„Kawa na ławę. Kreta od środka” – Karolina Krajnik
Wydawnictwo Karolina Krajnik [2021].
O tej książce słyszałam już od dawna: wiosną 2021 roku, ale jak wiadomo, proces wydawniczy czas jakiś musi trwać, a wiele działań spowalnia dodatkowo pandemia. Kiedy książka ukazała się na rynku jesienią, a w moje ręce wpadła grudniową porą – ucieszyłam się niezmiernie. Czasami tak jest, że do pewnych wydarzeń podchodzimy, i to bez doświadczenia, pozytywnie. I tak było w przypadku moich związków z tą książką. Nie umiem wytłumaczyć, czemu uznałam, że pilnie powinnam ją przeczytać, że to coś, co warto poznać. Być może przyczyniły się do tego moje związki z Kretą, wyspą mi nieobcą, na której mieszkam przez kilka miesięcy w letnim sezonie. Być może byłam ciekawa, jak tę wyspę postrzega jej stała mieszkanka, by skonfrontować swoje odczucia oraz doświadczenia i obserwacje życia codziennego na Krecie.
Tak, jej stała mieszkanka, bo autorka książki „Kawa na ławę” mieszka na Krecie od kilkunastu już lat. Przygląda się bacznie otoczeniu, środowisku, w które weszła i tworzy w głowie notatki. Te notatki po tak długim czasie zamieniły się w zgrabną, ale i w obfitą w treść książkę, z której poznajemy Kretę od strony zupełnie innej aniżeli turystyczna.
Kretę, jaką pokazuje autorka w książce, niezmiernie trudno zobaczyć w czasie dwutygodniowych wakacji na wyspie. Więcej: jest to według mnie niemożliwe. Zazwyczaj w tym czasie zajmujemy się plażowaniem, odwiedzaniem miejsc, które powinno się zobaczyć, skoro już się na Kretę przybyło, bo przecież po naszym powrocie wszyscy będą pytać o tak zwane „must see”. Kreta pokazana przez autorkę to ta dla przeciętnego turysty niewidoczna, niewidziana wręcz przez niego, chyba, że w takim bardzo podstawowym zarysie prowadzącym często do błędnych na dodatek i krzywdzących wniosków, o, jak Grecy/Kreteńczycy popijający wciąż kawę w kafenijo, co oznacza w oczach wielu, że nic nie robią i wciąż się leniwią.
W książce znajdziemy wiele tematów, bo i z wielu kwestii składa się życie tak Polaków, jak i Kreteńczyków. Poczytamy zatem o relacjach pomiędzy mieszkańcami wyspy, w tym tych rodzinnych, ale i sąsiedzkich, o sposobie prowadzenia auta i zachowaniach na drodze, o biurokracji i ścieżce, którą trzeba przejść w urzędach, o… O wielu innych rzeczach, które składają się na codzienne życie na wyspie.
Z kart książki poznamy specyfikę pracy w turystyce, pracy, która jest dostępna tylko w sezonie, a co potem? Poznamy zjawisko dwóch domów, ale i szereg zwyczajów oraz obyczajów: dowiemy się, między innymi, jak to z chrztami czy pogrzebami bywa, jak się zachować, na co zwracać uwagę, czym jest zaproszenie do bycia chrzestnym/chrzestną i czemu to w Grecji, mimo przebogatego kalendarza imion, wciąż trafiamy na Nikosa, Joanisa czy Eleni bądź Mariję.
Czytając „Kawę na ławę” zastanawiałam się, dla kogo przeznaczona jest ta książka – i odpowiedź w moim odczuciu może być jedna: dla wszystkich, którzy interesują się Kretą (choć i całą Grecją również).
Myślę, że przeczytać ją powinien absolutnie każdy, kto zamierza (a są tacy) przenieść swoje życie codzienne na Kretę. Ileż to razy czytałam w różnych grupach związanych z Grecją o marzeniach, których tematem jest przeprowadzka na Kretę. Często te marzenia wywodzone są jedynie z obrazu Krety nabytego w czasie spędzanych tam wakacji, a to w mojej ocenie błąd i to wielki! Kreta wakacyjna a Kreta codzienna to dwie zupełnie odmienne wyspy. My, jako turyści i my, jako stali mieszkańcy wyspy, to zupełnie inne osoby. Jeśli ktoś tego nie wie czy nie zauważy a spełni swe marzenie – może się ciężko rozczarować, bo może być mu trudno znaleźć się na wyspie i to z wielu przyczyn.
Ta książka to również dobra lektura dla tych, którzy nie mają planów związanych z choćby wakacyjnym wyjazdem na Kretę: autorka przedstawia w interesujący sposób tak wiele kwestii związanych z tą wyspą, że kto wie… Może po przeczytaniu książki obudzą się w niektórych pragnienia, aby jednak Kretę tę odwiedzić. Pamiętajmy, że nie znajdziemy w książce informacji typowo turystycznych, nie dowiemy się z niej, kiedy wybudowano słynną halę targową w Chanii, nazywaną „Agorą”, ale poznamy cząstkę świata konopi indyjskich czy marihuany oraz vendetty, bo i od takiej tematyki Kreta nie jest przecież wolna, a to tematyka, o której z różnych przyczyn wspomina się znacznie rzadziej.
Książka pokazuje w ciekawy sposób blaski i cienie życia na Krecie, również plusy i minusy, jeśli myśleć o codziennym życiu wiedzionym przez obcokrajowca: jego wchodzenie w kreteńskie środowisko, scalanie się z nowym światem, w którym z jakichś przyczyn przyszło mu żyć, dostosowywanie się do niego. Autorka książki bardzo dobrze wskazuje, na co zwrócić uwagę, choć książka nie jest przewodnikiem dla pragnących przeprowadzki, ale za taki można tę książkę uznać.
„Kawa na ławę” przybliża nam Kretę i myślę, że powinni po nią sięgnąć i ci, którzy wybierają się tam na wakacje, bo przecież warto, zawsze warto wiedzieć, dokąd się jedzie i to nie tylko w sensie geograficznym. Warto wiedzieć, jak się zachować na Krecie, czego się spodziewać i czym nie irytować tak siebie, jak i mieszkańców wyspy – o, to ważne przecież!
A Kreta to wyspa warta jej poznania nie tylko od strony kurortu turystycznego z opcją all inclusive. Nawet jeśli w taki sposób wypoczywamy: zanurzmy się w inne tereny niż teren hotelu, bo przecież warto poznać tę wyspę, oferującą nam ogrom ciekawostek z każdej dziedziny i emocji z tym związanych. I dla takich wycieczek „Kawa na ławę” będzie nam bardzo przydatna, bo o tym jak popijać drinki przy przyhotelowym basenie każdy wie, ale czemu w tym oto skromnym lokaliku nazywanym w Grecji kafenijo nie ma kobiet, czy jak to z tym zapuszczaniem brody w Grecji i na Krecie jest – już niekoniecznie każdy!
Żeby było sprawiedliwie, zupełnie szczerze i zgodnie z tym, co czuję: nie jest tak, że nie dostrzegłam w tej książce minusów. Co mnie drażniło w czasie czytania? Czasami, ale tylko czasami czułam coś, co określę „nadmiarem osobistych wynurzeń”. To „ja” autorki czy „u mnie” pojawia się jak dla mnie czasem zbyt często i za gęsto, ale – podkreślam – to tylko czasami i w zasadzie wytknięcie tego jest niewielkim minusem w ogromie plusów.
Czytając książkę miejmy świadomość również i tego, że autorka nie mieszka na całej Krecie, a tylko w pewnym jej obszarze i w ramach życia codziennego przebywa w danym, konkretnym środowisku. Kreta jest ogromna i mimo, że jest całością – i tu występują odmienności, że nie wspomnę już o odmiennościach w odniesieniu do reszty terenu Grecji. Miejmy zatem tego świadomość, że nie wszędzie, nawet i na Krecie, musi być tak, jak pokazuje nam to autorka. To, co czytamy w „Kawie na ławę” to Jej doświadczenia i wynik Jej obserwacji, które czasami mogą odbiegać od naszych, ale jest to, według mnie, całkowicie naturalne: niejednokrotnie przecież te same rzeczy czy zdarzenia widzimy zupełnie inaczej.
„Kawa na ławę” to książka, po którą sięgnęłam popychana jakąś nienazwaną siłą i taka, którą przeczytałam z wielkim zainteresowaniem mimo, że codzienna Kreta mi przecież nieobca. I zachęcam wszystkich do sięgnięcia po tę pozycję: myślę, że rozczarowań nie będzie.
Beata Kuczborska / betaki.pl [styczeń 2022]
Dziękuję za nadesłanie mi egzemplarza książki „Kreta od środka. Kawa na ławę” na potrzeby niniejszej recenzji.