2021: Kreta (życie codzienne)

czerwiec/październik

Do końca nie wiedziałam, czy wyjadę w tym roku do Grecji na dłużej, czy też nie – i ta niepewność była dla mnie okrutna.

Kiedy wiosną moja firma złożyła mi propozycję współpracy – po kilku dniach namysłu zgodziłam się. Czemu dopiero po kilku dniach?

Nie było dla mnie miejsca w zachodniej części Krety, ale było we wschodniej i zwyczajnie chciałam pomyśleć wiedząc, że jakoś nigdy nie umiałam znaleźć się na wschodzie Krety, nigdy tego Wschodu nie czułam całą moją duszą tak, jak w przypadku Zachodu. Nie chciałam zmieniać firmy, bo z tą jak dotąd pracowało mi się bardzo dobrze, ale nie chciałam wyjeżdżać na kilka miesięcy po to, aby odliczać dni do końca kontraktu: nie wyjeżdżam za karę, a dla przyjemności przecież. Mieszkanie w Grecji bez czerpania przyjemności, bycie tam z niejako przymusu – byłoby dla mnie stratą czasu, ale i szkodą dla mojego zajęcia: to przecież dałoby się wyczuć w moim głosie, w tym co przekazuję. Poza tym zawsze chciałam być zadowolona z mojego życia codziennego w Grecji i stąd musiałam sobie jakoś to wszystko poukładać.

Kreta 2021
W jednym z zakątków starej Malii


Mogłam zamieszkać albo w Malii albo w Ierapetrze: wybrałam Malię*, którą dotąd, ilekroć byłam na Krecie omijałam wielkim łukiem, jako miejsce kompletnie nie dla mnie. Ierapetrę odrzuciłam z podstawowego powodu nie zagłębiając się w szczegóły: nie mam prawa jazdy i byłabym tam zbyt odizolowana. Przez Malię autobusy relacji Agios Nikolaos – Heraklion przejeżdżały co godzinę, a i jeździły jeszcze dodatkowe, które rozpoczynały bieg w Malii. Malia wydawała mi się dla mnie lepsza zwłaszcza, że firma zapewniła, że nie będę mieszkać w centrum, a na obrzeżach.

Od zawsze wiedziałam, co to jest Malia. Już z samych opowieści i różnych prasowych relacji wiedziałam i nie zamierzałam nigdy tam zaglądać. Wyrzuciłam to miejsce z mapy Krety już w czasie mojej pierwszej podróży na tę wyspę w 2000 roku i przez lata nie zamierzałam się nad Malią pochylać.

Skoro podjęłam decyzję wyprowadzki do Malii na kilka miesięcy – musiałam być zadowolona i wiedziałam, że tylko ode mnie to zadowolenie zależy. Odkryłam będąc jeszcze w Polsce, że w Malii istnieje stara jej część. Stara Malia – tak postanowiłam tę część nazywać. Niewiele o niej w Internecie znalazłam, ale wiedziałam, że w tej starej Malii muszę sobie zbudować mój kreteński świat na 2021 rok.

Malia na greckiej wyspie Kreta
W spokojnym zakątku starej Malii


Kupując bilet uznałam, że z pewnością kawa eliniko nawet we wschodniej Krecie, nawet w Malii, smakować mi będzie lepiej niż w Warszawie i naprawdę chciałam wyjechać, a do końca pewności nie miałam, czy mi się to uda. Niestety, nie udało mi się przesunąć (przyśpieszyć) terminu drugiej dawki szczepienia, choć wydreptałam wszystkie ścieżki z błaganiem niemal, i musiałam przed wyjazdem zrobić test, bo nie upłynęło mi 14 wymaganych dni. Wyniki testów nie zawsze okazywały się prawidłowe i to napawało mnie lękiem, ale ostatecznie wszystko było w porządku i z diabelnie drogim biletem na lot czarterowy jednego z polskich biur podróży – drugiego dnia czerwca poleciałam do Heraklionu.

Czemu kupiłam tak bardzo drogi, bo blisko 1300 zł bilet w jedną stronę? Tak, loty samolotami rejsowymi LOT-u czy Aegean Airlines były znacznie tańsze, ale niestety: w tym czasie sporo lotów odwoływano. Stosunkowo niewiele było odwołań lotów czarterowych, stąd tak zdecydowałam płacąc za bilet niemal dwukrotnie drożej. Zwyczajnie płaciłam za swój większy spokój.

W czasie lotu widoczność była wspaniała: siedziałam przy oknie i pasłam oczy tym, co widziałam. Wyspa Santorini jawiła mi się jak na dłoni: Oia… Fira… Wszystko to widziałam przelatując nad kalderą. Podobnie dobrze, a nawet lepiej widziałam Kretę: wszak tutaj samolot już obniżył poziom lotu.

Santorini z okien samolotu
Santorini i Thirassia widziane z samolotu


Z każdym niemal metrem rosła moja radość, a stres związany z wylotem – ustępował jej miejsca. Oczywiście żałowałam, że nie mogłam cieszyć się wyjazdem przez długi czas przed lotem, jak to całymi latami czyniłam. Niestety, czasy się zmieniły, stąd podróżą cieszyłam się dopiero teraz – i też byłam szczęśliwa.

