Kuchnia grecka, czyli coś dla łakomczuchów
Kuchnia grecka to coś, co poznawałam w zasadzie od podstaw od pierwszego mojego pobytu w Grecji: mieszkałam wówczas w greckim domu w Atenach, pracowałam w innych greckich domach i zawsze przyglądałam się wszystkiemu, co w kuchni się działo.
Specyficzna w smaku, do czego się przyznaję, wydała mi się wówczas feta: nie lubiłam fety od dnia jej poznania! Więcej, nie lubiłam sosu beszamelowego, który kojarzył mi się ze smakiem fety. Niechętnie (mówię o roku 1989) podchodziłam również do koziny: wydała mi się specyficzna w smaku. Nawet zwykłe tosty były dla mnie wówczas koszmarem: bez zapieczenia, jako zwykłe kanapki, smakowały mi bardziej.
To nie jest tak, że zamknęłam się na nowe smaki: musiałam zwyczajnie do nich dojrzeć – tak to sobie tłumaczę. Przyjechałam do Grecji z kraju, w którym wówczas nie używało się aż tak wielu przypraw, a jadło się potrawy zgoła inne aniżeli te, które poznałam w Grecji. Musiałam się po prostu do nowych smaków, do nowych potraw przyzwyczaić.
Dziś potrawy z kuchni greckiej goszczą na moim stole bardzo często: jedyna to kuchnia, z której aż tak wiele potraw potrafię przyrządzić. Przyrządzam je dla siebie, dla bliskich, dla gości, bo po prostu kuchnię grecką bardzo lubię, a mam wrażenie, że moi bliscy oraz goście lubią ją także. Wielkim moim szczęściem zaś jest to, że często przebywam w Grecji i to nie w hotelach, a w greckich domach, gdzie wciąż pobieram nauki, podpatruję i pod czujnym okiem moich tamtejszych znajomych nadal się uczę.
O greckim biesiadowaniu:
kiedyś, kiedyś, wiele lat temu biesiadowanie w tawernach w Grecji było tym, co mi się bardzo podobało: Grecy gremialnie wychodzili wieczorami z domów, by spotykać się w tawernach z grupą znajomych, dyskutować i biesiadować, ile się da. Stoły uginały się pod ciężarem potraw, nie było czegoś takiego jak moje, twoje, nasze – wszystko stało na środku, każdy wszystkiego próbował, nikt się nie wstydził ani nie brzydził. Kiedy po raz pierwszy zdarzyło mi się uczestniczyć w takim wielogodzinnym i wieloosobowym biesiadowaniu (1993 rok) byłam nieco skrępowana, ale natychmiast ktoś mi wytłumaczył: skoro siadasz do stołu ze znajomym i ich znajomymi nie wolno ci czuć się skrępowaną czy brzydzić się jedzeniem z tej samej miski, bo jesteś w gronie bliskich.
Nie, nie: nie brzydziłam się, tylko jakoś nie byłam przyzwyczajona do takiej formy jedzenia, ale szybko się nauczyłam oczywiście, bo inaczej się po prostu w tym gronie nie dało. Takim wspólnym jedzeniem, w tym maczaniem kawałków chleba w oliwie we wspólnych miskach – byłam zachwycona. A chleb na greckim stole, podobnie jak woda, musiał być zawsze, co oczywiście początkowo, kiedy jeszcze w Grecji mieszkałam, zaskakiwało mnie: chleb do makaronu? Chleb do ziemniaków? Do ryżu? Nie umiałam tak jeść, ale szybko się przyzwyczaiłam.
Po biesiadowaniu na stole pozostawało mnóstwo niezjedzonego jedzenia: pojawiał się kelner i po zebraniu naczyń zawijał resztki w papierowy, jednorazowy obrus wszystko to wywalając do śmieci.
