Moje miejsca w Atenach: Pireus
cykl: moje miejsca w Atenach
Znacząca część Pireusu [ze strony: google.pl]
z zaznaczonymi, idąc wzdłuż wybrzeża, a wspomnianymi niżej rejonami: od prawej strony Kastella (nieco dalej w prawo niewidoczna tu pętla tramwajowa SEF) i tuż obok (niepodpisana) zatoka Mikrolimano, dalej: zatoka Zea (inaczej: Pasalimani), a wcześniej (niepodpisana) plaża Votsalakia, następnie: Freattyda, Peiraiki (pomiędzy Freattidą a Peiraiki niepodpisana dzielnica Kallipoli), oraz dzielnice wzdłuż ulicy Akti Miaouli aż do głównego portu promowego z widoczną w górnej części mapki a oznaczoną literą „M” stacją kolejki ISAP (potocznie: metro zielone).
Słowo „Pireus”
Kiedy słyszymy słowo „Pireus” najczęściej myślimy o największym greckim porcie znajdującym się w pobliżu Aten. Port ten jest rzeczywiście olbrzymi: wypływają z niego promy do portów wielu greckich wysp, ale również i do portów państw innych. Samych bramek jest tu aż dwanaście, a pomiędzy nimi kursuje autobus: nie sposób byłoby z końcowej stacji kolejki elektrycznej ISAP (ΗΣΑΠ), potocznie zwanej zielonym metrem, dojść z bagażem do tych najdalej usytuowanych bramek.
Główny port promowy o wschodzie słońca
Pireus to jednak nie tylko ten port, to nie tylko miejsce rozpoczynania wielu naszych podróży, ale również miejsce spotkań, spacerów i wciąż nowych odkryć, bo Pireus z przyległościami to teren nie taki mały wcale. Pireus to szereg rejonów oznaczonych nazwami: to odpowiedniki naszych dzielnic. Niektóre z nich są ciekawsze, inne mniej, ale będąc w Atenach i mając trochę więcej czasu warto pokusić się o pozaglądanie do choćby części z nich, bo w wielu z nich można znaleźć coś ładnego, coś interesującego.
Lata temu…
Z dziennika z 1989 roku:
„Pojechałam do Pireusu, o którym tyle słyszałam. Stałam w porcie i patrzyłam na promy. Potem poszłam nad zatoczki i spacerowałam przyglądając się ślicznym jachtom. Jachtów było tu mnóstwo, niektóre małe, ale niektóre wprost olbrzymie. Kojarzyły mi się z luksusem. – Czy tak pływał Onassis? – pytałam samą siebie. Nadbrzeżne kafeterie okupowane były przez tłumy Greków i turystów. Bałam się nawet zapytać o cenę kawy, choć tak chętnie posiedziałabym w takiej kafejce. Nie musiałam zresztą pić tutaj tej kawy – sam spacer sprawiał mi wystarczająco wielką przyjemność”.
Kiedy przyjechałam po raz pierwszy do Grecji i zamieszkałam w Atenach – jeździłam do Pireusu bardzo często. To tutaj w niedzielne przedpołudnia urządzany był wielki bazar, gdzie można było kupić wszystko i to za niewielkie pieniądze. Nie było drugiego tak malowniczego miejsca w Atenach i przyległościach. Atmosfera tego bazaru jest już nie do powtórzenia mimo, że bazar jako taki nadal odbywa się w niedziele w Pireusie: jednak ten obecny to już coś zupełnie innego niż tamten, zapamiętany przeze mnie z 1989 roku.
Jeździłam wówczas do Pireusu również i po to, aby pospacerować, popatrzeć na jachty i jachciki, które kojarzyły mi się z niebywałym luksusem, ze światem, który był mi zupełnie obcy. Niektóre z pewnością kosztowały majątek. Kafeterie były zawsze pełne ludzi, a ja lubiłam się temu kawiarnianemu życiu przypatrywać i słuchać hałaśliwych Greków, choć z rozmów niczego nie rozumiałam. Czasem siadywałam na ławeczce czy murku i marzyłam o tym, żeby i dla mnie nadszedł czas, kiedy będzie mnie stać na to, by usiąść w jednej z tych kafeterii, wypić kawę czy sok wyciśnięty ze świeżych pomarańczy: w 1989 roku, czasach podwójnego kursu dolarowego w Polsce, w Pireusie było dla mnie bardzo drogo. Za drogo.
Przyjeżdżałam tu wreszcie, bo samo patrzenie nic nie kosztowało, bo przyglądanie się temu życiu, jachtom i jachcikom sprawiało mi wiele radości, a spacerowanie po poszczególnych obszarach Pireusu było jednym z moich ulubionych zajęć w wolne dni.
