Moje miejsca w Atenach: Koukaki/Makrygianni
[gr.: Κουκάκι/Μακρυγιάννη]
cykl: moje miejsca w Atenach
Tak naprawdę nie wiem czemu turyści mieliby zaglądać do ateńskich dzielnic Koukaki i Makrygianni*. Zasadniczo nie jest to teren o tak wielkim historycznym znaczeniu jak Plaka czy choćby Monastiraki, nie znajdziemy tu zabytków na miarę Odeonu Attycusa, Łuku Hadriana czy choćby pomnika Lizykratesa, nie ma tu sklepów, do których chętnie zaglądają turyści, takich, w których mnóstwo dla nich i z myślą o nich zgromadzonych gadżetów, nie ma tu wreszcie nastawionych na turystów i ich wypchane portfele naganiaczy tawernianych czy kelnerów zgiętych uniżenie w pas.
A jednak Koukaki i Makrygianni to ta część Aten, która przyciąga jak magnes. Taka, która wzywa, taka, do której zwyczajnie zaglądać trzeba. Turystów tu jeszcze niewielu, choć ich liczba wzrasta: to nie jest obszar tak znany jak choćby ateńska Psiri, choć jest to pewnie kwestią czasu, jak zawsze: kto kiedyś zaglądał, kto słyszał o Psiri? Kto zaglądał do dzielnicy Eksarchia?
W niektórych miejscach zresztą Koukaki i Makrygianni przywodzą mi na myśl Eksarchię właśnie: nie wiem czemu… Może poprzez ilość schodów pnących się hen, hen, a może poprzez graffiti, a może poprzez istnienie tu (przy Alei Andrea Syngrou 106) kina „Mikrokosmos” wyświetlającego nieugrzecznione, niezależne filmy?
Koukaki i Makrygianni to przede wszystkim zagłębie kawiarniane. Kafeterii i barów znajdziemy tu mnóstwo. Jedne spodobają nam się bardziej, inne mniej, a ta różnorodność powoduje, że każdy znajdzie tu miejsce dla siebie.
Wśród wielu uliczek, w które warto zajrzeć i którymi warto przejść wyróżniają się jak dla mnie dwie i te dwie są póki co moimi ulubionymi w tym rejonie.
Pierwsza z nich to uliczka Olimpiou, lekko złamana, o parkowym charakterze, bo wiele tu zieleni, palm, jakiś lian poprzeciąganych nad uliczką, przecięta innymi ulicami. Rozpoczyna się przy wielkiej arterii Andrea Syngrou: przy małym parku, który lata świetności ma już chyba za sobą. W parku znajduje się kilka ławek, pomnik pamięci, niepozorne źródło wody oraz coś, co wygląda najgorzej: miejsce, które kiedyś było fontanną, ale czasy te już minęły. Dziś pełne śmieci, ba, nawet krzesło można w nim znaleźć, szpeci park i właściwie aż się chce krzyknąć: czemu nikt tego nie posprząta?
Skraj parku upodobały sobie koty: jest ich tu mnóstwo Dlaczego akurat tutaj? Nie wiem: pewnie tu właśnie ktoś je dokarmia.
Już przy parku, przy ulicy Olimpiou 27, która tutaj, zaraz, dotyka ulicy Falirou, zobaczymy pierwszą z kafeterii, która przyciągnie naszą uwagę: to „Το Ποτάμι” [„Potami”].
A kiedy pójdziemy dalej, mijając chyba lubiany, bo pełen ludzi bar „Μπελ Ρεϋ” [„Bel Rey”] i skręcimy nieco w lewo, bo tak skręca uliczka Olimpiou – podobnych w klimacie kafeterii zobaczymy wiele.
Już od południowych godzin kafeterie te okupowane są przez Greków w przeróżnym wieku, choć są i miejsca takie, gdzie gromadzi się wyłącznie młodzież. W niektórych z nich znajdziemy półki z książkami, o, jak w „Το παγκάκι” [„To pagkaki”] przy Olimpiou 17/19, a w niektórych mnóstwo ludzi: na tak popularne i lubiane wyglądają tu kafeterie „Αυλή” [„Avli”] oraz „LaLuk Cafe”. Nie zapomnijmy dojść do końca uliczki Olimpiou przecinając i ulicę Dimitrakopoulou, i nieco mniejszą: Veikou. I wróćmy drugą stroną: wszak po obu stronach uliczki Olimpiou ulokowały się te niezwykłe w klimacie kafeterie i żal byłoby którąś przeoczyć.
