2019: Kreta, Ateny

(październik / listopad)

Druga po tej z 2018 roku, nietypowa nieco ta moja jesienna podróż do Grecji (druga, uznając jako pierwszą nietypową tę z jesieni 2018 roku), bo znowu bez lotu z Polski przecież, ale i takie jak widać muszą się widocznie zdarzać…

Ta podróż to Kreta i Ateny: Kreta, gdzie w części byłam jeszcze nadal w Rethymnonie, a potem w Heraklionie oraz Ateny. Czemu Ateny, skoro rok temu obiecałam sobie, że nie, że to już nie będą Ateny?

Długo myślałam nad tym, dokąd udać się po Krecie. Moje Cyklady już w zasadzie śpią o tej porze, więc nie bardzo miałam chęć… Rozważałam Saloniki, miasto, które wprost uwielbiam, ale nie ukrywam, że obawiałam się pogody: ta na przełomie października i dalej, w listopadzie, na północy Grecji może być różna, a ja, nie będąc zupełnie przygotowaną ubraniowo, marznąć nie chciałam. Innym przedmiotem mych rozważań było miasto Rodos, bo choć za wyspą Rodos jako całą nie przepadam i nic mnie tam nie wzywa, to miasto Rodos jest miejscem, do którego chętnie bym po raz już czwarty wróciła. Ostatnio w mieście Rodos byłam wiele, wiele lat temu: już kilkanaście ich się zrobiło, i tak naprawdę marzy mi się spojrzenie na nie dziś, po latach, kiedy wiele miejsc, i to wiem doskonale, odbieram inaczej, dojrzalej, ale niestety… O tej porze roku jakiekolwiek połączenie pomiędzy Kretą a Rodos okazało się być na tyle niedogodne dla mnie, że z miasta Rodos musiałam zrezygnować. Tak naprawdę pozostały Ateny, gdzie rok temu obiecałam sobie, że w tym roku już do stolicy Grecji nie przyjadę, ale… Znalazłam sobie usprawiedliwienie!

Plac Syntagma w Atenach
Jesienią 1989 roku na Pl. Syntagma w Atenach


W tym roku we wrześniu minęło dokładnie 30 lat od dnia kiedy po raz pierwszy stanęłam na greckiej ziemi: stanęłam właśnie w Atenach. TRZYDZIEŚCI lat temu! Bilet LOT-u, o czym wspominam na stronie, był bardzo kosztowny (równowartość mojej rocznej pensji), stąd musiałam zostać w Atenach i popracować, by oddać pożyczone na ten bilet pieniądze. I tak właśnie rozpoczęła się moja wielka przygoda z Grecją. Zamieszkałam wówczas w greckim domu, poznawałam życie codzienne z pozycji domownika: jeździłam z moją panią na laiki, do super-marketów i na manifestacje, patrzyłam, jak pani przygotowuje kolacje, jak piecze ciasta, słuchałam, jak domownicy się kłócą i jaka muzyka w tym domu króluje, dawałam się zabierać na niedzielne wycieczki po Atenach i w okolice Aten, w ten sposób odkrywając to miasto. Miałam wielkie szczęście: od pierwszego dnia nie byłam typowym turystą. Grupa Greków wówczas poznana, w latach następnych odkrywała przede mną Grecję z jej urokami, z jej kulturą, muzyką, tańcem, literaturą, kuchnią. Tak naprawdę to ta grupa ukształtowała mój grecki gust, za co jestem wdzięczna losowi. Poznawałam miejsca, poznawałam wyspy, o jakich w Polsce niewiele osób słyszało. I to było moim wielkim szczęściem. Wszystko co wydarzyło się później, po 1989 roku, było wypadkową tej mojej pierwszej podróży do Grecji.

Wybierając miejsce, do którego teraz miałabym się udać – uznałam ostatecznie Ateny za miejsce właściwie, właśnie z uwagi na ten jubileusz.

Z Rethymnonu do Heraklionu pojechałam autobusem KTEL: nadal jestem z nich zadowolona i uważam, że na Krecie nie ma powodu do narzekań. Kiedy w latach poprzednich podróżowałam po innych wyspach autobusami KTEL – też byłam zadowolona, stąd nie mam tej firmie nic do zarzucenia.

Heraklion, stolica greckiej wyspy Kreta   Heraklion, stolica greckiej wyspy Kreta   Heraklion, stolica greckiej wyspy Kreta
Znane i lubiane w Heraklionie: pomnik El Greco, ulica 25 Sierpnia oraz delfinki


Często powtarzam, że lubię miasto Heraklion i chętnie tutaj powracam: tym razem miałam tu spędzić tydzień. To takie miasto, do którego musiałam dojrzeć. Nie, nie było to tak, jak w przypadku Rethymnonu czy Chanii, że Heraklion zachwycił mnie sobą od pierwszej ujrzenia, nie było tak… Odkryłam urok Heraklionu znacznie później, bo dopiero w 2013 roku (trzynaście lat po pierwszym ujrzeniu!), kiedy przybyłam na Kretę na kilka dni tylko dla tego miasta. I wówczas doznałam olśnienia: miasto wydało mi się zupełnie inne niż widziałam je poprzednio: nie wiem czemu tak, ale to już dziś nieważne. Staram się natomiast pokazywać światu urok tego miasta, do którego przylgnęła lata temu opinia miasta nieładnego i trudno wielu wytłumaczyć, że to jakiś mit. Mam więc od kilku lat swoistą misję sobie przyznaną: odkleić od Heraklionu tę krzywdzącą łatkę .

Tym razem, jak wspomniałam, mam na Heraklion przeznaczonych siedem dni: dużo jak na fakt, że nie znajduję się tu po raz pierwszy przecież. I cieszę się tym czasem także z uwagi na powiązania towarzyskie: mam w Heraklionie kilka Bliskich mi Dusz i z nimi chcę trochę czasu spędzić.

Port wenecki w Heraklionie
Heraklion: Port wenecki oraz twierdza Rocca a Mare (Koules)


Oczywiście, że pospaceruję dobrze znaną wszystkim ulicą Dedalusa oraz kolejną popularną: 25 Sierpnia. Ta ostatnia prowadzi aż do morza: do urokliwego portu weneckiego, przy którym można oglądać i od niedawna zwiedzać twierdzę turecką Koules – taka nazwa się przyjęła, choć tą prawidłową jest Rocca a Mare. Za nią rozpoczyna się długie, bo aż dwukilometrowe molo, po którym można spacerować: przyznaję, że tylko raz, w 2013 roku, przeszłam je całe. Idąc ulicą 25 Sierpnia można obejrzeć Bazylikę św. Marka, która od dawna funkcji bazyliki nie pełni. Odbywają się w niej przeróżne, czasowe wystawy: jeszcze mieszkając w Rethymnonie oglądałam tu wspaniałą wystawę związaną z twórczością El Greco. Przechodząc obok zawsze warto do tego miejsca zajrzeć, bo wystawy odbywają się tam w sposób ciągły. Idąc tą ulicą dalej warto spojrzeć na Loggię wenecką, a najlepiej wejść na dziedziniec albo nawet i do środka – wolno. Dziś urzędują tu władze miasta, stąd budynek jest otwarty. Jeszcze dalej, zbliżając się do morza, zobaczymy po prawej stronie plac i nieco w głębi kościół św. Tytusa, patrona całej Krety.

Heraklion i Loggia wenecka
Heraklion. Jedno z moich ulubionych spojrzeń: w niebo stojąc na dziedzińcu Loggii weneckiej


Ulicą 25 Sierpnia spacerują chyba wszyscy turyści. Wcale nie jest to tak, że kiedy przyjeżdżam do Heraklionu – unikam tej ulicy, wcale nie. Z przyjemnością taki spacer odbywam, choć w moim przypadku czynię to po raz nie wiem już który w ciągu sezonu uwzględniając i te copiątkowe spacery, które odbywam kiedy mieszkam w Rethymnonie i przyjeżdżam tu z wycieczką.

Teraz, mieszkając w Heraklionie i mając wiele czasu zaglądam w uliczki boczne: tu często poukrywane są ładne budynki oraz klimatyczne kafeterie czy małe tawerenki.

Przyjeżdżając do Heraklionu nie należy szukać Starówki na miarę tej w Rethymnonie czy Chanii: tu takiego miejsca się nie znajdzie. Nie należy również, co wciąż podkreślam, porównywać Heraklionu do tych dwóch miast: to błąd, który czynimy i dlatego nie umiemy ujrzeć Heraklionu jako takiego. Wciąż szukamy nawiązań i powiązań, niepotrzebnie zupełnie. Na Heraklion powinniśmy patrzeć jak na niego samego, nie porównując z innym miastem, bo porównanie i tak niczemu nie służy.

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny
Wypatrzone na herakliońskich murach, a czasem i wewnątrz budynków


Mam w Heraklionie miejsca moje ulubione, takie, do których wracam chętnie. To zawsze marina: bardzo ją lubię, to i kafeterie, w tym również ta bardzo znana, zazwyczaj oblężona przez mieszkańców miasta i turystów, która nazywa się Kirkor. Tu, spoglądając na Fontannę Lwów, można zjeść wspaniałą bougatsę, a tego odmówić sobie nie potrafię. Lubię herakliońskie bramy i to nie tylko tę w moim odczuciu najbardziej znaną, Kenouria Porta, do której warto zajrzeć, bo to tu ma miejsce stała wystawa poświęcona Nikosowi Kazantzakisowi. To dobrze, że niektóre z tych bram wykorzystywane są dla takich inicjatyw: to olbrzymie powierzchnie, ludzie mają pracę, a turyści, ale i mieszkańcy miasta mogą coś interesującego obejrzeć. W tym roku przypominam sobie dwie inne bramy: Chanioporta oraz Kommeno Bendeni, bo dawno przy nich nie byłam.

