teren poza Grecją byłoby dużo trudniejsze niż mnie zaadoptować się do greckich warunków, wówczas mnie przekonał. Przed 12 laty decyzja o przeprowadzce wydawała mi się i nierealna, i nieostateczna, pewnie dlatego zapadła. Grecka rodzina przyjęła mnie bardzo serdecznie. Świętej Pamięci teściowa wiele razy powtarzała mi, że ona „musi” mnie kochać bardziej, bo moi rodzice są daleko. Pierwszy rok był ciężki. Patrząc wstecz podziwiam cierpliwość mojego męża. Zanurzona w obcej kulturze i niezrozumiałym języku miałam momentami wrażenie, że tonę. Potem było już tylko lepiej.

Mona: Od początku wiedziałam, że mężowi w Polsce będzie trudno znaleźć pracę i zaakceptować polską zimę. Podczas jednego z pobytów przeżył 30-stopniowe mrozy i ciężko to zniósł. Wtedy jeszcze osiedlanie się w innych krajach nie było tak popularne jak dzisiaj. Decyzja o opuszczeniu Polski nie była dla mnie łatwa -byłam w trakcie studiów doktoranckich, miałam super pracę, swój dom i wcale nie „paliłam” się do wyjazdu. Greckie społeczeństwo przyjęło mnie bardzo mile i ciepło. Rodzina męża, zanim mnie poznała osobiście, była ostrożna, ale po bliższych kontaktach i poznaniu – zaakceptowali mnie. Dzisiaj uważają, że jestem lepszą żoną i synową niż Greczynka. Mam nadzieję, że zdania nie zmienią….

Joanna: Kiedy podejmowałam decyzję o tym, że chcę zamieszkać w Grecji, Polska była innym krajem niż teraz. Grecja to był kraj tak zwanej Europy Zachodniej. Sklepy pełne różnorodnych towarów, wszelkie nowości, słońce i błękitne może. To był kraj, w którym żyło się łatwiej. Jak się ma dwadzieścia lat i małe wyobrażenie o życiu to zdecydowanie wystarczy. Czyli, wracając do pytania: tak w tamtym okresie to było oczywiste, że zamieszkam w Grecji, założę rodzinę i będziemy żyli długo i szczęśliwie.

Moja grecka rodzina przyjęła mnie bardzo dobrze, zresztą tak jest po dziś dzień, choć myślę, że nie było to dla nich proste. Byłam trochę takim przybyszem z innego świata i jeszcze trochę niemym, bo ze względu na mój bardzo mały zasób słów w języku greckim nasze kontakty były znacznie utrudnione.

Eliza: Tak, od początku wiedziałam, że kiedykolwiek będę chciała gdzieś wyjechać na stałe to będzie właśnie Grecja. Przez te lata coraz bardziej poznawałam nie tylko Grecję jako Kraj, ale również ludzi, otwartych, serdecznych i zawsze gotowych do pomocy. Dlatego też moja historia jest może nieco inna, ponieważ najpierw poznałam Kraj i ludzi a dopiero potem zdecydowałam się zamieszkać w Grecji na stałe. Moja decyzja była przemyślana i przez wiele lat dojrzewała, więc wystarczyło się tylko spakować, ale potrzebowałam jeszcze bodźca, że to właśnie ta chwila nadeszła. Tutaj zbudowałam mój własny świat zaczynając od zera, to znaczy od wynajęcia pustego mieszkania.

Beata Betaki Kuczborska: Czy, kiedy już została podjęta decyzja co do zostania w Grecji, starałyście się Grecję tę poznać? Czy starałyście się, aby Grecja stała się takim Waszym drugim krajem, o którym wiele wiecie, z którym się identyfikujecie, który jest Wam bliskim, a nie tylko krajem niejako narzuconym, bo mąż jest Grekiem.

Lal-ka: Oczywiście że starałam się poznać Grecję. Zawsze fascynowała mnie kultura tego kraju. Mity greckie były moją ulubioną lekturą w szkole! U nas w domu często mówiło się o Grecji, bo przecież mąż cioci był Grekiem. Był greckim partyzantem i w latach powojennych, kiedy został wygnany z kraju, znalazł się w Polsce. Tu poznał moją ciocię, wzięli ślub i mieszkali w Polsce do roku 1977, kiedy Papandreou otworzył granicę dla „wygnańców”. Potem często dostawaliśmy paczki z Grecji, a także przyjeżdżaliśmy tu na wakacje. Pierwszy raz krainę Zeusa zobaczyłam, gdy miałam 5 lat. Już wtedy umiałam mówić: „Parakalo ena souvlaki”. Potem było jeszcze kilka wakacyjnych wyjazdów, a w 1992 roku zostałam tu na stałe. Po kilkunastu latach pobytu postanowiłam nawet zostać pilotem wycieczek. Ukończyłam odpowiednią szkołę, popracowałam chwilę w swoim fachu, ale życie trochę zweryfikowało moje plany, gdyż po raz trzeci zostałam mamą i w całości poświęciłam się mojej córeczce! Niczego nie żałuję, żeby było jasne!