Nad zatoką Zea w grudniu 1989 roku
Przyjeżdżałam tu również by patrzeć na odpływające i przypływające promy, a mogłam przypatrywać się temu przedstawieniu, tak: przedstawieniu właśnie, godzinami. Nawołujący się Grecy, paczki i paczuszki nierzadko powiązane sznurkami oraz jakieś worki wyrzucane z aut przy promach, krzyki, hałasy, wielkie zamieszanie to był świat, jakiego wcześniej nie znałam. I te kolejki aut czekających, by wjechać do wnętrza promu, i te olbrzymie ciężarówki, które również chciały płynąć, a mnie wydawały się za wielkie – wszystko to znikało w czeluściach promu, a ja się tym zachwycałam wiedząc, że nigdy takim promem nie popłynę. Tak mi się wówczas wydawało i tą myślą się cieszyłam: nie sądziłam, że taki ciężar utrzyma się długo na powierzchni wody…
I tak właśnie odkrywałam Pireus i jego poszczególne rejony, w tym również te nieco szemrane, gdzie czułam się nieswojo nawet w biały dzień. Zaglądałam tu i później: za każdym razem kiedy byłam w Atenach, a zdarzało się to przecież wiele, wiele razy. Stać mnie już było na to, aby nad zatoką Zea czy w innym miejscu wypić kawę, stać mnie było i na to, żeby w jednej z tawern zjeść pyszną rybną kolację, a tawern takich tu przecież nie brakowało i nie brakuje. Moim szczęściem było to, że przez lata przyjeżdżałam tu ze znajomymi Grekami. To oni pokazywali mi tawerny, w których warto przysiąść, to oni odkrywali przede mną również i Pireus, bo przecież sama nie zajrzałabym do tych wszystkich zakątków, w które zajrzałam dzięki znajomym: lata temu internetu nie było, kiedy się pojawił nie był tak bogaty jak dziś, a dostęp do wiadomości nie był wcale taki prosty.
Pireus jako taki dziś…
Tak naprawdę w Pireusie przez tych minionych blisko 30 lat niewiele się dla mnie zmieniło. Owszem, przybyło sklepów, kafeterii, barów, elektronicznych tablic i wyświetlaczy a taksówek na tyle, że na ulicach przeważa kolor żółty, bo takiego koloru są tutejsze taksówki. Być może przybyło autobusów, a jeżdżące trolejbusy są nowszego typu niż kiedyś. Przybyło rozpadających się budynków, kieszonkowców, bezdomnych oraz ubogich, którzy proszą o kilka centów… Przybyło i odrestaurowanych budynków, przybyło rozkopanych ulic, w tym tych związanych z doprowadzaniem do Pireusu linii tramwajowej, a tym samym korków.
Unosząc głowę… Wszędzie warto to czynić, żeby nie przeoczyć niczego
Mimo tych zmian Pireus zachował jak dla mnie swój klimat portowego miasta. Więcej, nadal są takie miejsca, które wciąż wyglądają jak ze starych filmów, w których rzecz się dzieje w Pireusie, jak choćby chyba najszerzej znany, z wielką Meliną Merkouri pt. „Nigdy w niedzielę” czy też „Trouba” ukazujący niesławną dzielnicę Trouba ze słynnymi domami publicznymi, kinami wyświetlającymi filmy nieodpowiednie dla nieletnich, tanimi dziwkami i lokalami rozrywkowymi, które chętnie nawiedzali marynarze przypływający tu z wszystkich stron świata, w której po zachodzie słońca rządy przejmowali ojcowie chrzestni, alfonsi i prostytutki.
W Pireusie wzniesień i spadków co niemiara, w Pireusie brudno, ciasno i od nadmiaru wszelkiej maści reklam bezładnie kolorowo, ale jest w tym swoistym bałaganie coś niezwykłego, coś, co nie każde miasto ma, coś, co wprost wzywa, by tu pospacerować, pooglądać zakątki ładniejsze i brzydsze, by napawać się atmosferą tego miejsca nawet wówczas jeśli torebkę czy plecak trzeba trzymać blisko siebie i bardzo, ale to bardzo uważać na otoczenie, a także bardzo ostrożnie robić zdjęcia.
W Pireusie wzniesień i spadków co niemiara…
Pireus: jak do niego dojechać
Jeden z licznych przystanków w Pireusie
Do Pireusu dotrzeć można na różne sposoby, w zależności od tego, skąd, z jakiego kierunku będziemy doń zmierzać. Nie brakuje tu autobusów: jest ich doprawdy wiele, jeżdżą trolejbusy, a w nieodległej przyszłości ma jeździć również i tramwaj.
