Dimitris Mitropanos [gr.: Δημήτρης Μητροπάνος]
Nagrywał sam, ale nagrywał również w duetach ze znakomitymi greckimi artystami. Vasilis Papakonstantinou, Aleka Kanelidou, Peggy Zina, Marinella, Paschalis Terzis … – to tylko kilka wielkich greckich nazwisk, z którymi zaśpiewał Dimitris Mitropanos.
„Didima feggaria” [gr.: Δίδυμα φεγγάρια] – w duecie z Aleką Kanelidou [gr.:Aλέκα Κανελλίδου]
Cieszył się wielką popularnością wśród Greków (i jak widać nie tylko wśród nich), przez lata i do końca swego życia wypełniając po brzegi wszelkie sale koncertowe.
Nie dane mi było nigdy być na koncercie Dimitrisa Mitropanosa i mam o to do siebie wielki żal. Nie dane mi było z przyczyn wyższych: kiedy byłam w Atenach – On był w Salonikach, kiedy ja na Krecie – On w Atenach, ale również z przyczyn mego, dziś wiem: złego wyboru, bo akurat występował z kimś, kogo nie pragnęłam słuchać (a w Grecji promowanie na koncertach nowych głosów przez wielkich artystów jest dość popularne), bo wciąż myślałam, że trafię na koncert samego Mitropanosa… Stało się inaczej i to nauczyło mnie nie odkładać nigdy na potem rzeczy dla nas ważnych. Mam do siebie wielki żal, że wybierałam i przebierałam mimo, że na mniej więcej dwa lata przed Jego odejściem zaczęłam czuć jakieś obawy, że mogę nie zdążyć … Nie zdążyłam!
Urodził w się w 1948 roku w Trikala w greckiej Tesalii. Początkowo nic nie wskazywało na to, że drogą muzyczną będzie szedł przez życie i że tak niezwykle rozwinie się Jego kariera. Sieroce , biedne życie (ojca uznano za zaginionego w zawierusze wojennej – odnalazł się, kiedy syn był już zupełnie dorosły) powodowało, że od wczesnych lat ciężko pracował pomagając rodzinie w utrzymaniu się. Namówiony do odwiedzenia muzycznego studia nagrań – odmienił swój los: od połowy lat 60-tych dawał koncerty nigdy, do ostatniego z nich, nie narzekając na brak publiczności, nawet wówczas, kiedy w Grecji pojawił się kryzys.
A publiczność Mitropanosa uwielbiała, publiczność Mitropanosa kochała: miał w sobie coś, co tak właśnie kazało, co wprost do tego przymuszało. Tak wielu greckich artystów śpiewa i nagrywa zeibekiko, ale nikt, poza absolutnie nielicznymi wyjątkami, nie jest i nigdy nie był w stanie równać się z Dimitrisem Mitropanosem. To, co przekazywał całym sobą stojąc na scenie – było właściwe tylko Jemu. Coś niezwykłego musiało się dziać na koncertach, skoro ja te wielkie emocje odbieram oglądając koncert z dvd . Co w czasie koncertów musiało się dziać w teatrach, a jeszcze lepiej: w małych klubach muzycznych, których w Grecji setki jak nie więcej, gdzie atmosfera kameralna, a artysta tuż, na wyciągnięcie ręki…
Tamta wiadomość z 17 kwietnia 2012 roku wstrząsnęła mną tak, że doskonale pamiętam tamten moment – i już nigdy, niestety, o nim nie zapomnę. Pamiętam jak sprawdzałam prawdziwość tej informacji: tak trudno było mi w to uwierzyć, że Mitropanos odszedł…
Odszedł, ale przecież jest.
I będzie zawsze.
Pozostał na zawsze w sercach tysięcy Greków i nie tylko przecież Greków. Łączył i nadal łączy pokolenia – wszyscy go słuchali: i ci młodsi, i ci starsi… Fenomenalny artysta ceniony przez wszystkich, wielki artysta, który dla mnie nie był gwiazdą – to słowo dziś kojarzy mi się mizernie. Był dla ludzi i zawsze wśród ludzi: oglądając koncerty nigdy nie wyczułam żadnego dystansu, myślę, że ci, którzy mieli szczęście być na koncertach – również go nie wyczuwali. Bo On śpiewał dla nas i chciał abyśmy to czuli, abyśmy wiedzieli, że jest nasz i dla nas. Zawsze blisko, choć tak daleko – śpiewał o tym, co dla Greków ważne, w czym się odnajdywali ,w czym my wszyscy się odnajdywaliśmy, nawet jeśli nie do końca rozumiemy język grecki.
Odszedł w zasadzie nagle, choć wszyscy wiedzieliśmy, z jakimi zdrowotnymi problemami, szczególnie kilka lat wcześniej, się zmagał, ale wydawało się, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Kiedy w 2008 roku powrócił na sceny po poważnej operacji (przeszczep wątroby) – muzyczna Grecja zatrzęsła się w niespotykanej radości!
17 kwietnia 2012 roku, w tamten chłodny (w Polsce) kwietniowy dzień odszedł w Atenach człowiek, który dał nam wszystkim tak dużo, który dał nam tak wiele radości, ale i wiele niezwykłych, przepięknych wzruszeń. Poruszona do głębi tą informacją – Grecja zamarła, zamarliśmy i my tutaj, my, którzyśmy Go tak ukochali, dla których był kimś nadzwyczajnym, kimś, kogo określenie legendą za życia nie jest żadnym nadużyciem.
Dimitris Mitropanos spoczął na Pierwszym Cmentarzu w Atenach, odprowadzony tam przez tysiące, które Go kochały.
Biały, skromny nagrobek…
Zaglądam, kiedy jestem w Atenach…
Moja biała róża, symbol uwielbienia, zawsze leży na płycie ilekroć ja przy tym grobie stoję. Ona czasem w moim imieniu kładziona jest nawet wtedy, kiedy jestem w Warszawie, a ktoś z moich bliskich wybiera się na tamten cmentarz. Dziękuję Wam wszystkim za to!
I to spojrzenie bliskiego człowieka z nagrobkowej fotografii: takiego Dimitrisa Mitropanosa zapamiętałam i o takim będę pamiętać do końca moich dni.
Για πάντα στην καρδιά μου <3