Dziś, w zasadzie od kilku już lat, oglądanie przeze mnie takich scen należy do rzadkości – nie mam wątpliwości, że przyczynił się do tego kryzys. Dziś już Grecy zamawiają potrawy w większości w sposób wyważony, przemyślany, a to, czego nie zjedzą – zabierają w pudełkach do domów. Znajomi mi mówili, że początkowo Grecy tłumaczyli w tawernach, że to dla kota czy psa, ale dziś już nikt się nie tłumaczy: zapłaciłem, moje, mam prawo zabrać jeśli nie zjadłem, nikt nie jest takim zachowaniem zdziwiony, a każda tawerna wyposażona jest w pudełka.
Co jeść w Grecji:
to, co jeść w Grecji jest tak indywidualne jak to, gdzie jechać na wakacje albo co czytać na dobranoc – nie ma jednej odpowiedzi. Różnorodność potraw w kuchni greckiej jest tak olbrzymia, że z pewnością każdy znajdzie tu coś dla siebie.
O potrawach w kuchni greckiej, w tym z samych warzyw:
w menu greckich tawern znajdziemy sporo potraw warzywnych. Klimat Grecji sprzyja uprawom, a warzywa dojrzewające w słońcu mają doskonały smak. Dotyczy to nie tylko sałatek, ale i dań, które mogą stanowić danie główne. Jedną z takich potraw będzie ta z pieczonych warzyw, nazywana po grecku briam [μπριάμ], inną będą faszerowane papryki i pomidory nazywane po grecku giemista [γεμιστά], choć giemista faszerować można na dwa sposoby: mięsny i bezmięsny (tylko z ryżem z przyprawami). Oba rodzaje giemista smakują doskonale. Giemista to w ogóle rodzaj potrawy: to coś faszerowanego, choć według mnie kiedy zamawiamy w tawernie giemista (i tylko tak) otrzymamy najprawdopodobniej (upieczone) paprykę i pomidora (najczęściej w wersji bezmięsnej), ale jeśli zamówimy kalamarakia giemista [καλαμάρια γεμιστά] – otrzymamy faszerowanego kalmara, a to bardzo smaczne danie zresztą.
Bardzo popularne w greckiej kuchni bakłażany można przygotowywać na wiele sposobów. Od kilku lat zajadam się wprost bakłażanem pieczonym z pomidorami i fetą [melitzanes sto furno me feta kie domata – μελιτζάνες στο φούρνο με φέτα και ντοματα] – wyśmienicie smakuje, a danie jest bardzo proste do przygotowania. Równie popularna jak bakłażan jest w greckiej kuchni cukinia – w tym również w takiej prostej postaci: pokrojona w plasterki, obtoczona w zwykłym cieście naleśnikowym i usmażona [kolokithakia tiganita – κολοκυθάκια τηγανητά]. Smakuje wybornie!
Tak to już jest w tej greckiej kuchni, że tak popularna potrawa jak musaka/ [μουσακάς] czyli coś w rodzaju zapiekanki mięsnej z warzywami i pod beszamelem, będzie się różniła od siebie, bo można ją przygotować na wiele sposobów (dla mnie musaka to rodzaj potrawy, a nie konkretnie przygotowana potrawa), a saganaki [σαγανάκι] to najczęściej ser zapiekany w specjalnym naczyniu, od którego nazwa potrawy zresztą pochodzi, ale mogą być i inne potrawy jak na przykład midia saganaki [μύδια σαγανάκι] a to już małże zapiekane w pomidorach i fecie w takim właśnie naczyniu i często w nim podane).
O rybach i o owocach greckiego morza:
ryb i owoców morza w greckich tawernach dobry wybór, ale coraz częściej pojawiają się teorie, że wszystko to nie jest już łowione w greckich wodach, a trafia na greckie stoły gdzieś z dalszych, często azjatyckich obszarów. Nie wiem jak jest do końca, ale wiem, że nadal zdarza mi się widzieć powracające kutry rybackie z morza z wypełnionymi rybami skrzyniami, zdarza mi się również widzieć w takich skrzyniach ośmiornice i homary. Ceny ryb i owoców morza nie są według mnie niskie: kiedyś jakiś rybak mi tłumaczył, że już tak daleko trzeba wypływać w morze i tak głęboko zarzucać sieci, żeby coś złowić, że przekłada się to na późniejszą cenę w tawernie.