Magda: Nie starałam się specjalnie Grecji poznawać. To przyszło samo. Oczywistym była dla mnie konieczność nauki języka greckiego, żeby codzienne życie nie miało dla mnie tajemnic. Przez półtora roku uczęszczałam na kursy języka greckiego, a reszty wciąż się uczę przez kontakty z ludźmi, telewizję, lekturę prasy i książek. Nie miałam aspiracji, żeby Grecja stała się moją drugą ojczyzną. Ba, powtarzałam niejednokrotnie, że w całej Grecji najbardziej podoba mi się… mój mąż 🙂 Potem się przyzwyczaiłam, a potem pokochałam. Asymilacja przyszła sama bez ścigania jej na siłę i bez bronienia się przed nią rękami i nogami.

Mona: Oczywiście, po podjęciu decyzji o wyjeździe do kraju Platona (cudnym zbiegiem okoliczności studiowałam w Polsce również filozofię) starałam się dowiedzieć jak najwięcej o Grecji, poznać ją przez publikacje, muzykę i język. Generalnie łatwo się aklimatyzuję i jeśli ludzie, którzy mnie otaczają są pozytywni – nic do szczęścia mi nie trzeba. Dla mnie najważniejsze są kontakty z ludźmi. Klimat, geografia czy pogoda to sprawy drugorzędne. Dzisiaj identyfikuję się i z Polską i z Grecją.

Joanna: O nie, nic z tych rzeczy! Dopiero po wielu latach zaczęłam poznawać ten piękny kraj, jego historię, kulturę i zwyczaje. Początkowo wszystko było raczej dziwne, inne i nie do końca ten świat, który mnie otaczał, rozumiałam. Nie wszystko mi się od początku tu podobało: nie lubiłam szczególnie greckiej mentalności, tego ciągłego „siga siga” i „se ligo”, czyli za chwilę, a ta chwila trwała wiecznie.

Większość mojego czasu pochłonęły jednak sprawy rodzinne: małe dzieci, budowa domu. Tylko do Polski musiałam jechać raz w roku, na Święta, żeby naładować baterie. Na pewno wiele czynników miało wpływ na to, iż dopiero teraz, po wielu latach, mogę śmiało powiedzieć, że Grecja jest moim drugim krajem i jest krajem, który jest mi bliski.

Eliza: Jak już wspomniałam, poznałam Grecję i Greków wcześniej niż zdecydowałam się na zamieszkanie tutaj. Mieszkam w Grecji, bo taki był mój własny wybór, nie mam męża Greka, dla którego zostawiłam mój Kraj pochodzenia. Mogę powiedzieć, że Grecja stała się moją drugą ojczyzną, gdziekolwiek nie wyjadę to szybko wracam, bo bardzo tęsknię za ciepłem z jakim przyjęli mnie Grecy. Miłe jest to, że Ci ludzie są tacy otwarci. Kiedy wyjeżdżam to mówią: „Wracaj szybko, będziemy za Tobą tęsknić”, a kiedy wracam witają mnie jakby nie widzieli mnie od lat.

Beata Betaki Kuczborska: Znam pewną kobietę, Polkę, ożenioną z Grekiem i mieszkającą w Grecji, która po blisko dwudziestu latach od przeprowadzki sprawiała wrażenie osoby niespełnionej. Przywędrowała do tej Grecji niejako za mężem pozostawiając swoje plany, marzenia i wielkie zamierzenia w Polsce, ale gdzieś tam w głębi duszy wciąż to w niej tkwiło i było z tym jej zwyczajnie źle. Jak to wygląda u Was? Czym się zajmujecie? Czy czujecie się spełnione, zadowolone?

Lal-ka: Naprawdę żal mi takich ludzi, którzy „poświęcili” się dla innych i cierpią z tego powodu przez całe życie! Dziwi mnie to również: przecież nikt ich do niczego nie zmuszał. Jeżeli decydujesz się na porzucenie swoich marzeń i robisz to w imię miłości, to wyznacz sobie człowieku nowe, realne cele i nie użalaj się nad sobą! Żyj pełną piersią, zapomnij o przeszłości, żyj tu i teraz, kochaj i ciesz się, że jesteś kochany!

Ja czuję się spełnioną kobietą! Mam wspaniałą, kochającą się rodzinę, której poświęciłam się zupełnie! Zrealizowałam także pewne cele, które sobie wyznaczyłam i nigdy nie przejmowałam się tym, że nie było mi dane zrealizować moich studenckich planów w ojczyźnie. Czasami nawet śmieję się, że dobrze, że nie wróciłam studiować psychologii, bo nie czułabym się dobrze w skórze pani psycholog! Wybór turystyki był w 100% trafiony i to jest to, czym chcę się zajmować w przyszłości. Kocham ludzi i lubię z nimi pracować: to daje mi prawdziwego Powera i oby tak zostało!