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny   Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny
Heraklion: brama Chanioporta widziana z obu stron


Dwukrotnie odwiedzę dzielnicę Agia Triada, która jest moją ulubioną herakliońską dzielnicą, i spędzę w niej wiele, wiele godzin, w tym również siedząc w kafenijo, popijając kawę i przyglądając się życiu dzielnicy. Pisałam o niej szerzej w podróży „Kreta, Ateny 2018”, bo to wówczas dzielnicę tę, dzięki Bliskiej mi herakliońskiej Duszy, odkryłam i się nią zachłysnęłam, choć to obraz biedy, beznadziei i popadających w ruinę zabudowań, ale wszystko tu do bólu prawdziwe i takie autentyczne.

Urokliwa dzielnica Agia Triada w Heraklionie na Krecie   Urokliwa dzielnica Agia Triada w Heraklionie na Krecie
Heraklion: w dzielnicy Agia Triada


Z miejsc nowych odwiedzę z Bliską mi herakliońską Duszą niezwykle interesujące (nawet dla mnie, choć techniką jestem zazwyczaj mniej zainteresowana) i ciekawie urządzone Muzeum technologii starożytnej Grecji, w którym (również pod wodzą przewodnika za dodatkową opłatą) można obejrzeć prototypy urządzeń, z których korzystamy dziś, np. pospolitego budzika. Zaskakujące!

Tegorocznym moim odkryciem są dwa rejony w Heraklionie. Jednym jest dzielnica Fortetsa, usytuowana nad Heraklionem, już na przedmieściach w zasadzie. Dojechać tam można miejskim autobusem: jeździ raz na godzinę. To ten kierunek, który obieramy jeżdżąc do Knossos, ale na wysokości szpitala im. Wenizelosa – odbijamy w prawo i pniemy się pod górę. To dość wysoko! Właśnie: wysoko, a nie daleko. Ależ spokojnie i leniwie się tu życie toczy: nikomu się nie spieszy, a ilość kotów zaskakuje: jest ich tu naprawdę dużo. Widoki stamtąd na usytuowany w dole Heraklion oraz całe hektary gajów oliwnych – zachwycające. Można tu wypatrzeć całkiem ładne, stare budynki, ale platija swoją urodą czy raczej jej brakiem – rozczarowuje mimo, że można tu, w kafenijo, wypić doskonałą kawę. Będąc tu można pójść jeszcze dalej, dalej, poza teren zabudowany, by zobaczyć kamienną wieżę z lat II wojny światowej. Niespieszne życie dzielnicy Fortetsa ożywa kiedy wjeżdża hałaśliwy obwoźny sklep albo nadjeżdża autobus. Poza tymi chwilami – niezwykle sennie.

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny
Heraklion widziany z dzielnicy Fortetsa


Drugim herakliońskim odkryciem dokonanych również dzięki Bliskiej mi herakliońskiej Duszy jest teren (chyba nawet dzielnica), którego nazwy tak naprawdę do końca nie znam, ale miejscowi mówią o nim: Plastiras. Zachłysnę się tym terenem i spędzę tam dwukrotnie wiele czasu, w tym także wieczorem, bo i wieczorem może się podobać. To zupełnie niedaleko murów weneckich w tej ich części, gdzie znajduje się grób Nikosa Kazantzakisa. Teren ten klimatem zbliżony jest nieco do dzielnicy Agia Triada, ale tylko w części widać tę zbieżność. Dużo tu starej zabudowy, ale nie widać tak tej biedy, beznadziejności i smutku, które czuję spacerując po Agia Triada. Tu jest inaczej mimo, że wiele z tych dawniej pięknych domów to już ruiny. Staram się zatrzymywać w kadrze ten odchodzący świat i zawsze przy takich starych domach przystanę, bo wciąż coś interesującego w nich znajduję. To tu można obejrzeć kościółek Agios Mattheos Sinaiton [Ι.Ν. Ἁγίου Ματθαίου Σιναϊτῶν] o bogatej historii (obszernie wypisana na tablicy), popatrzeć na kompletne i brzydkie ruiny dawno niefunkcjonującego szpitala z wyraźnie widocznym gdzieś tam w głębi kościółkiem: to chyba Agios Pantaleimonas (jak tam można dojść? to pytanie nie daje mi spokoju, ale ja to jeszcze kiedyś zgłębię), poprzyglądać się ciekawym graffiti czy przysiąść w którejś z niezwykłych kawiarenek bądź otwieranej popołudniem tawerence urządzonej w ogrodzie. Tu będę wracała, tak jak wracam do dzielnicy Agia Triada: tego jestem pewna. Wszak teraz zajrzę tu już kilkakrotnie.