Z tego co obserwuję w tawernach – popularnym daniem w Grecji są smażone kalmary [kalamarakia tiganita / καλαμαρακια τηγανιτα] oraz ośmiornica przyrządzona na różne sposoby.
Od lat należę do grona wielbicieli tak zwanych małych rybek i kiedy tylko mogę – zajadam się nimi. Najbardziej lubię gavros [ γαύρος], ale nie pogardzę i atheriną [αθερίνα] i marides [μαρίδες]. Zwykłe, smażone na patelni, bez żadnych udziwnień – małe rybki są dla mnie najlepszym pożywieniem świata. Drażni mnie natomiast, a dotyczy to głównie atheriny, kiedy widzę na talerzu rybki wielkości zapałek: jestem przekonana, że łowienie tak małych ryb jest zabronione nawet w Grecji. Czasem mam chęć wezwać policję, ale znajomi tłumaczą, że to i tak niczego nie zmieni.
Szerzej o małych rybkach poczytać można tutaj: „Kuchnia grecka – małe rybki”
Greckie sałatki:
w tawernach greckich lubię jeść wszelkiego rodzaju sałatki i wiele z nich wprowadziłam do mojej kuchni. Jest rzeczą oczywistą, że najpopularniejsza z greckich sałatek, choriatiki salata [χωριάτικη σαλάτα], najlepiej smakuje … w Grecji. I to nie tylko kwestia doskonałych w smaku tamtejszych warzyw, to również kwestia atmosfery, otoczenia: choriatki salata inaczej smakować przecież będzie w tawernie ze stolikiem ustawionym nad brzegiem morza, a inaczej w naszej jadalni, gdzie za oknem trzaskający mróz, ale jak się nie ma co się lubi… 🙂
Nie zdziwmy się jeśli ktoś nam powie, że do choriatki salata należy dodać kilka kropli octu, ktoś inny, że jeszcze posolić, a może i pieprzu dodać – o modyfikacji potraw wspomniałam już wyżej, choć kiedy słyszę, że do choriatki salata należy użyć sałaty – staję się rozdrażniona: nie, do choriatiki salata sałaty (takiej zielonej, liściastej) nie dodajemy! To już się nie mieści w słowie modyfikacja – to już wprost profanacja 😉
Najbardziej z warzyw brakuje mi w Polsce chorty, która występuje w Grecji w wielu odmianach i smakuje pysznie. Chorta [χόρτα] nie jest popularna wśród obcokrajowców i wielu z nich nawet nie zna jej nazwy: ja przez wiele lat chortę nazywałam po prostu wodorostami, bo i z wodorostami mi się kojarzyła.
Najśmieszniejszym moim odkryciem w kuchni greckiej było odkrycie buraczków [padzaria / παντζάρια ]. Przygotowanie padzaria jest bardzo proste i nie wiem jak to się stało, że dopiero w Grecji danie to poznałam, kiedy buraki w Polsce mamy od wieków przez cały rok i są dostępne wszędzie. Tak lubię padzaria, że kiedy tylko mam możliwość zamawiam je w tawernach, a i w domu przyrządzam bardzo często. Uwaga: zupełnie odmiennym daniem jest w greckiej kuchni sałatka z buraczków [ padzarosalata / παντζαροσαλάτα] i należy mieć to na uwadze przy składaniu zamówienia w tawernie.
Niektóre przepisy dostaję od mojego wieloletniego kolegi Jacka, którego nazywam Moim Mistrzem, i do końca mych dni będę mu za te pobierane od niego nauki wdzięczna, bo to on sprawił, że w kuchni radzę sobie już zupełnie przyzwoicie – tak twierdzą moi znajomi, co mnie oczywiście cieszy. Dobrze jest mieć kogoś takiego, kogo zawsze można podpytać o jakiś szczegół, do kogo można zadzwonić, by wypłakać się: „Ratuj Mistrzu! Czego użyć, bo zaplanowałam na wieczór to czy owo, a zapomniałam kupić tego… „ Zdarzały mi się i takie telefony: Mój Mistrz zawsze mi pomógł, a do Niego zawsze bliżej niż do znajomych w Grecji.
O plackach, placuszkach, pierożkach i innych pitach:
doskonałą i pyszną przekąską w Grecji są tiropity, zabonotiropity, spanakopity i takie im podobne. To nic innego jak zapieczone w cieście filo (albo od wielkiej biedy w cieście francuskim) jakieś nadzienie: serowe (wówczas mamy tiropitę / τυρόπιτα), szynkowo-serowe (będziemy jeść zabonotiropitę / ζαμπονοτυρόπιτα) albo szpinakowo-serowe (upieczemy wówczas spanakopitę / σπανακόπιτα).
O tym, jak się robi ciasto filo [Φύλλο] w jednym z najbardziej znanych miejsc w Grecji można poczytać tutaj: „Rethymno: tam, gdzie robią ciasto filo”
Kuchnia grecka a dania poważniejsze:
w kuchni greckiej znajdziemy oczywiście również wiele potraw mięsnych, w tym i z mięsa mielonego. Popularna jest tam jagnięcina, baranina czy kozina, ale wieprzowinę, wołowinę i drób również spotkamy.
Paidakia [παϊδάκια] czyli jagnięce żeberka to moja ulubiona mięsna potrawa z kuchni greckiej: jeśli myśleć o mięsie mogłabym żywić się tylko paidakia. Co ciekawe: kiedy powiedzieć w Grecji „paidakia” – wszyscy wiedzą, że chodzi o żeberka jagnięce – wygodnie, prawda? Dobrze upieczone smakują niezwykle, a ogryzanie kostek sprawia mi wielką radość.
W Polsce nie mamy łatwego dostępu do żeberek jagnięcych, ale znajomi z Aten przekonali mnie, że do jednej z potraw, którą nauczyli mnie przygotowywać czyli żeberek pieczonych z ziemniakami i fetą (jak łatwo pobiera się nauki widząc jak ktoś inny coś robi!) mogę z powodzeniem używać wszędzie u nas dostępnych żeberek wieprzowych, a ponieważ potrawę tę uwielbiam – tak właśnie ją przygotowuję.
A jak to z tymi zupami w Grecji jest?
Jest absolutnie błędem myśleć, że Grecy nie jedzą zup – i trudno nawet ustalić, skąd taka opinia się wzięła, a jest dość powszechna przecież. Grecy zupy jedzą, Grecy zupy gotują. W tawernach w Grecji też możemy zupy zamawiać. Miejmy jednak na uwadze to, że greckie zupy mogą się różnić od zup polskich: grecka zupa fasolowa a polska zupa fasolowa to dla mnie dwie zupełnie różne zupy.
O popularnym sosie/dipie tzatzyki [τζατζίκι]
Od pierwszego posmakowania zachwyciłam się natomiast sosem tzatzyki: to prosty gęsty sos przygotowany z jogurtu, ogórków, czosnku, z dodatkiem oliwy i soli.
Tak bardzo pokochałam tzatzyki, że kiedy byłam pierwszy raz w Grecji i tam mieszkałam przez kilka miesięcy (1989) poprosiłam męża (który został w Polsce), aby kupił świeże ogórki, póki są w sklepach, i zamroził: obiecałam, że jak wrócę zimą przygotuję coś wspaniałego ( u nas wówczas w zimę nie sposób było kupić świeże ogórki). Mój plan oczywiście upadł, bo wyjęte z zamrażalnika i rozmrożone ogórki nadawały się tylko do wyrzucenia, stąd na zrobienie sosu tzatzyki w Polsce musiałam czekać do kolejnego sezonu na ogórki.