Magda: Wydaje mi się, że przytoczony model postępowania leży w charakterze niektórych osób i jeżeli by nie trafiła na Greka, to znalazłaby inny powód, żeby sobie odmówić szczęścia, a może właśnie znaleźć zadowolenie w poświęcaniu się? Dla mnie było jasne, że decydując się na wyjazd z kraju stawiam na szczęście osobiste. A dokładniej na poszukiwanie go. To, że się znalazło to dar, którego wcale nie byłam pewna wyjeżdżając z Polski. Udało się, czuję się spełniona i jednocześnie wciąż czekam co pięknego przyniesie życie. Od niedawna pracuję w bardzo miłym miejscu – Anamnesia. Jest to tzw. concept store, z pięknymi przedmiotami przywołującymi wspomnienia z Grecji, z Krety. Słoneczne otoczenie, codzienny kontakt z ludźmi i wspaniali współpracownicy, sprawiają, że chętniej wita się nowy dzień.

Mona: Znalazłam świetną pracę, pracuję z Polakami, często jeżdżę do Polski i niczego mi nie brakuje – oprócz rodziny oczywiście. Czuję się spełniona. Co więcej, dzięki pracy mam kontakt z bardzo ciekawymi ludźmi znanymi w Polsce z mediów.

Joanna: Bardzo podobne odczucia miałam również ja. Zostawiłam w Polsce rodzinę, z którą byłam mocno związana i na co dzień zwyczajnie bardzo mi mojej polskiej rodziny brakowało. Przypomnę, że w tamtych czasach nie było skype, messengera i innych udogodnień, stąd utrzymanie kontaktów nie było takie proste jak dziś. Po kilku latach kiedy już miałam w Grecji swoją rodzinę uświadomiłam sobie, że żyję od wyjazdu do wyjazdu. Kiedy jechałam do Polski na Święta czy na wakacje, nie jechałam w odwiedziny do najbliższych: ja zawsze wracałam. Specjalnie użyłam tego słowa. Tak właśnie czułam: wracam do ojczyzny, wracam do siebie. Pamiętam jak moja nastoletnia córka, kiedy za którymś razem wylądowałyśmy w Warszawie, powiedziała mi: „Mamo ty nigdy w Grecji nie uśmiechasz się tak pięknie jak w Polsce”. Już wtedy wiedziałam, że nic: ani piękno otoczenia, ani cudowni ludzie, których miałam wokół siebie, nie zastąpi mi Polski.

Teraz jest trochę inaczej. Moje życie zawodowe związane jest z Grecją i to tu po kilku miesiącach zimowej nieobecności właśnie wracam. Sytuacja jakby się odwróciła, to taki swoisty paradoks.

Kiedy dzieci były małe, chodziły w Grecji do szkoły nie było mowy o przeprowadzce do Polski. Teraz są już dorosłe, mają swoje życie a ja ? Wracam ciągle do Grecji, nie dlatego, że muszę, bo tak kiedyś zdecydowałam, ale dlatego, że chce i jest to mój świadomy wybór .

Eliza: Kiedy postanowiłam osiąść w Grecji na stałe wybrałam duże miasto, stolicę, bo miejscowości turystyczne, gdzie mieszkałam latem zamierają po sezonie i nie ma pracy, poza tym wieje wielką nudą. Pochodzę z dużego miasta w Polsce, więc jak mówi przysłowie: „ciągnie wilka do lasu” ha ha ha. Oczywiście nadal latem pracuję sezonowo w miasteczku typowo turystycznym, które ma swój specyficzny klimat, ale po sezonie większość biur turystycznych, sklepów i restauracji jest zamkniętych na przysłowiowe „cztery spusty” – wracam wtedy do siebie. W Atenach zimą dużo się dzieje, mam tutaj przez całą zimę turystów chętnych do oprowadzania ich po mieście. Kocham to co robię, mam kontakt z fajnymi ludźmi, spełniam się i czuję, że żyję, a to jest bardzo ważne w życiu, by cieszyć się każdą, nawet najmniejszą chwilą i robić to, co się kocha.

Beata Betaki Kuczborska: Pomyślcie przez chwilę, że wcale w Grecji nie mieszkacie, że zbudowałyście swój świat w Polsce. Jak myślicie: wyglądałby podobnie czy zupełnie inaczej?

Lal-ka: Oczywiście, że moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej! Przyznam, że nie jeden raz myślałam: „Gdybym się nie zakochała w Grecji, jak wyglądałoby moje życie w Polsce?” Na pewno skończyłabym jakieś studia, bo rodzice nie daliby mi spokoju (hahahaha). Na pewno rodzinę i przyjaciół miałabym w zasięgu ręki. Na pewno nie mogłabym poświęcić się wyłącznie wychowaniu dzieci, więc ciągałabym je po żłobkach i świetlicach! Nie sądzę, że byłabym szczęśliwsza, ale także nie nieszczęśliwa, bo to przecież sami kształtujemy naszą rzeczywistość!

Magda: Już nie potrafię sobie wyobrazić mojego życia w innym miejscu niż moje obecne, tu, na Krecie.

Mona: Pewnie pracowałabym na uczelni i na pewno nie piłabym kilka razy w tygodniu kawy nad morzem.

Joanna: No cóż ja mam dwa światy: jeden w Polsce, drugi w Grecji. Czy są podobne ? Nie, ale to nie znaczy, że któryś jest lepszy. Są po prostu inne i bardzo mi z tym dobrze.

