„Greckie listy albo perły i szampany” – Alina Netto
Wydawnictwo NAKOM, 2013.
„Greckie listy albo perły i szampany” wydane zostały cztery lata temu, ale jakoś nigdy dotąd o tej książce nie słyszałam. Jednak, ponieważ sięgam po wszystko, co dotyka w jakikolwiek sposób Grecji – kwestią czasu jedynie było dotarcie i do tej pozycji.
Przyznam, że nazwisko „Netto” również nic mi do tej pory nie mówiło… Tak, tu wszystko było dla mnie nowe. Nowa była dla mnie przecież i forma, w jakiej ta książka została napisana: to ułożony chronologicznie zbiór listów pisanych do niejakiego Jorgosa Panosa, urodzonego w Polsce z greckich rodziców mężczyzny, którego zawiłe losy można z listów tych wyczytać.
Listy zostają znalezione zupełnie przypadkowo i ten przypadek sprawia, że zostają ocalone. Tworzą szczegółowy obraz nieznanego mężczyzny: możemy z nich wyczytać bardzo wiele. Listy te napisane zostały i po polsku i po grecku przez różne osoby: i przyjaciół, i członków rodziny Jorgosa, ale w przeważającej ilości przez kobiety, których imiona zmieniają się jak w kalejdoskopie i czasem aż trudno o wszystkich pamiętać. Kiedy pochylałam się nad kolejnym listem wzrastała we mnie niezdrowa ciekawość i coraz silniejsze stawało się pytanie: kim Jorgos był i co takiego miał w sobie, że rozkochiwał takie rzesze kobiet. A kobiety te były bardzo różne: pochodziły z różnorakich środowisk, miały różne statusy tak co do wykształcenia, zamożności, jak i stanów cywilnych (Jorgos nie rezygnował i z zamężnych kobiet), a wszystkie one pragnęły tego samego Jorgosa jak ziemia deszczu. Część z tych listów to bardzo wyważone wyrażanie uczuć, ale z części z nich aż kapie erotyzmem. Niektóre powodowały, że wybuchałam mniejszą bądź większą salwą śmiechu, ale z wszystkich wyczytać można pragnienie odwzajemnienia uczucia, którym Jorgosa obdarzyły nadawczynie, z niektórych nawet niesłabnące chęci do wyjścia za mąż za adresata.
Nie będę ukrywać, że sięgnęłam po tę książkę głównie z uwagi na Grecję, której ujrzenia w niej oczekiwałam. Nie będę również ukrywać, że początkowo trochę się rozczarowałam, bo jedyny związek z Grecją, który tu widziałam to osoba bliżej nieznanego i urodzonego w Polsce Jorgosa, do którego wzdychają w uwielbieniu zakochane w nim kobiety. Był taki moment, że miałam chęć książkę tę odłożyć na półkę. Może do niej kiedyś dojrzeję? – pomyślałam nawet.
Nie odłożyłam, bo oto zaczęło mi się ukazywać interesujące tło, a tym jest polska rzeczywistość przełomu lat 70-tych i 80-tych. Jako osoba pamiętająca czasy pustych półek sklepowych, sprzedaży wszystkiego w systemie kartkowym czy PEWEX-ów, czasy manifestacji i strajków, jako osoba pamiętająca tamten niedzielny poranek, w którym ogłoszono stan wojenny oraz wszystko to, co z tym związane – spojrzałam na te listy inaczej: jako coś, przez co przebija mi obraz tamtych czasów, które nadal są mi bliskie, ale i trudne dla mnie. Żyłam w tamtej rzeczywistości, która jawi się tragicznie i nadal boleśnie. To doskonale – twierdzę teraz, że autorce udało się przypomnieć mi wiele takich momentów, o których już nie pamiętałam: nie wracam dziś do tamtych dni przecież aż tak często, a nadto byłam wówczas tylko trochę starszą nastolatką. Zatrzymywałam się w czasie czytania tych listów i wspominałam osoby, które wyjeżdżały w pośpiechu za granicę i już tam zostawały: kto z mojego pokolenia nie znał takich osób?
Polska przełomu lat 70-tych i 80-tych to nie jedyne, co jest tłem wysyłanych do Jorgosa listów. Tym tłem jest również sytuacja Greków osiedlonych w Polsce (również w innych byłych krajach socjalistycznych) na skutek trwającej w latach 40-tych wojny domowej w Grecji, ich tęsknoty, pragnienia i starania o powrót do ojczyzny, kiedy tylko staje się to możliwe, ale i problem bezpaństwowości na skutek odebranego obywatelstwa. Dziś, kiedy szerzej niż przed laty pisze się o tym problemie i temat uchodźców greckich jest mi znany – potrafiłam doskonale wczuć się w dusze i rozterki tych ludzi. To nie dotyczy tylko Jorgosa urodzonego w Polsce, ale przede wszystkim jego rodziców i innych osób z ich pokolenia czy, również urodzonego w Polsce i ożenionego z Polką, jego brata. A Grecja lat 80-tych wcale nie wydaje się być rajem. Co wybrać? Gdzie żyć? Rozdarci pomiędzy oba kraje żyją w niekończących się tęsknotach, a decyzje podejmować tak trudno.
I dopiero po przeczytaniu tej książki zmieniłam o niej zdanie: to nie jest lekko napisana książka na lato, jak mogłoby się początkowo (również i patrząc na okładkę) wydawać. Kiedy, choć to miejscami było trudne, oderwałam się od tych miłosnych westchnień kierowanych do Jorgosa, a skupiłam na tle, które przez nie przebija – znalazłam w tej książce coś dla siebie, dzięki czemu nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Być może ktoś inny w tych miłosnych wynurzeniach znajdzie coś dla siebie – ja podkreślam zdecydowanie tło.
Dziękuję Wydawnictwu NAKOM za nadesłanie mi egzemplarza książki „Greckie listy albo perły i szampany” na potrzeby niniejszej recenzji. Książkę można kupić w sklepie na stronie Wydawnictwa.