Możemy tu dotrzeć między innymi:
-
- [do głównego portu] kolejką elektryczną ISAP (ΗΣΑΠ), zwaną potocznie zielonym metrem: Pireus jest krańcową stacją. Kolejka ta jedzie z dalekiej dzielnicy Kifisja i zatrzymuje się kilkakrotnie w centrum Aten;
-
- [do głównego portu] autobusem ekspresowym X-96 jadąc z podateńskiego lotniska. Z lotniska możemy również dojechać pociągiem, ale to stosunkowo nowe połączenie, niespraktykowane przeze mnie dotąd, stąd nie chcę się w tym temacie wypowiadać w szczegółach: jedynie o możliwości wspominam;
-
- [spacerowo] autobusem X-80 albo nr 040 jeżdżącym z Platija Syntagma (główny ateński plac);
-
- [spacerowo] tramwajem numer 5 jadącym z Syntagmy (albo numer 3 jadącym z nadmorskiej pętli Voula) do pętli obu tych linii w dzielnicy Neo Faliro, przy stadionie SEF/ΣΕΦ (Stadio Irinis kie Filias/Stadion Pokoju i Przyjaźni), a stąd już albo pieszo, albo trolejbusem nr 20 (pętla w odległości około 200 metrów od tramwajowej), by wyjść z niego na dowolnym przystanku… Trolejbus nr 20, jeśli tego chcemy, dowiezie nas nawet do mariny Zea obkrążając ją w dość dużej części.
Trolejbus nr 20 przy pętli Neo Faliro
I tę ostatnią opcję zazwyczaj wybieram, kiedy jadę pospacerować po szeroko ujętym Pireusie. Czasem wsiądę na pętli w trolejbus nr 20 i przejadę kilka przystanków, ale często wędruję pieszo, bo ładnie tutaj, bo zawsze można przystanąć i popatrzeć na morze, na jachty, bo można wreszcie wejść do uwielbianej przeze mnie Kastelli albo przejść przez Mikrolimano i w którejść z licznych kafeterii wypić kawę… Chodzenie pieszo daje mnóstwo możliwości!
Chodzenie pieszo pozwala wypatrywać perełki i choć serce boli, kiedy się widzi jak obracają się w ruinę – cieszmy się, że dane nam je widzieć, bo przyszłym pokoleniom może już ich zabraknąć
Kiedy już wybierzemy się do Pireusu …
… znajdźmy czas na obejrzenie dwóch dużych i ważnych kościołów usytuowanych w samym centrum. Oba wywrą na nas z pewnością wielkie wrażenie.
Pierwszym z nich jest Agia Triada/Świętej Trójcy znajdujący się na skrzyżowaniu ulic: Ethniki Antistaseos i V. Georgios. Pierwszy kościół wzniesiono tu w 1839 roku, został on jednak zburzony w 1944 roku. Ten, który możemy oglądać dziś, ma status katedry i pochodzi z przełomu lat 50-tych i 60-tych.
Kościół Agia Triada/ Świętej Trójcy
Drugim kościołem w centrum Pireusu wartym odwiedzenia jest Agios Konstantinos i Agia Irini/Św. Konstantyna i Św. Ireny. Ten znajduje się przy ulicy Karaiskou 109.
Kościół Agios Konstantinos i Agia Irini/Św. Konstantyna i Św. Ireny
Tuż obok kościoła Agia Triada dostrzeżemy park: Pl. Themistokleous. Znajdziemy tu kilka ławeczek oraz rzeźby, ale miejsce to często okupowane jest przez bezdomnych i dość trudno robić tam zdjęcia, a i spacerowanie nie należy do przyjemnych (szczególnie dla samotnej kobiety).
Warto natomiast przystanąć przy miejskim teatrze: mieści się on w pięknym budynku z czterema korynckimi kolumnami przy Platija Korai. Budynek ten, zaprojektowany przez architekta Ioannis’a Lazarimos’a, zbudowany został w latach 1884 – 1895. Stojąc przy budynku teatru warto zwrócić uwagę na znajdujące się tu popiersia dwojga greckich aktorów: Katiny Paksinou (gr.: Κατίνα Παξινού) oraz Emiliosa Veakisa (gr.: Αιμίλιος Βεάκης). To wielcy artyści greckich scen z podkreśleniem Oscara dla Katiny Paksidou za rolę w filmie „Komu bije dzwon”.