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny   Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny
Heraklion: krążąc uliczkami Plastiras


I jeszcze jedno tegoroczne odkrycie: już takie malutkie, ale za to jakie! Do Cafe Biblio [gr.: Το Καφέ Βιβλίο], kafeterii niecodziennej, która znajduje się przy Platija Sinani Ierolochiton 173 (u zbiegu z aleją Ionias) prowadzi mnie również Bliska herakliońska Dusza: co za magiczne miejsce! Mogłabym tam spędzać całe dnie! To w zasadzie kafeteria, w której znajduje się mnóstwo książek: można, popijając przy cichutkich dźwiękach stonowanej muzyki wino, kawę czy sok zaczytywać się w tych różnorakich książkach, a jeśli mamy chęć wesprzeć to miejsce – możemy książki te również kupować: ceny nie są wysokie. Ta kafeteria to kilka sal i salek, w których niezwykła atmosfera i mimo, że lokalik położony jest przy ruchliwym skrzyżowaniu – w środku znajdujemy kompletnie inny świat niż ten, z którego tu wchodzimy. Piękne i koniecznie do zapamiętania na wieki miejsce w Heraklionie!

Heraklion: w maleńkich pokoikach Cafe Biblio   Heraklion: w maleńkich pokoikach Cafe Biblio
Heraklion: w maleńkich pokoikach Cafe Biblio


W czasie tego pobytu w Heraklionie z radością przyjmuję propozycję Bliskiej mi Duszy odwiedzenia nieodległego od Heraklionu starożytnego miejsca: to Fourni, gdzie nie byłam dotąd. Teren sąsiadujący ze stanowiskiem archeologicznym to pachnący las, który jest celem niedzielnych wycieczek mieszkańców miasta. Stąd można popatrzeć na tereny położone niżej, w tym i niedalekie wioski oraz zasiąść na widowni kamiennego teatru: nie mam wątpliwości, że koncerty tu dawane muszą być wielkim wydarzeniem w życiu każdego, kto w takim koncercie będzie uczestniczył.

Samo stanowisko archeologiczne nie jest aktualnie dostępne, a szkoda, bo jako miłośnik nekropolii ogromnie się na tę wycieczkę cieszyłam. Niestety, nie udaje nam się spotkać kogokolwiek w tym dokładnie ogrodzonym terenie, kto mógłby nam cokolwiek o miejscu powiedzieć, a na bramie nie ma żadnych informacji. Szkoda, wielka szkoda i moje wielkie rozczarowanie. Cieszę się natomiast kolejnymi odwiedzinami wioski Archanes położonej niedaleko Fourni. Lubię tu wracać, bo wioska bardzo piękna i taka, która mimo bliskości wielkiego Heraklionu i z pewnością wielu odwiedzających ją turystów – nie straciła atmosfery spokojnej, niezadeptanej turystycznie wioski. Cały dzień spędziłam w tej wiosce dwa lata wcześniej i zachwyciłam się zabudową, w tym bramami, szyldami, zdobieniami i tym wszystkim, czego w takich wioskach szukam. Teraz spacerujemy tu tylko godzinę, ale i to sprawia mi radość. Sporo czasu natomiast poświęcamy na delektowanie się smakiem kawy popijanej w bardzo pięknym, kawiarniano-kafenijowo-tawernianym zagłębiu wioski Archanes.

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny   Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny   Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny
Spacerując po terenie wokół starożytnego cmentarzyska Fourni


Z uwagi na upadłość pewnego dużego biura podróży – ceny biletów lotniczych odbieram jako dość wysokie, stąd odmiennie niż w latach poprzednich, kiedy przychodzi na to pora, żegnam Heraklion machając mu z pokładu promu. Do zobaczenia! – tak mówię wpatrując się w rozświetlone miasto, bo chętnie do Heraklionu oczywiście będę wracać. Lubię pływać promami, ale ten rejs mnie nigdy nie zachwycał, bo jest zwyczajnie nudny (płynęłam tak w 2013 roku): dwa promy (linii ANEK – tańszy, i MINOAN – droższy) wypływają z Heraklionu o godzinie 21-szej, płyną przez 9 nocnych godzin w całkowitej ciemności i nie zawijają do portów żadnych wysp. Trudno, tym razem nie mam wyboru, a płynę olbrzymim promem Festos Palace linii MINOAN – bardzo przyzwoity, bardzo!

W Atenach zatrzymuję się w tym samym miejscu, w którym mieszkałam rok temu: to dzielnica Paleo Faliro oddalona od centrum, bo położona nad morzem. Wspominałam chyba poprzednio, że od jakiegoś czasu centrum Aten nie jest tym, co mnie cieszy tu najbardziej, stąd obecność terenów nadmorskich, spacerowanie nimi, przesiadywanie w nadmorskich kafeteriach czy tu, wzdłuż linii tramwajowej czy w szeroko ujętym Pireusie mnie zadowala*). Tramwaje nadal nie jeżdżą na Platija Syntagma kończąc bieg wcześniej, w Kasomouli (przystanek przedostatni to możliwość dogodnej przesiadki do czerwonego metra na stacji Neos Kosmos): tak naprawdę coraz częściej pojawiają się głosy, że być może nigdy już do Platija Syntagma nie pojadą.