Dziś, mogę przyznać, tzatzyki podawane są przeze mnie zawsze do pieczonego kurczaka: ten dom tak od wielu lat już ma, że jeśli pieczony kurczak to tylko z sosem tzatzyki, a drugą potrawą, która w sposób nierozerwalny przyrosła do tego sosu – to z greckiej kuchni małe mięsne kuleczki, kieftedakia [κεφτεδάκια] po grecku zwane.
Innymi musami/dipami, która bardzo mi smakują, ale nie próbowałam ich robić, jest melitzanosalata [μελιτζανοσαλάτα] czyli dip z bakłażana oraz taramosalata [ταραμοσαλάτα] czyli dip z ikry rybiej. Potrafię natomiast przyrządzić dip czosnkowy zwany skordalia [σκορδαλιά].
Z sosem tzatzyki (ale i z innymi potrawami w Grecji) bywa tak, że jak Grecja długa i szeroka tzatzyki podaje się w różnych wersjach. Mnie smakują najbardziej takie najprostsze, ze składników jak napisałam: takie poznałam kiedy w Grecji mieszkałam, tak je przygotowywano w domach, w których pracowałam i takimi mnie częstowano. Przez te wszystkie lata podawano mi w niektórych tawernach tzatzyki z na przykład koperkiem (który dla mnie dość zasadniczo zmienia smak potrawy), a ktoś ze znajomych mówił, że natknął się gdzieś na tzatzyki z ogórkami konserwowymi czy korniszonami… Może się to zdarzyć, zatem nie ma sensu przekonywać znajomych, że jedyna i z pewnością najbardziej grecka wersja sosu tzatzyki to akurat ta i żadna inna, bo to zwyczajnie nie jest prawdą: Grecy również wprowadzają modyfikacje w kuchni, co powoduje, że ta sama potrawa może smakować czy wyglądać inaczej w różnych miejscach.
To, o czym napisałam nie dotyczy oczywiście wyłącznie sosu tzatzyki – dla mnie dotyczy to wszystkich greckich potraw.
Dania gorące czy raczej letnie?
Jadąc do Grecji musimy być przygotowani na to, że prawdziwie gorących potraw w tawernie raczej nam nie podadzą. Może się to zdarzyć w restauracji jakiegoś hotelu, w którym zatrzymują się obcokrajowcy, ale w tawernie jakich bez liku w miastach i miasteczkach, w górach czy nad morzem podane nam zostanie danie ciepłe, bo tak jadają Grecy.
Czy przeciętny Grek potrafi sobie wyobrazić życie bez frytek?
Odpowiedź jak dla mnie jest prosta: nie!
Nie wiem czemu frytki zrobiły tak zawrotną karierę w Grecji. Rozumiem, że znajdują się w niektórych potrawach typu fantastyczne suwlaki me pita [σουβλακι με πιτα], ale żeby jeść je do wszystkiego i z wszystkim? Mam wrażenie, że trudno znaleźć grecki stół, na którym nie znalazłby się talerz z frytkami i że Grecja wprost frytkami stoi. Być może trudno mi tę zawrotną karierę frytek w Grecji zrozumieć, bo ja… frytek nie jadam: nie lubię 🙂
Idąc do greckiej tawerny należy być jednak przygotowanym na pytanie ze strony kelnera: Thelete patates tiganites? / Θέλετε πατάτες τηγανιτές? [w wolnym tłumaczeniu: życzą państwo frytki?]
I na takie niespodzianki jak widać na zdjęciu niżej, kiedy to w pewnej ateńskiej tawernie zamówiłam na lunch jajka sadzone i prawie wpadłam pod stół, kiedy zobaczyłam, co mi podano:
O greckiej kawie:
to, co cieszy mnie jednak najbardziej w Grecji, a bardzo drażni w Polsce to w zasadzie jednolitość i niezmienność od lat, jeśli chodzi o kawę frappe [φραπέ]. Zamawiając frappe w Grecji, czy to w kafeteriach czy w kafenijo, czy na północy czy na południu – wiem, że otrzymam w wysokiej szklance nescafe frape zmiksowaną z niewielką ilością wody (ewentualnie z cukrem jeśli tego życzymy: gliko czy metrio), uzupełnioną do pełna resztą zimnej wody, z kilkoma kostkami lodu oraz z mlekiem (me gala) jeśli tego życzymy, a zapytają nas o to, podobnie jak i o cukier – na pewno.
Dziś, zrażona doświadczeniem, poza własnym domem, domami znajomych oraz tawernami greckimi – nie pijam w Polsce frappe, a to dlatego, że wciąż tą frappe byłam zaskakiwana, a to co mi podawano mało przypominało to, czego oczekiwałam. Kiedyś wdałam się na jakimś forum nawet w słowny spór co do frappe i okazało się, że frappe z bodaj francuskiego oznacza „wstrząśnięta” i w zasadzie każda kawa na zimno zmiksowana bądź ubita za pomocą shakera (słoika nawet) może być kawą frappe. Nie, to się u mnie nie przyjęło: frappe dla mnie to to, co jako frappe podają mi w Grecji, oczywiście bez żadnych lodów, bitej śmietany, syropów smakowych i tym podobnych udziwnień.
Frappe piłam całe lata uważając ją za najlepszy wynalazek świata – i będę ją piła do końca moich dni mimo, że ponoć jest niezbyt zdrowa, ale cóż: sentymenty. W ostatnich latach coraz częściej jednak w Grecji popijam zamiast frappe (z tej nie rezygnując całkowicie) kawę freddo [φρεδδο] , która bardzo mi smakuje, ale nadal jeszcze mam trudności z odpowiednim jej samodzielnym przygotowaniem: o ile na frappe zapraszam do siebie gości, o tyle na zaproszenie na freddo gotowa nie jestem. A freddo jest kawą bardzo smaczną: w wariancie do wyboru espresso albo capuccino każdemu z pewnością zasmakuje.
Kiedy tak rozglądam się po domach moich greckich znajomych i ich znajomych oraz po stolikach w kafeteriach, w których gdzieś tam z nimi przesiaduję – zauważam, że prawie nigdy nikt z nich nie zamawia frappe czy freddo. Muszę przyznać: moi greccy znajomi z różnych zakątków Grecji, z różnych środowisk nie piją takich kaw, piją natomiast specjał grecki: eliniko [ ελληνικό].
Kawa eliniko, parzona w tradycyjny sposób w niewielkich tygielkach zwanych w Grecji briki [μπρίκι] i pita w malutkich filiżaneczkach, podana koniecznie ze szklanką wody – smakuje wybornie! Zdarza mi się taką kawę pić, szczególnie kiedy jestem w Grecji zimą: smakuje mi bardzo, choć jest dość mocna i nie mogę jej pić dużo. Podoba mi się jednak to, że Grecy potrafią w kafenijo czy kafeteriach przesiedzieć kilka godzin przy takiej maleńkiej filiżance eliniko. Nie da się ukryć: to coś szczególnego to niespieszne popijanie w Grecji kawy – rytuał prawie.
Szerzej o kawie frappe poczytać można tutaj: „O kawie frappe i o tym, jak ją przyrządzić”
O łakociach, czyli coś do łasuchów:
Grecja jest idealnym krajem dla łasuchów, a ja do grona łasuchów, niestety, należę. Kiedy wejść do zacharoplastijo [ζαχαροπλαστείο], odpowiednika naszej cukierni, można dostać zawrotu głowy patrząc na to wszystko, co wystawione w gablotach, a co dostępne dla zwykłego śmiertelnika. Zapach aż poraża: jest tak intensywny, że czuć go również poza zacharoplastijo, co kusi nieprzyzwoicie.
Wszystkie te ociekające syropem ciastka zwane ogólnie siropiasta [σιροπιαστά] są takie pyszne, ale i tak słodkie, że czasem aż coś w gardle drapie z nadmiaru słodyczy – dla łasucha jednak przeszkód do łasuchowania nie ma!
Nie umiem robić ciastka kataifi [kανταΐφι], choć bardzo lubię je jeść, nie próbowałam nigdy przymierzyć się do zrobienia baklawy [μπακλαβάς]– przygotowanie wydaje mi się dość skomplikowane, ale może się mylę i czas najwyższy spróbować.
Opanowałam natomiast sztukę pieczenia galaktobureko [γαλακτομπούρεκο]: to mleczne ciasto waniliowe, karydopita [καρυδόπιτα] – to z kolei pyszny placek orzechowy oraz portokalopita [πορτοκαλόπιτα]: to ciasto pomarańczowe.
Każdy łasuch z pewnością zadowoli się najprostszym greckim deserem jakim jest fantastycznie gęsty jogurt z miodem (giakurti me meli / γιαούρτι με μέλι). Może być w wersji podstawowej: tylko jogurt z miodem, ale występuje również i wzbogacony o, na przykład, włoskie orzechy czy też nawet konfiturę z wiśni czy innych owoców, jak również po prostu owoce.
W okresie Świąt Bożego Narodzenia popularne jest jedzenie takich ciastek jak kourabiedes [κουραμπιέδες] i melomakarona [ μελομακάρονα] – oba smakują chyba każdemu, choć ja zdecydowanie wolę melomakarona, mimo, że są bardzo kaloryczne. Kiedy jestem w Grecji na przełomie roku nie ma domu, w którym na stole nie stałby talerz z tymi właśnie ciastkami, a i przychodzący goście oczywiście przynoszą je jako prezent dla gospodarzy. Czasem odnoszę wrażenie, że w okresie przełomu roku cała Grecja żywi się tylko melomakarona i kurabiedes!
Kourabiedes i melomakarona |
Szerzej o słodkościach w Grecji można poczytać tutaj: „Słodkości w Grecji”
O świątecznych ciastkach: melomakarona i kurabiedes, w tym o tym, jak je przygotować (z warsztatów w tawernie greckiej) – można poczytać tutaj: „Warsztaty pieczenia melomakarona i kourabiedes”
I jeszcze coś w temacie alkoholi:
kiedyś, kiedyś jedynym alkoholem, który popijałam w Grecji było ouzo [ούζο], którego anyżkowy smak dla wielu jest nie do przyjęcia. Moim ulubionym gatunkiem było (i jest nadal) ouzo Plomariou [Ούζο Πλωμαρίου] i gdzie nie poszłam tam je popijałam: uwielbiam smak anyżku, który dla większości osób jest jednak drażniący. Grecy się śmieją, że w zasadzie popijam wodę z ouzo, bo istotnie proporcje u mnie odwrotne niż u Greków. Ouzo to zbyt wysokoprocentowy jak dla mnie alkohol, stąd rozcieńczam go z dużą ilością wody, dodaję kostki lodu – i tak sobie z lubością sączę to przez cały wieczór.
Dziś jednak nie nazwałabym ouzo już najczęściej popijanym przeze mnie alkoholem w Grecji – tym od kilku lat jest zwykłe domowe białe wino (lewko chima krasi/ λευκό χύμα κρασί).
Duża grupa Greków popija tsipouro [τσίπουρο] (to coś odmiennego niż ouzo) oraz whisky. Patrząc w kafeteriach czy barach na stoły nie zauważam, aby picie piwa przez Greków było tak bardzo popularne jak popularne jest w Polsce.
Coś osobistego na zakończenie:
Wszystko jest pyszne, wszystko jest smaczne, a i tak najlepiej smakują suwlaki me pita [σουβλακι με πιτα] w małym barku pod Akropolem (przy stacji metra Acropoli).
Kali oreksi! [z greckiego: smacznego!]
W mojej tu zamieszczonej swoistej książce kucharskiej zapodaję przepisy na tylko te potrawy, które wypróbowałam i samodzielnie przetestowałam [zestawienie będzie się powiększać].
Wszystkie zdjęcia: Beata Kuczborska / betaki.pl