Eliza: Prawdę mówiąc, gdybym nadal mieszkała w Polsce (to jest tylko moja własna opinia) może prowadziłabym spokojniejsze życie, może zbyt nudne jak dla mnie, bo kobieta w moim wieku(60+ ha ha ha ) na wiele w Polsce nie może sobie pozwolić: mam na myśli pracę czy nędzną emeryturę, za którą nie da się godziwie żyć – takie są polskie realia, niestety. Tak więc siedziałabym przed telewizorem i oglądała seriale ha ha ha, albo chodziła na zabiegi do przychodni, aby przy okazji porozmawiać z ludźmi ha ha ha. Nie, nie, nie widzę siebie w takim schemacie. Niczego bym nie zmieniała już w moim życiu, tutaj, w Grecji, jest mój dom, czuję się u siebie i decyzja, aby zamieszkać właśnie w Grecji była jak najbardziej trafna. Niczego nie żałuję i gdybym jeszcze raz podejmowała taką decyzję to oczywiście byłaby to Grecja.

Beata Betaki Kuczborska: Co jest dla Was pięknego w Grecji? W czym Grecja wyprzedza Polskę?

Lal-ka: Nie nazwałabym tego piękniejszym. Każdy kraj jest „piękny inaczej”! Tym, co podoba mi się tutaj, jest brak „napuszania się”. My, Polacy, jesteśmy zarozumiali, zamknięci w sobie, rzadko się uśmiechamy, ciężko utożsamiamy się z drugim człowiekiem, stanowczo za mało w nas empatii. Tu jest inaczej. Grecy są uśmiechnięci, otwarci na drugiego człowieka, nie są rasistami i homofobami – i tego powinniśmy się od nich uczyć! No, ale w Grecji słońce świeci przez 300 dni w roku, w Polsce tylko przez 60 (hahaha), a to bardzo wpływa na nasz sposób bycia!

Magda: Według mnie paradoksem jest, że to Polska pod wieloma względami wyprzedza Grecję. A może tylko Kretę? Ponoć Kreta to takie państwo w państwie, więc na wszelki wypadek nie będę się z moim poglądami wychylać poza wyspę. I to mnie właśnie zauroczyło w Krecie, że ona trwa w jakiejś innej czasoprzestrzeni. Jej mieszkańcy są w większości zakochani i dumni z miejsca, w którym żyją i jest dla nich oczywistością kultywowanie tradycji. Cieszy mnie fakt, że dialekt kreteński wciąż jest żywy. Uwielbiam gdy moja 26-letnia koleżanka z pracy odmawia tabletki na ból głowy – woli zadzwonić do mamy, żeby ją oduroczyła. Rozczula mnie, że młodzi ludzie na potańcówkach masowo wybierają tradycyjne tańce kreteńskie zamiast czegoś bardziej współczesnego. Rozczula, że ludzie się sobą interesują, że kochają dzieci, że rodzina jest wciąż wielką wartością. Bo nie zawsze najważniejsze jest, żeby we wszystkim być „hop do przodu”.

Mona: Dla mnie Grecja to piękno różnorodnych krajobrazów. W czym Grecja wyprzedza Polskę? Niestety, na chwilę obecną tylko urokami geograficznymi.

Joanna: Dla mnie Grecja to przede wszystkim piękni ludzie. Są mili, pomocni, a empatia to chyba cecha narodowa Greków. Wiem, że ktoś może się oburzyć, że jak to, a te piękne widoki , kuchnia, to krystalicznie czyste i błękitne morze ?

Oczywiście nie umniejszam wszelkich walorów tego kraju i bardzo doceniam, ale… No właśnie: jest pewne „ale”. Nigdzie, w żadnym kraju, również i w Polsce, nie spotkałam się z taką życzliwością jak w Grecji. Proszę sprawdzić i iść do jakiegokolwiek urzędu w Polsce, a potem w Grecji. W Polsce zazwyczaj siedzą niczym za karę naburmuszone panie, a w Grecji? Wręcz odwrotnie. Tam się wszyscy uśmiechają: od urzędniczki po panią w kiosku. I ten uśmiech staje się zaraźliwy, a życie choć nastręcza wielu problemów jest jakby łatwiejsze, a świat piękniejszy… I tego właśnie powinniśmy uczyć się od Greków.

Eliza: Trudno mi powiedzieć co jest pięknego w Grecji, ponieważ cała Grecja wydaje się piękna. Zakątki, które odwiedzam są po prostu bajkowe, nie mówiąc już o przepięknych i urokliwych wyspach. Kocham historię Grecji i zabytki jakich wiele w różnych miejscach. Można mieszkać tutaj wiele lat i zachwycać się Grecją czasem jak laik i wciąż poznawać nowe miejsca, a możliwości są nieograniczone. Akropol odwiedzam setki razy, ale ciągle przyciąga mnie swoim magnesem i nawet kiedy nie mam turystów wchodzę na Akropol jak do domu i na tym polega magia tego miejsca. Może Grecja nie wyprzedza w niczym Polski, ale ma w sobie to „coś” coś szczególnego, coś co sprawia, że zakochujesz się w niej, jak to mówią „na dobre i na złe”, ale oczywiście każdy ma swoje osobiste odczucia.