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny
Na plaży przy moim mieszkaniu w Atenach, przy przystanku autobusowo-tramwajowym Edem


A Ateny jak to Ateny: zawsze, mimo, że na przestrzeni minionych lat zmieniły się na niekorzyść w moim odczuciu, mogą się spodobać bez względu na to czy mamy plan czy go nie mamy. Tym razem planu żadnego nie mam: przyjeżdżam tu pospacerować niejako rocznicowo swoimi ścieżkami, odwiedzić ulubione miejsca i spotkać się z Bliskimi mi ateńskimi Duszami oraz znajomymi, których często nie widuję przecież. Mam zamiar oczywiście, podobnie jak i rok temu, uczestniczyć w Atenach w paradzie z okazji Święta OCHI (gr.: OXI; „Dzień NIE”), przypadającego 28 dnia października, ale los chce inaczej i idę na paradę, ale w urokliwym letniskowym miasteczku Agioi Theodoroi znajdującym się niedaleko Koryntu. To tutaj mieszka Bliska mi Dusza z rodziną, stąd taka spontaniczna dwudniowa wycieczka, a parada oczywiście udana.

Dzień OCHI i parada
Parada z okazji Dnia OCHI w Agioi Theodoroi


Pogoda końcem października jest iście letnia: jedna z Bliskich mi Dusz narzeka na wprost upał marząc już o ochłodzeniu. Niestety, mam swoje pakty zawierane z właściwymi osobami z okolic Aten i póki tam jestem nie ma prawa następować jakiekolwiek ochłodzenie, nawet jeśli jest to koniec października i dalej: listopad. Spacerujemy zatem brzegiem morza patrząc na plażujących i kąpiących się w morzu, popijamy kawy frappe i fredo oraz zajadamy lody – taki to przełom października i listopada w tym roku w Grecji (rok temu było podobnie, ale nie jest to regułą).

Podobnie ciepło jest i w Atenach, do których wracam z Agoi Theodoroi po dwóch dniach: na znajdującej się koło mego domu plaży, dokąd chodzę wypić poranną kawę, wciąż widzę plażujących i kąpiących się ludzi, i to wcale nie turystów. To tak dla udowodnienia, że nie jest prawdziwe mówienie, iż po 15 dniu sierpnia Grecy nie chadzają już na plaże. Chadzają!

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny
W Agioi Theodoroi pijemy własnoręcznie przyrządzony sok z granatów: smak granatów końcem października i listopadowych nie ma sobie równych


W Atenach, podobnie jak w ubiegłym roku, zastaje mnie Dzień Wszystkich Świętych. W Grecji tego dnia nie ma żadnego święta, ale dla mnie to dzień, kiedy czuję potrzebę pójścia na cmentarz: nawet w Atenach. Rok temu wybrałam się na Trzeci Cmentarz, by zapalić lampkę na grobie wielkiego bohatera, o których niewiele osób mówi, Jerzego Iwanow Szajnowicza (można o tym poczytać tutaj: grób Jerzego Iwanow Szajnowicza ), w tym roku decyduję pojechać na Pierwszy Cmentarz, który bardzo lubię. Zauważam, że w Atenach wracam w miejsca, które lubię, a takim jest Pierwszy Cmentarz właśnie, bo sprawia mi to przyjemność, bo odświeżam swoje archiwum fotograficzne, powiększam je również, bo przecież zawsze coś nowego wypatrzę tu czy tam. Nie wiem już, ile razy w swoim życiu spacerowałam po Pierwszym Cmentarzu: mnóstwo! Przyznaję, że znam go całkiem przyzwoicie, choć i tak z uwagi na swoiste tutejsze ekshumacje wciąż mnie coś zaskakuje… Nie umiem już znaleźć grobu Doukissy, Manosa Loizosa czy Manolisa Rasoulisa… Niektóre groby jak grób Jenny Karezi czy Aliki Vougiouklaki się zmieniają, ale dobrze, że to tylko zmiana a nie zniknięcie. Teraz myślę, że jakoś nie przypominam sobie, abym w tym roku widziała grób Mariosa Tokasa, choć byłam tuż obok miejsca, gdzie być powinien, ale jakoś nie zauważyłam … Czyżby też zniknął? Od jakiegoś czasu chodzę z lękiem na ten cmentarz. Spoczął tam w 2012 roku bardzo mi bliski grecki artysta, Dimitris Mitropanos ( o którym można poczytać tutaj: Dimitris Mitropanos) i z uwagi na upływ czasu wciąż myślę o tym, czy ten grób mi nie zniknie… A teren, gdzie spoczywa Dimitris Mitropanos jest terenem gdzie grobów czasowych jest bardzo wiele: stąd wiele ich znika właśnie. W tym roku znowu widzę tu sporo grobów osób, które zmarły w 2019 roku i wiele pustych miejsc przygotowanych do kolejnych pochówków. Nie wyobrażam sobie, żebym miała zaprzestać odwiedzać Dimitrisa Mitropanosa: gdzie będę składała swoją różę, gdzie postoję w zadumie? Ufam, że grób zostanie tu na zawsze: wszak i w tym obszarze są groby takie jak choćby Nikosa Ksylourisa czy Rity Sakellariou (tylko przykłady), które istnieją od dziesięcioleci.