Przy teatrze miejskim w Pireusie
Kto zechce znaleźć się w świecie starego, odchodzącego już powoli Pireusu niech uda się do wspomnianej wyżej dzielnicy Trouba, albo po wyjściu z kolejki ISAP w prawą stronę, do dzielnic Agios Dionisios czy Papastratijo: tam, gdzie ulice Akti Kondyli czy Agiou Dionysiou (jeszcze za linią kolejową) czy w okolice dużego kościoła Agios Dionysios Areopagitis (ulica Thermopilon 1, odchodząca od Akti Kondyli). Tu znaleźć można zapomniany przez Boga i ludzi świat opuszczonych w większości zabudowań: część z nich tak piękna, że serce się kraje na widok kompletnych już w zasadzie ruin. Tylko czasem spotkać można czynny jeszcze jakiś warsztat, z którego śmierdzi smarem albo wielką halę, gdzie składowisko metalowych łańcuchów pilnowane przez wielkiego uwiązanego psa. A zupełnie niedaleko, bo może kilometr, może dwa, a może nawet i tyle nie, inny świat: świat podróży, bo port przecież, gdzie promy, katamarany i nieco dalej wielkie eleganckie statki wycieczkowe.
Stary, ginący, niezwykłej urody Pireus… (gdzieś w okolicach kościoła Agios Dionysios Areopagitis)
Można powędrować (albo pojechać autobusem: jeżdżą w tych okolicach) jeszcze dalej na północ, tam gdzie dzielnice Tabouria, Agia Sofia czy Maniatika i przemierzając niezliczone ulice i uliczki zobawić się w wyszukiwanie architektonicznych perełek, których w tej części Pireusu nie brakuje, żeby na nie popatrzeć, bo takie piękne, popatrzeć zanim zamienią się w sterty gruzu.
Architektoniczne perełki w północnej części Pireusu
Kilka słów o stacji końcowej kolejki elektrycznej ISAP (ΗΣΑΠ) w Pireusie
Choć kolejka elektryczna ISAP jeździ od 1869 roku, budynek w Pireusie, w którym znajduje się jej końcowa stacja wybudowano w latach 1926 -1928. Budynek ten warty jest naszego spojrzenia i tak bardzo wyróżnia się spośród innych obiektów będących stacjami kolejki ISAP, że warto mu się dokładniej przyjrzeć, a wybierając się do Pireusu, choćby tylko do portu, przeznaczyć na to kilka minut.
Końcowa stacja kolejki ISAP (metro zielone) w Pireusie
Warto również, będąc na peronie, popatrzeć na wystawę, która bardzo często ma tu miejsce: najczęściej tematycznie związana jest z otoczeniem czyli podróżami morskimi, zatem mogą być to plakaty czy obrazy ukazujące statki czy właśnie porty.
Fragment niedawnej (październik 2018) wystawy pt. „Porty” („Limania”)
Znacznie więcej czasu potrzeba nam będzie, jeśli chcielibyśmy obejrzeć powstałe w 2005 roku na terenie dawnej poczty niewielkie prywatne Muzeum kolei elektrycznych, gdzie przekraczając jego próg mamy szansę odbycia podróży w czasie. Powstanie tego muzeum zawdzięczamy Manolisowi Fotopoulosowi, pracownikowi przedsiębiorstwa ISAP: to człowiek z wielką pasją. Mimo, że muzeum jest niewielkie to ilość zgromadzonych eksponatów zaskakuje: jest ich tu bardzo dużo. Wszystko starannie podpisane po grecku, ale przy wejściu otrzymujemy informator w języku angielskim. Niesamowitym przeżyciem jest wejście do wagonu pociągu greckiej produkcji z 1904 roku: to naprawdę niezwykła podróż w czasie. Popatrzmy tu na te niezwykle piękne tablice, doskonale wykonane drobne elementy jak klamki czy uchwyty: jakież to piękne przedmioty!
W muzeum nie wolno robić zdjęć, a otwarte jest (stan na październik 2018) codziennie w godz. 9.00 – 14.00 (wstęp wolny).
Przed wejściem do muzeum znajdującym się na stacji kolejki ISAP w Pireusie
Duży, główny port
Port promowy w Pireusie z zaznaczoną odległością od bramki nr E1 do ostatniej tj nr E12 [ze strony: google.pl]
Jest olbrzymi – to przyzna każdy. Wielkie, elektroniczne tablice wyświetlają godziny odpłynięcia poszczególnych promów i numer bramki. Godzinami mogę patrzeć na te promy: pobudzają mą wyobraźnię co do pięknych podróży po greckich morzach. Zamieszanie przed odpłynięciem promu trwa nadal, bo i taka mentalność Greków przecież: nawołują, krzyczą, wnoszą paczki obwiązane nierzadko sznurkami, jakieś worki …
W porcie promowym w Pireusie
O tym, jak to na greckich promach jest, jak się nimi pływa, jak wyglądają i gdzie kupić bilety – można poczytać tutaj.
Wejścia do portu w Pireusie strzeże olbrzymi lew: możemy go zobaczyć w pobliżu bramki nr 12, na Placu Lwa, przy ulicy Marias Chatzykyriakou. Niestety, to co dane nam oglądać to nędzna, smutna kopia: pochodząca z IV wieku p.n.e. piękna rzeźba lwa została skradziona przez Wenecjan i znajduje się w Wenecji.
Lew na straży wejścia do portu
Kiedy staniemy na Placu Lwa być może uda nam się usłyszeć melodię z filmu „Nigdy w niedzielę”: to „Dzieci Pireusu”. Wielkie wrażenie, kiedy stoi się w tym miejscu, w Pireusie właśnie. Melodię wygrywa zegar portowy. Można zastygnąć patrząc na port i słysząc to, co skomponował wielki grecki kompozytor, Manos Chadzidakis.
Kastella
Zatoka Mikrolimano z terenem wzgórza Kastella z zaznaczonym zielonym kolorem (lewy górny róg) lasem sosnowym, na terenie którego znajduje się kościół Profitis Ilias, jak również z zaznaczoną ulicą Papanastasiou, którą jeździ trolejbus linii 20 [ze strony: google.pl]
Wzgórze Kastella zauważymy do razu kiedy tylko wyjdziemy z tramwaju na pętli przy stadionie SEF: wysokie na 90 metrów wznosi się nad pobliskim pętli kościołem Panagia Mirtidiotissa i nazywane jest czasem, choć to rzadkość, Mounichia – tak wzgórze to nazywało się w starożytności.
Widziany z pętli tramwajowej przy SEF kościół Panagia Mirtidiotissa, ze wzgórzem Kastella w tle
Kiedy jesteśmy gotowi pokonać setki, jak nie tysiące schodków pokrążymy wąskimi, w większości jednokierunkowymi uliczkami, przy których w przeszłości wzniesiono piękne rezydencje. Wiele z nich zachowało się do dziś. Niestety, wiele z nich popada w ruinę, a wielu już z pewnością nie jest nam dane oglądać. Te, z których jeszcze cokolwiek pozostało powodują, że przystajemy, bo dostrzegamy resztki pięknego gzymsu, jakąś dekorację czy doskonale wykutą barierkę balkonową.
Kastella to niezliczona ilość schodów do pokonania (ale można wjechać i autobusem)
Im wyżej wejdziemy tym piękniejsze widoki będą ukazywać się naszym oczom: gdzieś tam zobaczymy morze i jachty w marinie Mikrolimano, a z innej strony rozłożone białe Ateny. Znajdziemy i takie miejsca, z których dostrzeżemy nawet ateńskie wzgórze Likavitos czy Akropol.
Spojrzenie na Mikrolimano ze wzgórza Kastella
Kiedy dojdziemy na samą górę przystaniemy przy kościele Profitis Ilias. To współczesny kościół usytuowany w lesie sosnowym: w lesie można odpocząć, bo i ławeczki tu poustawiane.
Kościół Profitis Ilias oraz las sosnowy w jego otoczeniu
W pobliżu znajduje się teatr Veakio: to teatr otwarty, letni, w którym odbywają się koncerty i liczne przedstawienia, ale tylko (długim w Grecji) latem. Teatr ten nazwany został imieniem wielkiego greckiego aktora, Emiliosa Veakisa.
Obok wypatrzymy tawernę „Panorama”: nie jadłam w niej, ale przyznać muszę, że widok stąd na Ateny niezwykły!
Widok na Ateny ze wzgórza Kastella
Jeśli ktoś jest zainteresowany może dojść do kręgielni (obok kościoła Profitis Ilias): miejsce robi potężne wrażenie, choć na mnie akurat negatywne, bo kiczu tu całe mnóstwo, a kiczu w takim wydaniu wyjątkowo nie lubię. Zobaczymy tu niezliczone wielkie posągi bogów, jakieś zwierzęta, Minionki, wioskę indiańską, Koloseum czy Big Ben-a… Mnóstwo tego, a poustawiane to bez ładu i składu – właściwie nie wiem po co.
Zdecydowanie lepiej niż na kręgielni skupić się na pięknych domach, których w Kastelli naprawdę nie brakuje, a ja wszystkim miłośnikom pięknej architektury będę rejon ten polecała.
I spieszmy się, spieszmy z tym oglądaniem, bo niektóre domy niszczeją w zastraszającym tempie.
Ginąca stara zabudowa na wzgórzu Kastella
Jeśli ktoś nie ma chęci pokonywać mnóstwa schodków, aby wejść na górę – może dojechać tutaj autobusem: jeździ, niezmiernie rzadko, ale jeździ. I pamiętajmy, szczególnie późną jesienią bądź zimą, kiedy temperatury nie są wysokie, że na wzgórzu Kastella odczuwa się wiejące wiatry: wieją tu zawsze, a są i takie miejsca i takie dnie, gdzie z uwagi na siłę wiatru trudno utrzymać prosto aparat fotograficzny. Wówczas, szczególnie w okresach jesienno-zimowych odczuwamy tu zwyczajnie zimno i bądźmy na to przygotowani.
Mikrolimano
Mikrolimano (oznaczona na mapce w części Kastella) to druga co do wielkości marina, w której stacjonują jachty. Od pętli tramwajowej przy stadionie SEF możemy tu dojść pieszo ulicą Akti Dilaveri mijając kościół Panagia Mirtidiotissa oraz teatr Delfinario.
Nad zatoką Mikrolimano
W czasach tureckich miejsce to nazywane było Turkolimano i do dziś można jeszcze spotkać się z tą nazwą. Po marinie Mikrolimano można pospacerować, poprzyglądać się luksusowym jachtom i małym łódeczkom, by potem usiąść w jednej z licznych tawern czy kafeterii: z wielu z nich będziemy mieć przepiękny widok na marinę czy wzgórze Kastella. Wielbiciel ryb i owoców morza z pewnością znajdzie tu coś dla siebie: wybór wyśmienity. Z uwagi na niecodzienną atmosferę w niektórych z tutejszych tawern kręcone były zdjęcia do filmów. Kilka miejsc co prawda zupełnie nie kojarzy się z Grecją i do klimatu tawern greckich im dość daleko, ale to nasz wybór: wybierzmy to, co nam się spodoba, a jest w czym wybierać.
W jednej z kafeterii nad zatoką Mikrolimano
Dobrym rozwiązaniem jest połączenie spaceru po Mikrolimano ze spacerem po Kastelli: wydaje się, że najlepiej wspiąć się na wzgórze schodami przy przepięknym, ale mocno już zniszonym budynku znajdującym się w Alei Papanastasiju przy przystanku trolejbusu nr 20 nazwanym Skalakia.
Zniszczony budynek pobliżu przystanku Skalakia
Pomiędzy Mikrolimano a zatoką Zea, na wysokości przystanku trolejbusu nr 20, nazwanego Georgiou znajduje się jedna z popularniejszych plaż w Pireusie: plaża Votsalakia. Nie chcąc się rozczarować pamiętajmy, że jest to plaża na miarę Pireusu, a nie polskiego Bałtyku.
Od lewej: plaża Votsalakia widziana w świetle zachodzącego słońca oraz nieodległa wynurzająca się z morza skała Koumoundourou
Nieco dalej, kierując się w stronę zatoki Zea, na cyplu, na Placu Aleksandra, można obejrzeć odsłonięty w 2017 roku pomnik według projektu Panayiotisa Tanimanidisa, który jest wyrazem pamięci dla 353 000 Greków z Pontu zamordowanych w latach 1914-1926.
Pomnik na Placu Aleksandra
Spojrzenie na pomnik na Placu Aleksandra z widocznymi murami znad zatoki Zea
Powstanie tego pomnika, jak również rekonstrukcja zabytkowego Placu Aleksandra znajdującego się w pobliżu starożytnych murów były możliwe dzięki darowiznom dokonanym przez prywatne osoby.
Również i tu dowiezie nas trolejbus nr 20: należy z niego wysiąść na przystanku nazwanym Pl. Aleksandras.
Zatoka Zea [inna nazwa: Pasalimani]
Zatoka Zea [ze strony: google.pl]
Marina Zea w zatoce to najbardziej tętniąca życiem przystań jachtowa w Atenach. Odnowiona całkowicie na Igrzyska Olimpijskie w 2004 roku spełnia wymagania wielu żeglarzy, o czym świadczyć może ilość cumujących tu jachtów.
Spojrzenie na zatokę Zea z góry
Wokół dużej zatoki usytuowanych jest mnóstwo tawern, kafeterii i barów, w których życie toczy się przez cały rok z wielkim natężeniem w okresie letnim.
Wokół części zatoki ulicą Akti Moutsopoulou jeździ trolejbus nr 20, a wzdłuż ulicy rośnie sporo drzew pomarańczowych, które obsypane niezliczoną ilością owoców, w sezonie ich dojrzewania uprzyjemniają i tak już przyjemny spacer.
W jednej z wielu kafeterii nad zatoką Zea
W sąsiedztwie mariny przy Platija Kanari znajduje się mały zadrzewiony skwer, a w niedalekiej odległości znajdziemy muzea:
-
- archeologiczne (ulica Charilaou. Trikoupi 31), w którym obejrzeć można szereg eksponatów znalezionych w okolicach oraz rzeźby z brązu uważane za najcenniejsze zbiory;
-
- morskie (ulica Akti Themistokleous 12), uważane za największe tego typu w Grecji, w którym obejrzeć można między innymi modele statków.
Spacerując wokół zatoki i zagłębiając się w boczne uliczki znajdziemy sporo ładnych budynków, w tym ten fundacji Kateriny Laskaridi (tuż przy zatoce: ulica 2as Merarchias 36), w którym prowadzona jest biblioteka.
Teren ten swą zabudową okalającą zatokę wypełnioną przepięknymi jachtami przypomina typowe śródziemnomorskie miasteczko, a jeśli uznać kształt zatoki Zea za koło wiedzieć trzeba, że obwód jego jest dość duży i spacer dla obejścia całej zatoki wymagał będzie zdecydowanie więcej czasu niż pięć minut czasu.
Spacerując wokół zatoki Zea
Freattyda
Dzielnica Freattyda [ze strony: google.pl]
Nie mam mapy, która pokazałaby mi dokładnie granice poszczególnych dzielnic Pireusu, ale i bez niej pokuszę się o napisanie, że wspomniane wyżej Muzeum morskie znajduje się już na terenie tej właśnie dzielnicy, tuż nad morzem, przy głównym placu dzielnicy, którym jest Platija Freattyda.
Platija Freattyda
Muzeum morskie jest bardzo bogate w zbiory, a i przed wejściem, na skwerze, można obejrzeć kilka eksponatów muzealnych.
Grecki okręt podwodny Papanikolis przed wejściem do Muzeum morskiego
W pobliżu muzeum znajduje się marina, a wielkość cumujących tu jachtów może przyprawić o zawrót głowy. Większość z nich to wielkie jednostki, z których luksusem pachnie na odległość i ta marina ma dla mnie zupełnie innych charakter aniżeli ta w zatoce Zea. I tutaj można przysiąść w którejś z kafeterii czy tawern spędzając miło czas.
Spojrzenie z Freattydy na wzgórze Kastella
W dzielnicy Freattyda znajduje się plaża, ale podobnie jak i plaża Votsalakia nie jest to plaża na miarę naszych bałtyckich i takich tu nie oczekujmy, bo się mocno rozczarujemy.
Plaża w dzielnicy Freattyda
Kallipoli
Dzielnica Kallipoli [ze strony: google.pl]
Idąc z Freattydy dalej w kierunku zachodnim znajdziemy się na wysokości dzielnicy Kallipoli. Dzielnica ta wyda nam się zadbana, a znajdujące się tu budynki zaskoczą swą wysokością: większość z nich to pięcio- i sześciokondygnacyjne budynki wielorodzinne. Tylko czasami zobaczymy mały, śliczny dom, najczęściej opuszczony, czekający pewnie na rozstrzygnięcie, jak często w Grecji bywa, tematu spadkobrania. Tych domów jest tu niewiele, a tak są otoczone przez wysokie, współczesne budynki, że wydają się jak wciśnięte pomiędzy nie, choć przecież to one były tutaj wzniesione wcześniej.
W dzielnicy Kallipoli znajdują się trzy place: Karpathou, Serfiotou oraz Pigada. Ten ostatni to moje wielkie rozczarowanie wyniesione z tej dzielnicy: urządzony został w 1870 roku i uchodzi za jeden z najstarszych placów w Pireusie, ale nie przyciąga uwagi swoim w zasadzie żadnym wyglądem, a ja oczekiwałam czegoś wyjątkowego.
Natomiast to, dla czego warto przybyć do dzielnicy Kallipoli to z pewnością zabytkowy kościół Agia Paraskevi przy ulicy Agia Paraskevi: wnętrze warte jest obejrzenia.
W kościele Agia Paraskevi
Peiraiki
Dzielnica Peiraiki [ze strony: google.pl]
Peiraiki to moim zdaniem jedna z najprzyjemniejszych dzielnic Pireusu. Będąc na tej wysokości warto zwrócić uwagę na znajdującą się tutaj dużą ilość starożytnych murów pochodzących jeszcze z czasów Themistoklesa, który poprzez budowę potężnych murów starał się chronić mieszkańców przed morskimi falami, ale i najeźdźcami.
Fragmenty starożytnych murów
Wielkim atutem tej dzielnicy jest malutki porcik z równie malutką kapliczką Agios Nikolaos, w której możemy zapalić swoją świeczkę, co mnie w zasadzie od zawsze zdarza się czynić w Grecji często: taka potrzeba mojej duszy.
W kapliczce Agios Nikolaos
W porciku leniwie kołysze się kilka kolorowych łódek rybackich oraz kutrów, a kilka innych leży w nieładzie na nabrzeżu. Niektóre z nich, kiedy ładna pogoda a dzień roboczy, są naprawiane przez szkutników, co daje nadzieję na nowe życie tych niejednokrotnie pięknych łódek i kutrów noszących w sobie nierzadko kawał historii i ludzkiego życia. Znajdują się tu ławeczki i jest to bardzo miłe miejsce, z którego można godzinami wpatrywać się w morze.
W porciku z widoczną kapliczką Agios Nikolaos
Wokół porciku znajdziemy tawerny, których, podobnie jak i kafeterii oraz ouzeri nie brak przy głównej nadmorskiej ulicy. To ulica Akti Themistokleous, którą podążać możemy w zasadzie od zatoki Zea.
Jest rzeczą własnych upodobań i gustu, które rejony jeśli myśleć o tawernach wolimy: czy Mikrolimaro, gdzie tawern nie brakuje i jest ich tyle, że niemal dotykają do siebie, czy te usytuowane wokół zatoki Zea czy też te, które ulokowały się przy ulicy Akti Themistokleous, właśnie w rejonie Peiraiki, których co prawda mniej, ale wydaje się, że bardziej nastawione na miejscowych, a mniej na turystów, bo i tych tutaj zdecydowanie mniej.
Tawerny przy ulicy Akti Themistokleous
O ulicy Akti Themistokleous
To długa ulica ciągnąca się przy morzu. Warto pamiętać, że jeździ nią autobus nr 904, ale uwaga: ulica ta dla tego autobusu jest jednokierunkowa i prowadzi w stronę zatoki Zea, a nie odwrotnie. Wybierając się na spacer do dzielnic położonych wzdłuż ulicy Akti Themistokleous (Peiraiki, Kallipoli, Freattyda) warto przy głównym promowym porcie albo w pobliżu kościoła Agia Triada (ulica Tsamadou) znaleźć przystanek autobusu nr 904 i przyjechać nim na wybrzeże opuszczając autobus na jednym z pierwszych przy morzu w tym rejonie przystanków (ja zazwyczaj czynię to na przystanku nazwanym Sora) i dalej iść pieszo zaglądając do poszczególnych dzielnic czy zatrzymując się w kafeteriach/tawernach, ale mieć możliwość poczekania na kolejnym przystanku na autobus (nie jeździ często!). Przy przystanku Sora warto spojrzeć za ogrodzenie: znajduje się tam mała zatoka Palaska oraz nieco dalej biały kościółek z niebieską kopułką: to Agios Nikolaos. Nie wiem czy wolno robić tym obiektom zdjęcia: wydaje mi się, iż może być to teren militarny (tuż obok znajduje się baza wojskowa).
Ulica Akti Themistokleous: kiedy zbliża się pora zachodu słońca, a to ładnie stąd widoczne, szczególnie kiedy promy wracają do portu w Pireusie – w rejonie Peiraiki coraz trudniej znaleźć miejsce do zaparkowania auta
To oczywiste, że spacer wzdłuż morza byłby znacznie przyjemniejszy gdyby ulicą Akti Themistokleous nie jeździły auta, ale nie jest ich znowu tak bardzo dużo (ruch nasila się pod wieczór). To ładna ulica wysadzana potężnymi już dziś eukaliptusami.
Eukaliptusy rosnące przy ulicy Akti Themistokleous
Bez względu na to, w którą stronę będziemy podążać oczy nasze cieszyć się będą pięknymi widokami o każdej porze dnia.
Spojrzenie z ulicy Akti Themistokleous
Spacerując rozglądajmy się dokładnie, żeby nie przeoczyć niczego, w tym na przykład tak ciekawie usytuowanej samotnej kapliczki.
Tekst i wszystkie zdjęcia (o ile nie zaznaczono inaczej):
Beata Kuczborska / betaki.pl
Jeśli podobał Ci się ten wpis i chcesz wspomóc i wesprzeć moją działalność (będzie mi niezmiernie miło!), to możesz to zrobić tu, w postaci symbolicznej „kawy” dla Betaki. Z góry dziękuję!