Uliczką Olimpiou dojdźmy do ulicy Falirou i skierujmy się w stronę Muzeum Akropolu. Przystańmy na rogu z uliczką Moreas: tu znajduje się tawerna „Γαρύφαλλο Κανέλα” [„Garyfallo Kanela”], oznaczona adresem: ulica Androutsou 35. Znajdziemy ją bez problemu, bo wzrok nasz przyciągną stare, czarno-białe fotografie wywieszone na zewnątrz tawerny. Wybór dań tu wyśmienity i na wieczór z pewnością lepiej zarezerwować stolik [uwaga: w niedziele nieczynne].
Spacerując uliczkami Koukaki i Makrygianni nie zapomnijmy sięgać tam, gdzie wzrok nasz sięga: z wielu uliczek dostrzeżemy czy to fragmenty wzgórza Akropol, czy wzgórza Filopappou, czy też nawet fragmenty Odeonu Attycusa. Wszystko to wydaje się być odległe, a odległe wcale nie jest!
Idąc dalej ulicą Falirou skręćmy w lewo, w uliczkę Anastasiou Zinni. Tu pod numerem 34 znajduje się tradycyjna tawerna „Η Φάμπρικα του Ευφρόσυνου” [„Fabrika tou Eufrosinou”]. Ładnie tam i smakowicie karmią. To miejsce warte zatrzymania się na dłużej zwłaszcza, że wybór meze oraz win zaskakuje!
Zaraz obok zobaczymy kościół ewangelicki.
Pójdźmy dalej, w kierunku wzgórza Filopappou. Mińmy ulice: Dimitrakopoulou oraz Veikou i zatrzymajmy się na dłużej przy ulicy Zacharitsa. Przespacerujmy nią: w jedną stronę, w drugą… Spójrzmy na piękne domy, które tu możemy wypatrzeć.
Kolejną przecznicą, kiedy będziemy szli dalej uliczką Zinni, będzie już prawie przyklejona do wzgórza Filopappou uliczka Tsami Karatasi: skręćmy w nią w prawo i wcale się nie spieszmy spacerując. Zaglądajmy w maleńkie przecznice: dostrzeżemy tam elementy naprawdę ładnej architektury. Ponoć większość znajdujących się tu pięknych domów zachowała się dzięki wsparciu wielkiej Meliny Merkouri. Niestety, w tym rejonie Aten, jak zresztą w wielu innych, ładne i dobrze utrzymane rezydencje sąsiadują często z tymi, które popadły już w kompletną ruinę. Takie obrazy bolą, takie obrazy zatrzymajmy w naszym kadrze, bo wkrótce już ich nie będziemy oglądać.
Przy ulicy Tsami Karatasi, u zbiegu z maleńką uliczką Fotakou, zobaczymy dom niezwykły i z pewnością przystaniemy tu na dłużej. Dom ten wyróżnia się wśród otoczenia: jest bardzo, ale to bardzo kolorowy i należy do Margarity Teodoraki, córki wielkiego greckiego kompozytora, Mikisa Teodorakisa. Obłożone mieniącymi się wszelakimi kolorami płytkami ceramicznymi ściany z dodatkowymi elementami dekoracyjnymi w postaci najróżniejszych, wzorzystych talerzy sprawiają wrażenie niesamowite: gust każdego z nas natomiast niech przesądzi czy nam się to podoba czy też nie. Odchodząc stąd wiedzieć będziemy jedno: dom Margarity Teodoraki jest niepowtarzalny i z pewnością nie znajdziemy w całych Atenach do niego podobnego.
Przechadzając się dalej popatrzmy na schodkowe uliczki prowadzące gdzieś tam hen w górę, na uliczki spadające ostro w dół, przyjrzyjmy się donicom z kwiatami…
Przyjrzyjmy się i drzwiom.
Drzwi to coś, co potrafi zachwycić, choć tym tutaj dużo brakuje do tych, które obejrzeć można na rethymnowskiej czy chanijskiej Starówce na Krecie. Na niektórych tutejszych jednak i tak warto zatrzymać wzrok.
Skręćmy w uliczkę Drakou – nie wiem czemu, ale to druga z tutejszych uliczek, która mnie zachwyciła najbardziej. Zachwyciła mnie tak, że dwukrotnie nią przeszłam, bo tego potrzebowałam.
Dojdźmy uliczką Drakou do numer 14, by tu przyjrzeć się tawernie rybnej „Σκουμπρί” [„Skoubri”] : może nam się spodoba? Wybór dań znakomity!
Wróćmy nieco pod górę, ale tym razem, mijając małe bistro „Βανίλια” [„Vanilia”] – wejdźmy w ulicę Erechtheou.
Chadzając wąskimi, w większości jednokierunkowymi uliczkami Koukaki i Makrygianni zaglądajmy do małych warsztacików, zakładów krawieckich, zakładów szewskich, pracowni malarskich, w tym pracowni ikon, antykwariatów – nie brakuje ich tutaj. Zwróćmy uwagę, jak wiele osób spaceruje tutaj z psami, odnotujmy zupełnie niewielką ilość osób bezdomnych.
Popatrzmy jak przeszłość odchodzi w zapomnienie, popatrzmy na to, co stare, zaniedbane, a przecież takie piękne. Serce płacze!
Rozglądajmy się, bo może zobaczymy i taki obrazek? Bo może znajdziemy się w takiej niezwykłej sytuacji? Nie sposób iść dalej: kirios Dimitris tak pięknie grał na gitarze, a siedząca obok kobieta śpiewała…
Zwracajmy uwagę na sklepiki: niektóre z nich, zwykłe, bo owocowo-warzywne, a jednak niezwykłe, z wyeksponowaniem towaru idealnie wpisują się w klimat tego rejonu Aten.
Dojdźmy do ulicy Kavalloti i odnajdźmy numer 2: to magiczne miejsce… Bar? Księgarnia? Nazywa się „Little Tree Books and Coffee” – taką też nazwę (po angielsku właśnie) można wyczytać na planszy. Przyjrzyjmy się otoczeniu i wejdźmy do środka. To miejsce dla ludzi czytających książki, dla tych, którzy przyjdą tu z laptopem popracować, wreszcie i dla tych, którzy spotkają się ze znajomymi, ale będą rozmawiać prawie szeptem, by nie zakłócić, nie zburzyć magicznej atmosfery tego miejsca.
Wróćmy kawałek i wejdźmy w ulicę Misaraliotou. Tu, pod numerem 14, od lat 60-tych wypieka się doskonałe pieczywo, po które przychodzą nie tylko mieszkańcy Koukaki i Makrygianni. Sława piekarni „Takis” rozciąga się daleko poza granice tych dzielnic.
Przystańmy tuż obok: to niewielki bar Drupes & Drips przy ulicy Zitrou 20. Zupełnie nie grecki, ale kiedy wejdziemy do środka poczujemy coś miłego, coś, co poprosi nas o siądnięcie dla wypicia kawy czy szklanki wina.
Powoli przespacerujmy do stacji (czerwonego) metra Acropoli: prawda, że tu zupełnie blisko? Tak blisko, a jeśli myśleć o atmosferze – tak daleko!
Tu już tłumy turystów przechadzających się ulicą Makrygianni, tu już krzyki, nawoływania, a i miejsca gdzie można przysiąść, by coś wypić czy coś zjeść zupełnie inne w swym klimacie.
Ale to tutaj, w bocznej uliczce Athanasiou Diakou pod numerem 5, od lat można zjeść doskonałe suwlaki i to miejsce (ale nie jako jedyne przecież) cenią sobie znani mi mieszkańcy Aten.
Skręćmy tuż obok w uliczkę Porinou, by tu gdzie „Wine point” wypić wino, a wybór tu dokonały (czynne od 17-tej i uwaga na ceny!).
I tuż obok, prawie w sąsiedztwie, ale po drugiej stronie uliczki, dojrzyjmy „Froots Juice Bar”, a dojrzeć go łatwo, bo kolorowy i radosny bardzo. Zdrowo i pysznie – tak można określić to, co nam tutaj serwują. Sałatki, soki, koktajle, kanapki, zupy… – jest w czym wybierać. Zachowajmy to miejsce w pamięci!
I wróćmy tu, gdzie spacerować lubimy, gdzie być lubimy, gdzie spokojniej jakoś, gdzie jakby wolniej…
Odnajdźmy znaną nam już ulicę Veikou: wszak kilka razy ją przekraczaliśmy. Tu, pod numerem 2, znajdziemy bardzo klimatyczną, prosto urządzoną tawernę. To „ Όπως παλιά „ [„Opos Palia”]. Spotkamy w niej miejscowych, ale i turystów: nie szkodzi, bo kucharze gotują tu przyzwoicie, a takiej smakowitej (i tego rodzaju) sałatki ziemniaczanej nie jadłam chyba nigdzie dotąd.
W sąsiedztwie, pod numerem 9, zobaczymy sklepiki z ręcznie wytwarzanymi przedmiotami, w tym biżuterią. Jeden z nich to „Psit”, a drugi „Fabrika Sonja Blum”. Kupować nie musimy, ale możemy się choć poprzyglądać przez szybę, bo jest czemu, a wyroby tutejsze daleko wyprzedzają te z masowej produkcji. W ogóle spacerując po Koukaki i Makrygianni zerkajmy na sklepy, w tym te z odzieżą czy dodatkami. Raczej nie znajdziemy tu sklepów znanych sieci czy znanych marek, ale bardziej małe, kameralne, z odzieżą niezwykłą, bo własnoręcznie przez właścicielki wykonaną czy poprzerabianą, do której wykorzystywane są koronki, koraliki, różne tasiemki, co powoduje niepowtarzalność ubrań. Niestety, sklepiki te otwierają się i znikają. Kiedykolwiek wybiorę się na spacer nie znajduję już niektórych. Wielka szkoda.
Skręćmy w najbliższa przecznicę w lewo by wejść w również nam już znaną ulicę Falirou. Tu znajdźmy budynek oznaczony numerem 18. W miejscu tym od lat mieści się maleńka tawerenka „Το Φαληράκι” [„Faliraki”], w której warto przysiąść a adres zapamiętać. Wybór potraw może tu mniejszy aniżeli w dużych tawernach, ale wszystko smakuje wyśmienicie.
Zaraz obok, pod numerem 24/26, możemy wejść do miejsca, w którym nadrukują nam na koszulce wszystko, co chcemy. To „Fuzz Ink.” Zapach farb co prawda zatyka, ale miejsce tak interesujące, że warto tu zajrzeć, zwłaszcza, że można poprzyglądać się pracy ludzi i maszynom. Pracownicy są bardzo mili i chętnie objaśniają tajemnice związane z wytwarzanymi tu naklejkami, etykietami, nadrukami i nie wiadomo, czego jeszcze.
I idąc prosto ulicą Falirou do miejsca, w którym rozpoczynaliśmy nasz spacer – zatrzymajmy się na dłużej przy budynku oznaczonym numerem 60. Nie umiem powiedzieć, co czułam patrząc na budynek: niegdyś piękny, a dziś taki, dla którego nie ma ratunku. Czemu tak się stało? Czemu takie budynki tracimy?
Nie znajduję odpowiedzi.
A kiedy zaczyna zapadać zmrok i Koukaki oraz Makrygianni zaczynają tonąć w ciemnościach – na wielu tamtejszych stolikach pojawiają się zapalone świece rozświetlające ciemność. I powoli, powoli bary i kafeterie zaczną się zaludniać i to do takiego stopnia, że wkrótce w wielu z nich trudno będzie znaleźć wolne miejsce. Bo życie tu toczy się w dzień, ale i wieczorami, a może przede wszystkim wieczorami właśnie?
I nie opowiedziałam o tawernie „Μανη Μανη” [„Mani Mani”], która znajduje się przy ulicy Falirou 10, a w której serwowane są dania z Peloponezu: z Mani właśnie. Nie opowiedziałam o jeszcze wielu innych miejscach, w których albo dotąd nie jadłam i nie piłam, w których dotąd nie byłam, nie opowiedziałam o wszystkim, bo Koukaki i Makrygianni to rejony, które należy samodzielnie odkrywać, w których należy swoich miejsc samemu wyszukiwać, którym wreszcie należy poświęci wiele czasu, bo tego warte zanim zaleje je tłum turystów a rejon zajmuje bardzo wysoką pozycję jeśli myśleć o wynajmie mieszkań w systemie Airbnb.
Bar/kafeteria „Σφηκα” [„Sfika”] przy ulicy Stratigou Kontouli 15: malutki, ale radosny, z doskonałą kawą i małymi przekąskami. Alkoholi też tu nie brakuje. Jeden z tych, które skradł moje serce.
*) – na użytek niniejszego tekstu traktuję te dwie dzielnice łącznie: jako jeden obszar.
Tekst i wszystkie zdjęcia: Beata Kuczborska/betaki.pl