Kastanitsa w Arkadii
Edith opowiada o Święcie kasztanów i o Kastanitsy w Arkadii [2017]
– Byłaś kiedyś w Kastanitsy? – zapytała mnie któregoś dnia mieszkająca od ponad dwudziestu lat w Atenach Edith, moja znajoma.
– Nie. – odpowiedziałam. – Wiem, gdzie jest, bo raz w roku głośno o niej, byłam swego czasu niedaleko, ale samej wioski nie znam.
– Pojadę za kilka dni. – dodała, a ja poczułam w sercu ukłucie lekkiej zazdrości, pozytywnej takiej. – Pojadę na tegoroczne Święto kasztanów.
I pojechała.
Kastanitsa [gr.: Καστάνιτσα] to wioska niewielka, malowniczo położona na zboczu góry Parnon w Arkadii na Peloponezie. Co roku, w ostatnią sobotę października, odbywa się tu Święto kasztanów przyciągające tłumy ludzi. Wydaje się, że w żaden inny dzień roku Kastanitsa tak nie ożywa jak właśnie tego dnia.
Domy tu zbudowane z szarego kamienia, a większość z nich kryta jest łupkowym dachem. Z uwagi na zabudowę wioska sprawia wrażenie szarej, choć w charakterze swym w ostatnią sobotę października jawi się silnie barwna.
– Było zajefajnie! – opowiada z euforią Edith po powrocie z Kastanitsy. – Wioska przepiękna, świętowanie udane, ale już nigdy więcej nie chcę wjeżdżać tam na górę: zbyt nerwowa jestem! Dwadzieścia ostatnich kilometrów jechaliśmy blisko godzinę. Tamtejsze drogi są według mnie dla osłów, a nie dla autokarów. Nie czułam się tam wcale bezpiecznie.
W drodze do Kastanitsy |
Cóż, wioska Kastanitsa położona jest na wysokości ponad 800 metrów n.p.m. i choć wjazd do niej może być dla wrażliwców nieco stresujący to widoki niezapomniane przecież.
Edith opowiada:
pojechałam tam autokarem – kupiłam taką zorganizowaną wycieczkę, bo wyobrażałam sobie jakie problemy tam będą z zaparkowaniem. I dobrze, że tak zdecydowałam: tłumy ludzi zjechały do Kastanitsy! To wioska z tych wyżej położonych, stąd i znacznie chłodniej tam niż w Atenach, ale w miarę pogodnie i bez deszczu. Ciekawe są takie wioski: z przyjemnością po niej pospacerowałam.
Spacerując po wiosce Kastanitsa |
– Wiesz… – mówi Edith. – naprawdę ładna to wioska, więcej niż ładna. Te domy robią wrażenie: taka jednolita zabudowa podoba mi się bardzo. Czasem chodniki normalnej szerokości, ale czasem takie wąziutkie – jak to w górskich wioskach. Znajdują się tu sklepiki, kafeterie, tawerny oraz kościół z XVIII wieku, a na wzgórzu pozostały ruiny bizantyjskiego fortu Koutoupou.
Wioskę otaczają lasy kasztanowe: kasztany zbierano w przeszłości w ilościach rzędu setki ton, a wykorzystywano między innymi do barwienia skór i innych materiałów.
Otoczenie wioski Kastanitsa |
– W Kastanitsy – mówi Edith – widziałam dżemy z kasztanów, ale można je kupić i w Atenach również, więc nie były dla mnie żadnym zaskoczeniem. Te tu dostępne to jednak produkty lokalne, stąd znacznie bardziej przeze mnie cenione.
Widziałam sporo czekoladek i ciasta z dodatkiem kasztanów. Próbowałam! Kupiłam sobie ciasto, które nazywa się kastanopita i było z czekoladą: bardzo smaczne!!!
– Można było kupić likiery czy nalewki kasztanowe, których nigdy wcześniej nie spotkałam – ciągnie Edith. – O czymś tak banalnym jak pieczone kasztany już nawet nie wspominam: w Atenach to codzienny przysmak, dostępny szczególnie w takich miejscach jak Plaka, Monastiraki czy Ermou.
Jak przystało na kasztanową wioskę – kasztanów wszędzie dużo |
Edith opowiada dalej:
nie wiem czy tak jest w Kastanitsy zawsze, ale w czasie Święta kasztanów można tu zobaczyć jakim pięknym elementem dekoracyjnym mogą być kasztany i jak wiele upominków można z nich wytworzyć: najpopularniejszym są chyba wszędzie dostępne magnesiki, ale i kubków oglądałam mnóstwo. Nie widziałam natomiast nigdzie niczego takiego, co przypominałoby nasze ludziki kasztanowe – może to tu nieznane, a może nie jest popularne? A może po prostu nikt jeszcze nie wpadł na taki pomysł!
– Jak wiesz – mówi Edith – dla Greków nadal, mimo kryzysu, glendi to podstawa.
– Glendi? – pytam.- Co to takiego glendi?
– Coś w rodzaju zabawy połączonej z jedzeniem i piciem. Dobry nastrój na takich festiwalach to w Grecji podstawa, stąd za ładny, miły uśmiech częstowano wszystkich winem, pieczonymi kasztanami oraz tradycyjną tamtejszą potrawą: coś w rodzaju gulaszu z dodatkiem kasztanów.
Oprócz tego, jak to na festiwalach – dodaje Edith – można było kupować kalamaki, tyropity, spanakopity oraz mięso z kasztanami. I co pozytywnie zaskakujące: wcale nie było to drogie! Oczywiście było głośno i hucznie. Wierz mi: podobałby Ci się ten festiwal! Grecy wstają kiedy tylko słyszą jakąś muzykę – i tańczą. Jak ktoś ma jakiś instrument – po prostu zaczyna grać, a nierzadko i śpiewać.
– Nie wiem jak długo trwała ta zabawa. – kończy opowiadać Edith. – Nie mogłam zostać do końca, bo byłam uzależniona od autokaru, ale kiedy późnym popołudniem odjeżdżałam do Aten – zabawa trwała w najlepsze.
A, i jeszcze o jednym muszę Ci powiedzieć: mówią tutaj taką gwarą, że mimo, iż znam świetnie grecki – często nie mogłam zrozumieć. Grecki też oczywiście znają, ale pomiędzy sobą mówią raczej gwarą.
Opowiedziała: Edith, spisała: Betaki.
Zdjęcia: Edith, Ateny [2017]