Wschodnia Kreta z okien samolotu
Wschodnia Kreta widziana z samolotu


Zamieszkałam na przedmieściach Malii: w zasadzie dokładnie na granicy Malia – Stalida: przy głównej drodze. Na wysokości mego domu znajdowała się tablica z napisem: ”Malia”. W tym mieszkaniu miałam spędzić wiele tygodni. Podobało mi się: z obu balkonów widok na północ, gdzie w oddali widziałam morze i płynące w kierunku herakliońskiego portu statki, z okna kuchennego – widok na południe: na wspaniałe, piękne Góry Dikti i gaj oliwny oraz na zachód: tu mogłam oglądać zachodzące słońce. Widziałam je również zresztą i z jednego balkonu.

Przez okno kuchenne widziałam znajdującą się w pewnym oddaleniu Nową Drogę Narodową: na tym odcinku urządzoną na potężnych filarach. Ilekroć potem na nią spoglądałam, myjąc na przykład naczynia w zlewozmywaku, myślałam: „Ot, kolejny paradoks mego życia. Nigdy z tej drogi nie wjeżdżałam do Malii, a teraz tu mieszkam”.

Kreta 2021
Spojrzenie z kuchennego okna: tu przez szklankę z tradycyjnym greckim deserem (Υποβρύχιο βανίλια / wanilia ipowrichio /„łódź podwodna”), który często sobie przyrządzałam


Kolejny paradoks… Tak właśnie! Kolejny, bo przecież paradoksem jest również i to, że nigdy nie byłam na wakacjach w Grecji z biurem podróży, a od trzech lat jestem pilotem zorganizowanych wycieczek i co ciekawe: jest mi z tym, co robię, doskonale.

Muszę przyznać, że smutno wyglądała tegoroczna Malia: na długiej ulicy Zachariadi, przechodzącej dalej w ulicę Dimokratijas, którą nazywam „imprezową”, ciągnącej się od dużego kościoła Agios Nektarios aż do morza, podobnie jak na odcinku Dimokratijas rozpoczynającym się od głównej ulicy czyli Wenizelou, mimo drugiego dnia czerwca, trwały dopiero i to powolne przygotowania do sezonu. Pandemia wszystko, ale to wszystko wywróciła do góry nogami i choć świat powoli wracał do normalności – wszystkiemu towarzyszyła wielka niepewność, ale i nadzieja, że może w tym roku turyści przyjadą.

Powoli, bardzo powoli we współczesnej, zdominowanej przez lata przez turystykę Malii, otwierały się kolejne przybytki: sklep za sklepem, bar za barem, klub za klubem, tawerny. Wszyscy oczekiwali nadejścia sezonu dopiero w lipcu. Rzadko chadzałam ulicą imprezową, bo nie miałam po co (chyba, że nad morze), ale kiedy przechodziłam, by ocenić sytuację – było mi przeraźliwie smutno. Stojący w drzwiach właściciele przybytków czy pracownicy, mieli tyle nadziei w oczach, mieli w nich coś takiego, co mówiło: „Czekam na ciebie, wejdź, może coś kupisz, cokolwiek, może coś wypijesz”. Było to dla mnie wręcz przygnębiające: to wyczekiwanie było widać aż za bardzo. Patrzyłam na wiele nieotwartych barów czy sklepów, po niektórych było widać, że już się nie otworzą… Ofiary pandemii… Próbowałam sobie wyobrazić ich właścicieli: widać było, że w urządzenie niektórych sklepów czy barów włożono duże pieniądze. Może z kredytu? – myślałam. Jak żyją ci ludzie, którzy mieli jakieś oczekiwania, którzy postawili na turystykę, a wszystko w ciągu w zasadzie kilkunastu dni runęło jak domek z kart?

Kreta 2021 >Kreta 2021 >Kreta 2021
Donice w Malii. Takich dekoracyjnych elementów można tu wypatrzeć bardzo wiele. Zaskakuje ilość pomalowanych w różnorakie motywy dużych puszek po oliwie: w nich rosną kwiaty.


W październiku wszyscy chwalili mijający sezon: tak we wschodniej części Krety, jak i w zachodniej, do której udałam na wakacje. Wszyscy byli zadowoleni i to naprawdę cieszyło. Widziałam, jak tych turystów, na których czekała Malia, przybywa, głównie od lipca: z każdym tygodniem ich przybywało.

Niestety, na Krecie w wysokim sezonie wprowadzano mini-lockdown. Kiedy coś się zaczęło normalizować, kiedy wreszcie (dla wyczekujących barów i klubów) odblokowano wyjazdy z Anglii – zaczęła rosnąć, jak twierdziły media, zachorowalność, i począwszy od zachodu: od nomosu (prefektury) Chania, poprzez Rethymno i dalej Heraklion – wprowadzano ograniczenia. Jedynie czwarty od zachodu nomos, Lassithi, nie był objęty mini–lockdownem. W pozostałych wprowadzono godzinę policyjną od 1-szej w nocy, zakaz muzyki w barach i klubach, zakaz zgromadzeń powyżej określonej, niewielkiej, ilości osób.

Przez jedynie trzy tygodnie współczesna Malia żyła tak, jak niemal przed pandemią. I ten obraz widziałam. Specjalnie czasami chodziłam do współczesnej części, specjalnie zaglądałam na ulicę imprezową, żeby zobaczyć, co to jest ta imprezująca – tak nazwę – Malia. