Moje miejsca w Atenach: Anafiotika
[gr.: Αναφιώτικα]
cykl: moje miejsca w Atenach
zdjęcie ze strony: stigmap.gr z zaznaczeniem (kolor żółty) Anafiotiki oraz dwóch kościołów, o których mowa niżej
Kiedy zaczęłam tu przychodzić (1989 rok) turysta pojawiał się zupełnie sporadycznie i to najczęściej wówczas, kiedy krążąc po Place zdarzyło mu się po prostu zabłądzić… Wzbudzał zainteresowanie i moje i mieszkańców: tak, wówczas był to jeden z zupełnie tajemniczych i nie odkrytych terenów w Atenach, mimo, że w samym sercu miasta przecież…
Anafiotika – wychodząc z języka greckiego: „te Anafiotika”, a nie „ta Anafiotika” jak przyjęło się w Polsce mówić, ale z większością walczyć trudno: niech już i u mnie będzie „ta Anafiotika”.
Spojrzenie na wzgórze Likavitos z Anafiotiki
Anafiotika to teren przedziwny, teren, jakiego próżno szukać w sercach wielu europejskich metropolii: to kolonia dziś niespełna pięćdziesięciu małych białych domków wzniesionych w XIX wieku przez robotników przybyłych w latach 1840-1863 z wysepki Anafi na Cykladach. Murarze, stolarze, kamieniarze, dekarze i robotnicy innych specjalności przybyli do Aten do pracy: budowali pałac króla Ottona I, budowali eleganckie domy dla mieszczan, pracowali przy odbudowie miasta, ale musieli gdzieś z rodzinami się osiedlić.
I to tu właśnie, wokół dwóch XVII-wiecznych kościołów: Agios Simeon [Άγιος Συμεών] i Agios Georgios ton Wrachon [Άγιος Γεώργιος του Βράχου], które zresztą odrestaurowali, wznieśli domki na wzór tych, które pozostawili na swojej wysepce Anafi: małe o powierzchni od 8 do 36 metrów kwadratowych), najczęściej jednoizbowe, czasem jak wykute w skale, wzniesione jeden nad drugim, z małymi okienkami, okiennicami pociągniętymi niebieską farbą, otoczone niewielkimi ogródkami, często ze schodkami prowadzącymi na dach… Szczęście im sprzyjało i uważa się, że budowa została zalegalizowana poprzez przepis prawa mówiący o przyznaniu robotnikom tego, co zostanie wzniesione w ciągu nocy. Po 1922 roku przybyli tu uchodźcy z Azji Mniejszej zwiększając liczbę mieszkańców Anafiotiki.
Domków wzniesiono więcej: część ich jednak rozebrano w czasie prac wykopaliskowych w latach pięćdziesiątych XX wieku (ten północno – wschodni stok Akropolu to teren objęty badaniami archeologicznymi), a część objęta została wywłaszczeniami dokonanymi przez Ministerstwo Kultury. Domki niszczeją na skutek upływu czasu: nie konserwowane, nie remontowane, łatane jedynie, sztukowane, wzniesione prymitywną techniką i w ciągu jednej nocy – powoli popadają w ruinę.
Dziś Anafiotika nie jest już terenem dziewiczym turystycznie, dziś przychodzą tu nawet całe grupy prowadzone przez przewodników. Szczęściem wielkim jest na taką grupę nie trafić, bo to wówczas, kiedy nie ma turystów, Anafiotika jest ateńskim cudem, jest jak się przyjęło mówić: „wyspą bez dostępu do morza”, jest jednym z najcichszych terenów miasta – uszanujmy to.
To, co oddziela domki od siebie trudno nazwać ulicami, ba, trudno nawet nazwać chodnikami. Przejścia te tworzą całkiem spory labirynt, a niektóre kończą się nagle: ot, czyjaś furtka czy inny ślepy zaułek. Niektóre miejsca są tak wąskie, że może być problem z przeciśnięciem się z większym bagażem. Pozwólmy sobie tutaj na zagubienie się, krążmy bez planu, bez programu pokonując dziesiątki czasem nieco bardziej stromych niż zazwyczaj spotykane schodków.
W ogródkach pełnych różnokolorowych doniczek kwitną tu kwiaty, na schodkach wygrzewają się niezliczone, leniwe koty, które Anafiotikę wyraźnie sobie upodobały, co nie dziwi: mimo wzrastającej popularności miejsca – nadal wielki tu spokój. O pobielone mury domków opierają się kwitnące bougenwille.
W małych, w większości wciąż białych domkach na Anafiotice stale mieszkają ludzie przyzwyczajeni już do obecności turystów przechodzących tuż pod ich oknami. Niejednokrotnie dojrzymy tu suszące się na sznurach poprzewieszanych niczym w Neapolu czy w mieście Korfu – kolorowe pranie. Kiedy przyjść tu w czasie sjesty z niejednego otwartego okienka z powiewającą firanką usłyszymy mocne chrapanie. Z innego dopłyną do nas ciche dźwięki tradycyjnej greckiej muzyki. Siądźmy wówczas na schodku i wsłuchani w cudne dźwięki zanurzmy się w ten zupełnie inny przecież świat, świat, który w wielkich i wciąż gdzieś pędzących Atenach można znaleźć tylko na Anafiotice, jednym z najbardziej jak nie najbardziej malowniczym zakątku miasta.
Tekst i wszystkie zdjęcia (o ile nie zaznaczono inaczej):
Beata Kuczborska /betaki.pl
Jeśli podobał Ci się ten wpis i chcesz wspomóc i wesprzeć moją działalność (będzie mi niezmiernie miło!), to możesz to zrobić tu, w postaci symbolicznej „kawy” dla Betaki. Z góry dziękuję!