Beata Betaki Kuczborska: A co Was w Grecji denerwuje? Co jest trudne do przyjęcia, co trudne do zrozumienia i akceptacji? Gdybyście miały taką moc, co byście w tej Grecji, a może i w Grekach zmieniły?

Lal-ka: Wiele rzeczy mnie denerwuje w Grecji! Na pierwszym miejscu postawiłabym brud i bałaganiarstwo! Szlag mnie trafia, że Grecy mają taki piękny kraj i o niego nie dbają! Wszystko jest robione byle jak, na odczepnego! Grecy są beznadziejnymi organizatorami, żyją w chaosie i chyba to lubią, a raczej nie potrafią inaczej! Grekom niczego nie da się narzucić, oni po prostu nienawidzą kiedy im się coś nakazuje! Co prawda mentalność młodzieży zmienia się powoli i Grecy zaczynają rozumieć, że dla ich własnego dobra muszą się zmienić! No cóż, pożyjemy, zobaczymy! Gdybym miała czarodziejską moc to uprzątnęłabym ten cały bałagan dookoła, te sterty śmieci. Zmieniłabym grecką bylejakość, ale czy oni byliby wówczas szczęśliwi? Raczej nie! Zakazałabym im używać słowa „nie szkodzi”, bo czasem jednak SZKODZI i pewne sytuacje, na przykład urzędowe, są irytujące.

Magda: Na wiele rzeczy mogę przymknąć oczy, ale zaśmiecanie ziemi i morza, z których Grecy są tak dumni doprowadza mnie do szału. No i sposób prowadzenia samochodu… Ze względu na dzieci w samochodzie „rzucanie mięsem” ograniczam do wyzywania innych kierowców od buraków, ale cisną się na usta bardziej soczyste słowa. Jeżdżenie pod prąd na jednokierunkowych ulicach, parkowanie na drugiego i trzeciego, brak migaczy, jazda po alkoholu, to jedne z wielu przewinień kreteńskich kierowców. Marzę, żeby te dwa aspekty życia codziennego (brak świadomości ochrony środowiska i poziom jazdy), uległy poprawie. Całą resztę, nawet biurokrację w urzędach publicznych, póki co mogę okiełznać poczuciem humoru.

Mona: W Grecji denerwują mnie góry śmieci, ogólny brak porządku oraz bezpańskie zwierzęta. Drażni mnie – mój mąż o tym wie – lenistwo Greków (nie wszystkich, ma się rozumieć). Nie do przyjęcia dla mnie jest ich ciągłe spóźnianie się! Trudno mi zrozumieć życie dniem dzisiejszym i hedonistyczną postawę wobec życia. Nie akceptuję egoizmu w każdej postaci. W Grecji zmieniłabym system edukacji oraz dobrze się tu mającą biurokrację.

Joanna: Jeszcze kilka lat temu pewnie bym wyrecytowała cała listę, a teraz, po tylu latach, chyba niczego bym nie zmieniała. Nawet to tak nielubiane przeze mnie kiedyś „siga siga” ma swój urok .

Eliza: Cóż, w każdym kraju są rzeczy, które denerwują, które są trudne do przyjęcia i do zrozumienia. Denerwuje mnie tu biurokracja i to, że nie ma jednolitych przepisów. A może i są, ale dość duża tu swoboda jeśli chodzi o interpretacje, a ta dokonywana jest przez nie zawsze kompetentne osoby (to jest denerwujące). Z jednej strony lubię, że Grecy są tacy wyluzowani, ale kiedy chodzi o konkrety i kwestie poważne to podchodzą do nich zbyt beztrosko, co mnie czasem drażni. Do wszystkiego można się jednak przyzwyczaić, cóż, czasem nawet trzeba, ale to już inna bajka: żyjemy w Grecji, więc trzeba żyć po grecku ha ha ha. Myślę, że nie mamy ani prawa ani siły, aby cokolwiek zmieniać: to byłaby walka z wiatrakami. Sami Grecy czasem chcieliby coś zmienić, ale to ich przyzwyczajenia od pokoleń, więc jest jak jest.

Beata Betaki Kuczborska: Rozpoczęłyście swoje życie w Grecji przed kryzysem, żyjecie w czasach kryzysu, którego końca chyba nadal nie widać… Co się w tym czasie w Grecji zmieniło? Jak zmienili się Grecy? Jak zmieniło się Wasze życie? Przecież ten głęboki kryzys musiał spowodować wielkie zmiany w życiu każdego.

Lal-ka: Z krainy mlekiem i miodem płynącej, na naszych oczach Grecja popadła w ruinę! Niestety, kiedyś Grecy musieli zapłacić za swój zbyt duży luz! Za niepłacenie podatków, za nieprzestrzeganie prawa itp.

Ciężko nam się teraz żyje. Dochody bardzo się zmniejszyły, nie na wszystko już możemy sobie pozwolić! Ogólnie ludzie są ubodzy, dostają śmieszne emerytury, nie mają pracy, narzekają coraz częściej, często stają się agresywni, zwiększyła się przestępczość. Nie można już wyjść z domu nie zamykając go na cztery spusty, trzeba spuszczać psy albo zainstalować alarm! Brakuje mi bardzo mojej bezpiecznej Grecji, tej, w której się zakochałam! Są momenty, kiedy się zastanawiam, co dalej, czy ten kraj będzie w stanie wyjść z tego dołka?

Magda: Moje życie w tych latach sprzed kryzysu i obecnie i tak było pełne zmian, nie mających związku z kryzysem, a z życiem rodzinnym, więc trudno mi porównywać. Wiadomo, że finansowo jest ciężko, ale pieniądze nie są dla mnie najważniejsze, a póki mam możliwość pracować jest szansa, że można zapewnić dzieciom godny poziom życia. Generalnie wolę patrzeć na dzisiaj i na jutro.

Mona: Zmieniło się życie wszystkich mieszkańców Grecji. Teraz wszyscy zastanawiają się nad każdym wydanym euro. Już nikt nie szasta bezmyślnie pieniędzmi zamawiając tony jedzenia w tawernach tylko dlatego, by się pokazać. Obniżone zostały i to bardzo zarobki i trudno dzisiaj znaleźć pracę. Zauważyłam, że kryzys spowodował rozluźnienie więzi rodzinnych na wszystkich poziomach. Wzrosła liczba rozwodów, depresji, samobójstw. Niestety.

Joanna: Myślę, że kryzys miał duże znaczenie dla moich dzieci. Bo to przede wszystkim ludzie młodzi odczuli problemy związane z bezrobociem i brakiem perspektyw na rozwój zarówno zawodowy, jak i osobisty oraz społeczny. Dlatego zapewne decyzja o podjęciu studiów i zamieszkaniu na stałe w Polsce była dla moich dzieci łatwiejsza. Ja pracuję w turystyce, a to chyba jedyna dziedzina gospodarki, w której kryzys jest właściwie niewidoczny. Jednak wielu moich znajomych Greków po dziś dzień bardzo odczuwa skutki kryzysu. Znacznie obniżyła się stopa życiowa i wiele rodzin żyje dużo skromniej. Podziwiam greckie kobiety, które całkiem dobrze radzą sobie z wszelkimi efektami kryzysu zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i rodzinnej.

Eliza: Poznałam Grecję przed kryzysem, w czasach, kiedy panowała drachma, kiedy ludziom żyło się „dobrze”: niektórym lepiej, niektórym gorzej, no, tak jak wszędzie. Turysta żył jak „Pan”: wymienił marki na drachmy i stać było go na prawie wszystko, więc i Grecy zarabiali na turystach trochę lepiej niż teraz, kiedy turysta już bardziej zastanawia się nad wydaniem euro (szczególnie taki, który euro kupuje za złotówki). Czas, w którym (nieprzygotowana do tego moim zdaniem) Grecja weszła w strefę euro też był trudny dla tych biedniejszych Greków. Choć czasem nie podoba im się polityka i narzekają na wszystko to i tak nie potrafią się przestawić, a już o jakimkolwiek oszczędzaniu trzeba zapomnieć. Nie potrafią też niczego sobie odmówić, ale cóż tacy są i takich ich trzeba akceptować, bo są wspaniałymi ludźmi mimo, że czasem się z nimi nie zgadzamy w dyskusji ha ha ha. Grecy, moim zdaniem, przyzwyczaili się do kryzysu i radzą sobie jakoś: jedni lepiej, inni gorzej. Narzekają, jasne, że tak, ale mimo wszystko są pogodni. Kryzys odczuwamy wszyscy. Kiedyś dostawało się godne pieniądze za wykonywaną pracę, ale my, Polacy, potrafimy się przestawić i jak jest taka potrzeba to „zaciśniemy pasa” ha ha ha. Mam nadzieję, że dożyję końca kryzysu greckiego ha ha ha.

Beata Betaki Kuczborska: Każda z Was ma dzieci. Dzieci te są w różnym wieku i wszystkie w zasadzie dwujęzyczne: znają i polski i grecki. Rozumiem, ba, wiem, że ta znajomość polskiego to wielka Wasza zasługa jako matek. Jak wychowujecie te dzieci? W jakim duchu? Polska jest krajem dalekim, w zasadzie wakacyjnym: codzienność dla nich to Grecja. Co robicie, aby i ta Polska była blisko? Jak oceniacie swoje starania? Co robicie, żeby kontakty z polskimi dziadkami były wciąż tak serdeczne i żywe jak są z greckimi, którzy są tuż obok? Wydaje mi się, że to wymaga niesamowitej pracy z Waszej strony. Czy Wasze dzieci lubią przyjeżdżać do Polski?

Lal-ka: Do dzieci, od dnia ich urodzenia, mówiłam po polsku. Nie wyobrażam sobie inaczej, przecież to język który czuję najbardziej, a jakżeby inaczej, czule zwracać się do własnych dzieci? Oczywiście, że w swoim ojczystym języku! Moje dzieci bardzo kochają Polskę, zabieram je tam tak często jak to możliwe! Mają super kontakt z polską rodziną i moimi polskimi przyjaciółmi. Polacy często do nas wpadają na wakacje, więc ciągłość kontaktu z językiem polskim jest zachowana cały czas. W Grecji oglądam od zawsze polską telewizję, zatem dzieci wychowywały się na polskich bajeczkach, ale także polskich książeczkach edukacyjnych. To bardzo pomogło im w nauce języka i w poczuwaniu się do polskości. „Dobrą robotę” zrobiła także moja ciocia, siostra mamy, która bywała u mnie codziennie i po kilka godzin zabawiała dzieci w naszym ojczystym języku. Niestety moi rodzice zmarli przed narodzeniem się moich pociech. Za to reszta polskiej rodziny spisała się wzorcowo, zabierając dzieci na różne krajoznawcze wycieczki i opowiadając różne ciekawe historyjki. Dzieci zawsze chętnie wracają do Polski i oby tak zostało już na zawsze! Myślę, że czują się również Polakami i to nie dlatego, że mają obywatelstwo polskie, ani nie dlatego, że w szkole mieli ksywkę „Polonos”, ale dlatego, że nauczyłam ich miłości do mojej ojczyzny! Tak! Jestem z siebie dumna!

Magda: Nie jest oczywiste, że wszystkie dzieci są dwujęzyczne. Jedno mi wyszło dwujęzyczne, a drugie nie bardzo. Pracuję nad tym, ale nie mam ciśnienia. Chcę im dać podstawy, a jeśli będą chciały w przyszłości czy studiować w Polsce czy mieszkać, to same przysiądą fałdów. Kontakty z polskimi dziadkami żywe, bo tak się złożyło, że oni są bliżsi ich sercu. Grecka babcia niestety już nie żyje, a grecki dziadek niedosłyszy i kontakt z nim jest bardzo utrudniony, więc mimo, że choć odległość jest większa, nić porozumienia jest silniejsza z polskimi dziadkami. Wyprawa do Polski jest zawsze przygodą i moje dzieci nieustannie jej wyczekują.

Sądzę, że mogłabym robić dużo więcej, aby im przybliżyć Polskę, ale chyba też nie jest najgorzej. Wykorzystuję każdą iskrę zainteresowania z ich strony, żeby zaznajomić dzieci z moją ojczyzną.

Mona: Moje dziecko jest dwujęzyczne i lubi jeździć do Polski, a to nie takie oczywiste, bo jest już nastolatkiem. Od jego narodzin dwa miesiące wakacji spędzamy w Polsce. Mój syn gra w gry komputerowe i z Grekami i z Polakami. Ma swoje ulubione polskie potrawy i lubi jeździć do „polskich” dziadków, którzy rozpieszczają go na każdym kroku. Dziadek kupuje to, o czym wnuk tylko zamarzy, a babcia gotuje ulubione polskie smakołyki. W dobie rozwiniętych technik IT nie jest żadnym problemem codzienne komunikowanie się.

Joanna: U mnie sytuacja była trochę inna. Dzieci szybko straciły greckich dziadków, za to babcia w Polsce była w ich życiu często obecna. Bardzo mi zależało, żeby mówiły po polsku właśnie ze względu na moją rodzinę. Jak się teraz zastanawiam to myślę, że ja właściwie stworzyłam w Grecji polski dom. Wszystko było po polsku: polska telewizja, polskie książki i filmy przywożone w ilościach prawie hurtowych , polska zupa na obiad i szarlotka na deser. Moje dzieci miały na tyle częsty kontakt z rodziną w Polsce, że nie był to kraj daleki, zresztą świetnie mówiły po polsku i znały polską historię. Wakacje również spędzały w Polsce. Zapewne dlatego postanowiły rozpocząć studia właśnie w Polsce. Dziś mieszkają w Polsce na stałe, ale kilka razy w roku jeżdżą do Grecji. I podobnie jak ja kiedyś tęskniłam za Polską, one teraz tęsknią za Grecją, bo to kraj, w którym dorastały.

Eliza: Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć, bo moje dzieci nie dorastały w Grecji.

Beata Betaki Kuczborska: Czy myślicie, że może kiedy już przejdziecie na emerytury, kiedy dzieci będą wiodły własne życie – możecie przeprowadzić się do Polski? Czy już tak wrosłyście (albo wrośniecie) w grecką rzeczywistość, że byłoby to przesadzanie starych drzew, czego się zasadniczo nie robi? I jak myślicie, co powiedzieliby na propozycję takiej przeprowadzki Wasi mężowie?

Lal-ka: Oczywiście, że o tym myślę! Może nie o przeprowadzeniu się na stałe, ale o częstszym i dłuższym bywaniu w Polsce! Mój mąż też nie miałby nic przeciwko temu, bo lubi jeździć do Polski. Jednak to bardzo odległa przyszłość: moja córcia ma dopiero niespełna 7 lat. Może ona spełni moje marzenia i wyjedzie na studia do Polski? Z chęcią mogłabym jej wówczas towarzyszyć. O tak, to by mi pasowało !

Magda: Sądzę, że będę chciała moje stare kości w kreteńskim cieple trzymać, ale nie zarzekam się. Zwłaszcza, że przyjazd do Polski to raczej nie byłby powrót do znanego. Wiem, że już przez te 11 lat mojej nieobecności wiele się w Polsce zmieniło, a co dopiero za kolejne, powiedzmy, 30 lat… Zobaczymy jednak, co życie przyniesie. Małżonek z pewnością będzie się bronił przed opuszczeniem Krety do ostatniego tchu 🙂

Mona: Prawda jest taka, że ciężko dzisiaj byłoby mi wrócić do Polski. Nauczyłam się żyć w Grecji. Do emerytury jeszcze mi daleko, więc nie wiem … Na dzień dzisiejszy wolę mieszkać w Grecji. Ja staram się łączyć te dwa światy – pracuję „po polsku”, czyli jestem w ciągłym ruchu, ale lubię często wychodzić z domu i odpoczywać pijąc ulubione piwo nad morzem (na przekór greckiej tradycji kawy nie znoszę). Generalnie po tylu latach mieszkania w Grecji dostrzegam to, co dobre w Polsce i w Grecji, ale i to, co negatywne. Etap idealizmu mam już za sobą. W moim codziennym życiu staram się czerpać i wybierać to, co najlepsze z obydwu kultur – poczynając od ulubionych przysmaków kuchni greckiej i polskiej, kończąc na literaturze, muzyce i zwyczajach. Moja rodzina wybiera to, co najbardziej nam się podoba i co najbardziej lubimy w każdej z kultur.

Joanna: Ja tak właśnie zrobiłam: co prawda nie na stałe i nie na emeryturze. Nigdy swojej decyzji nie żałowałam, ale to pewnie dlatego, że nie opuściłam Grecji na stałe. Zimę spędzam w Polsce, a kiedy robi się ciepło i przychodzi lato jadę nad piękne greckie morze, aby tam pracować i nadal korzystać z tych wszelkich dobrodziejstw, które ma mi do zaoferowania ten kraj. I takie to ze mnie drzewo, którego korzenie są rozpięte pomiędzy dwoma morzami i niech tak zostanie.

Eliza: Grecja, jak mówiłam wcześniej, jest moją drugą ojczyzną, ale myślę, że do Polski już nie wrócę na dłużej niż kilkanaście dni. Grecja stała się też moją Ojczyzną z wyboru, więc jej pozostanę wierna. Moje dorosłe dzieci, choć nie mieszkają w Grecji, są bardzo mocno z nią związane. Odwiedzają ją bardzo często i Grecja stała się również częścią ich życia. Nie wyobrażają sobie, aby choć 3 razy w roku nie być tutaj.

Beata Betaki Kuczborska: I tak na koniec zapytam: czego Wam życzyć? Czego pragniecie uwzględniając rzeczywistość, w jakiej od kilku lat przyszło Wam żyć?

Lal-ka: Miłości! Gdy jest miłość, jest wszystko! Nieważne gdzie się żyje: czy to Grecja czy Polska! Tak! Życz mi proszę, jeszcze więcej miłości!

Magda: Zdrowie żeby było, a na całą resztę można zapracować.

Mona: Tylko zdrowia. Pragnę by mój syn w przyszłości znalazł dobrą pracę, założył wspaniałą rodzinę i po prostu był szczęśliwy. Nieważne gdzie zechce zamieszkać. Można wszędzie mieszkać, jeśli ma się obok siebie kochających ludzi.

Joanna: Beatko, życzę sobie więcej pozytywnych i uśmiechniętych osób wokół mnie niezależnie od tego, czy to w Polsce czy w Grecji.

Eliza: Zamieszkałam na stałe już w czasie trwającego kryzysu, więc poniekąd przyzwyczaiłam się do niego tak jak Grecy ha ha ha. Nie jest źle: mam polską emeryturę (niską, za którą bym w Polsce nie przeżyła), do której dorabiam sobie, aby normalnie żyć i funkcjonować, bo w Grecji jest taka możliwość (w przeciwieństwie do Polski), więc żyję sobie spokojnie.

Czego masz mi życzyć?

Możesz życzyć mi tylko zdrowia, czego też sama sobie zawsze życzę, bo jak jest zdrowie to wszystko inne nie jest ważne. Dziękuję Ci za rozmowę i pozdrawiam wszystkich tych mieszkających w pięknej Grecji, jak również miłośników tego magicznego Kraju.

Beata Betaki Kuczborska: Bardzo, ale to bardzo serdecznie wszystkim Wam razem i każdej z osobna dziękuję za tę rozmowę. Dziękuję za poświęcony czas i przede wszystkim za chęć podzielenia się z nami swoim spojrzeniem na kraj, do którego tak często turyści zmierzają, który na płaszczyźnie turystycznej znany jest szerokiemu gronu, ale jeśli myśleć o życiu codziennym – już znacznie węższemu. Bardzo dziękuję! Z głębi mego serca wszystkiego, co najlepsze dla każdej z Was i Waszych Bliskich



Ozdobnik graficzny wypatrzony na Festiwalu Kultury Greków Polskich [Warszawa 2012]. Fot. betaki.pl