Grób Dimitrisa Mitropanosa w Atenach
Przy grobie Dimitrisa Mitropanosa z wyjątkowo czerwoną różą ode mnie (białe były nieładne)


Mając wiele czasu przeznaczonego na Ateny – spaceruję jubileuszowo kilka razy po Place: lubię jej uliczki, lubię patrzeć na kawiarniane stoliki usytuowane na schodkach pnących się pod Partenon, okupowane przez ludzi. Gwarno tu i tak radośnie – miło to oglądać. Nawet jedna z moich ulubionych tutejszych kafeterii, Melina Cafe (można o niej poczytać tutaj: kawiarnia Melina (Melina cafe) ) wydała mi się już znowu przyjazna, po ubiegłorocznym, poremontowym rozczarowaniu, gdzie czegoś w klimacie miejsca mi zabrakło – w tym roku już było mi tu na powrót dobrze.

Plaka w Atenach
Zachwycające zakątki ateńskiej Plaki


Chodzę po starych Atenach, bo zwyczajnie lubię te szemrane uliczki i ich niezwykłą, taką brudną, jak nazywam, atmosferę. Dużo czasu spędzam w gwarnym rejonie Psirri, gdzie wciąż coś nowego widzę, gdzie znajduje się zagłębie kawiarniano-barowe i miejscowi oraz turyści ciągną tam tłumnie przesiadując nad szklankami wina do późnych godzin wieczornych, zaglądam i do dzielnicy Koukaki z Makrygianni, bo jak mogłabym ten niezmiernie modny teren pominąć (o nim można poczytać tutaj: Koukaki Makrygianni), stanę wreszcie na Platija Syntagma, by obejrzeć od początku do końca zmianę warty ewzoni, bo dawno już tego nie czyniłam, a to, że przyjeżdżam tu od trzydziestu lat nie zabrania mi oglądania tego, co tak bardzo co godzinę cieszy turystów: cogodzinna zmiana warty (w tym niedzielna, uroczysta) mnie również raduje, bo to magiczne, bardzo piękne widowisko. Szeroko ujęty Pireus wydaje mi się w swej – czasem – szpetocie bardzo piękny: wszak wielbię ten teren i lubię zaglądać w przeróżne jego kąty, a w Ogrodach Narodowych dostrzegam jesień: tak, tu ją widać! To w Ogrodach Narodowych zauważam dużo liści na chodniczkach (podobnie zresztą jak w parku w dzielnicy Kifissia – tam też jesień!), niewielką ilość żółwików w sadzawce oraz pergole pozbawione roślinności… I mimo, że jeszcze część kwiatów tu kwitnie to smutno jakoś, jesiennie właśnie, czego nad morzem i w mieście zupełnie nie widać przecież.

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny   Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny
Graffiti wypatrzone na murach w ateńskiej dzielnicy Psirri


W czasie tej rocznicowej niejako podróży do Aten poznaję miejsce zupełnie dla mnie nowe: to cmentarz Metamorfosi (gr.: Μεταμόρφωση). To na tym właśnie cmentarzu, dość odległym od centrum, spoczywa Pandelis Pandelidis… Wielka kariera przerwana tak nagle w tamten lutowy dzień blisko cztery lata temu… Zmarły pozostawił po sobie wiele złamanych serc i wiele przebojów. Doceniam działania tego piosenkarza, piszącego również teksty, komponującego muzykę, w tym przede wszystkim to, że potrafił porwać sobą tłumy, że potrafił zrobić coś, co tak wielu uwielbiało i pozostawić po sobie coś, co nadal tak wielu wielbi. Mogiłę Pandelisa Pandelidisa pokrywa nagrobek z białego marmuru: tonie w kwiatach. Na pionowej płycie widnieje gitara oraz krążki płytowe. Wszędzie sporo zdjęć zmarłego, sporo również marmurowych tabliczek, na których spisane zostały uczucia, odczucia, ciepłe słowa… Pandelis Pandelidis żył 32 lata: zginął w wypadku samochodowym.

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny
Przy grobie Pandelisa Pandelidisa


Wracając z dzielnicy Metamorfossi poświęcam trochę czasu na spacer po dzielnicy Kifissia, której nigdy nie lubiłam i teraz też się z nią nie mogę przeprosić: nie lubię takich dzielnic pełnych sklepów mniej czy bardziej luksusowych firm, zaparkowanych gdzie się da równie luksusowych aut i dobrze ubranych pań uwieszonych na ramionach panów, bo w takich luksusowych butach na różnych obcasach trochę ciężko iść zwłaszcza, że sporo tu robót drogowych. Bywam tu od czasu do czasu, bo część moich ateńskich znajomych Kifissię lubi, a ja teraz nie mam tu gdzie kawy wypić, bo wszędzie jakoś sztucznie i sztywno. Miłe miejsce, bo pozbawione całej tej sztuczności, znajduję w parku, przez który 30 lat temu przechodziłam we wtorkowe i środowe poranki zmieniając wówczas metro (kolejkę elektriko) na autobus, by jechać do pakowania pomarańczy, za co dostawałam 2700 drachm/dniówka… Takie miejsca budzą we mnie takie właśnie wspomnienia, do których spacerując po Atenach wciąż się uśmiecham.

Będąc w Atenach znajduję oczywiście czas, by odwiedzić moje malutkie sklepiki antykwaryczne na Monastiraki i pozachwycać się niezwykle pięknymi książkami, w tym wydawnictwami albumowymi (jak to zabrać samolotem, skoro waga tego… niestety!) oraz wielki sklep Public, którego co prawda nie lubię, bo w porównaniu do sklepików antykwarycznych zimny i nijaki, ale zaglądam tam dla obejrzenia tego, co w Grecji się czyta czy czego słucha. I dzięki temu trzymam w dłoniach najnowszą powieść Victorii Hislop z – jak mawiam – Grecją w tle. Dość dawno już czytałam, że powieść ta, dotykająca niejako wyspy Makronissos, powstała, czytałam, że została wydana, ale u nas jeszcze jej nie ma i wciąż noszę w sercu nadzieję, że już wkrótce… Pozycja to potężna: w greckiej wersji aż 530 stron, i widać ją wszędzie w mieście, w tym w Public-u oraz w księgarni na lotnisku na półkach oznaczonych jako „Książka miesiąca”.

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny
W ateńskim Public-u: z najnowszą powieścią Victorii Hislop wydaną po grecku


Spacerując po Atenach rzadko już chadzam po terenach archeologicznych. W zasadzie nic tu się nie zmienia, a ja… Cóż, widziałam te miejsca wielokrotnie i jakoś nie pragnę ich za każdym razem kiedy w Atenach jestem. Staram się śledzić zmiany i dzięki temu wiem, że czas jakiś temu otwarto dla zwiedzania znajdującą się na terenie Rzymskiej Agory Wieżę Wiatrów, którą nierzadko określa się nazwą „Aerides” („Wiatry”), bo i istotnie na zewnętrznych stronach płyt tej ośmiokątnej budowli można zobaczyć płaskorzeźby przedstawiające wiatry. Ta marmurowa budowla wyróżnia się ze swego otoczenia: większość źródeł podaje, że pochodzi z I wieku p.n.e. (choć część źródeł wskazuje drugą połowę II wieku p.n.e. jako czas jej wzniesienia), ale jest doskonale zachowana. W przeszłości Wieża Wiatrów pełniła przeróżne funkcje: była zegarem wodnym, ale również i zegarem słonecznym, kościołem czy kaplicą chrześcijańską, a w czasach okupacji tureckiej służyła derwiszom. Uważana za najstarszą stację meteorologiczną świata jest budowlą, w której wnętrzu dotąd nie byłam, bo Wieża Wiatrów, okryta zielonkawą wielką płachtą dokładnie zasłaniającą ją przed moimi spojrzeniami – przez wiele długich lat pozostawała zamknięta i udostępniona jest do zwiedzania dopiero od 2016 roku. I teraz właśnie, zupełnie przypadkowo (już bez tłumów, na 15 minut przed zamknięciem stanowiska) udaje mi się do Wieży Wiatrów wejść i ją obejrzeć w środku. Cieszy mnie to niezmiernie!

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny

 

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny   Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny
Ateny: Wieża Wiatrów w swoim otoczeniu oraz wnętrze: podłoga i sufit


Rozczarowaniem natomiast jest spacer po Anafiotice (te Anafiotika, wiem, ale przyjęło się mówić w Polsce inaczej) … Kiedy po raz pierwszy, 30 lat temu spacerowałam po tym rejonie starych Aten – turystów nie spotykałam w ogóle: wówczas, jak napisałam na stronie w artykule o Anafiotice (tu można poczytać: Anafiotika) mało kto wiedział, że taka perełka skryła się w samym sercu europejskiej metropolii, w cieniu murów Akropolu. Teraz najwyraźniej wybieram zły dzień na spacer, po którym muszą wprost odpocząć psychicznie… W iluż miejscach Anafiotiki stałam w kolejce, żeby zrobić zdjęcie zakątkowi (mam je pofotografowane, ale zazwyczaj uzupełniam zbiory)! To niewyobrażalne, czego doświadczyłam. Byłam tu wielokrotnie w swoim życiu, bo to jedno z moich miejsc w Atenach, ale czegoś takiego nie widziałam. O ciszy i spokoju można zapomnieć. Mnóstwo tu turystów, w tym i grup zorganizowanych, a taka grupa w wąziutkich chodniczkach Anafiotiki to cały tłum przecież, ale największe zatory tworzą młode panie (chadzające najczęściej parami), które z przepastnych toreb wyciągają szaliki, pelerynki, suknie i tym podobne części garderoby w najczęściej czerwonych czy różowych kolorach i zmieniają garderobę w tych zakątkach przygotowując się do pozowanych zdjęć. I potem ma miejsce cała sesja oczywiście. Znak naszych czasów! Ostatnio byłam na Anafiotice rok temu i spacerowałam w zgoła innej atmosferze: teraz wielki smutek odczuwam, wielki…

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny
Jeden z zakątków ateńskiej Anafiotiki


I kiedy przychodzi na to pora – zatrzymuję autobus X-96 jadący wybrzeżem w stronę lotniska. Patrząc na przesuwające się za oknem obrazy myślę, że Ateny to miasto dla mnie bardzo ważne, bo to tu przecież, jak napisałam, rozpoczęłam dokładnie 30 lat temu moją wielką grecką przygodę, która trwa i niech trwa. Mimo, że to już zupełnie inne miasto niż to, w którym zamieszkałam 30 lat temu, to jednak takie, do którego wciąż powracać chcę…

W autobusie wiozącym mnie na lotnisko uświadamiam sobie, że dopiero po raz czwarty w moim życiu nie ma we mnie smutku czy jakiegoś żalu z powodu kończącej się mojej kolejnej podróży do Grecji. Mam tak, odkąd mieszkam w Grecji przez sześć miesięcy czyli od 2018 roku. Przedtem zawsze tej Grecji było mi mało, a teraz już nie: naprawdę z radością, zajadając na lotnisku ostatnią na ten czas bougatsę i popijając frappe – myślę o mojej Warszawie. I kiedy koła samolotu odrywają się od pasa startowego, kiedy patrzę na oddające się ode mnie Ateny, na oddalającą się ode mnie Grecję – myślę już tylko o tym, że kiedy inni marzą o gyrosach – mnie się marzą żeberka duszone w kapuście, smażona kaszanka i pierogi z mięsem albo na słodko: z makiem i sosem waniliowym. Przypominam sobie, jak rok temu, po przyjeździe do Polski po analogicznych sześciu miesiącach, przez dwa miesiące nie pomyślałam nawet o kuchni greckiej i objadałam się z lubością pysznymi polskimi zupami… Uśmiecham się do tych wspomnień. Nie, kiedy mieszkam przez sześć miesięcy w Grecji nie brakuje mi Polski ani polskiej kuchni: w Grecji jada się pysznie, szczególnie kiedy ciepło, jada się odmiennie, bo i pogoda temu sprzyja, ale kiedy nadchodzi już taka późna jesień – jakoś mi lepiej w Polsce, z tymi zupami, deszczem bębniącym po szybach, świeczkami, filiżanką pachnącej, świeżo zaparzonej herbaty i pięknymi dekoracjami świątecznymi, które pojawią się na warszawskich ulicach początkiem grudnia. Dla mnie polski klimat bardziej temu wszystkiemu sprzyja, stąd wznosząc się coraz wyżej i wyżej cieszę się tym, że już tego dnia wieczorem będę taką herbatę popijała zagłębiona w moim fotelu. I wcale nie przeraża mnie to, że Warszawie tylko +10 stopni na termometrach… Przecież mogło być -5 i śnieg: takie listopady też pamiętam. Grecja szybko znika z moich oczu, ale przecież z serca nie zniknie nigdy.

Do zobaczenia!

Październik / listopad 2019 Kreta, Ateny
Takie chwile pasjami uwielbiam: tu w Heraklionie, w dzielnicy Agia Triada


Bardzo dziękuję: Ewie, Natalii, Vangelisowi z Heraklionu oraz Katerinie i jej rodzinie z Agioi Theodoroi za wspaniałą gościnność, którą mi zgotowali 🙂 Również i innym Bliskim mi Duszom, życzliwym mi bliższym i dalszym znajomym, z którymi miałam przyjemność spędzać czas i na Krecie, i w Atenach serdecznie dziękuję za towarzystwo, za spacery, za wspólnie wypite kawy i zjedzone kolacje, za budujące rozmowy i za to, że jesteście obecni w moim życiu. Dziękuję!



*) – o szerzej ujętym Pireusie można poczytać na stronie w cyklu „Moje miejsca w Atenach” tutaj: „Pireus”, a o tym, co można zobaczyć jeżdżąc wzdłuż wybrzeża tramwajem – również w cyklu „Moje miejsca w Atenach” tutaj: „Ateńskie tramwaje”



Tekst i wszystkie zdjęcia: Beata Kuczborska/betaki.pl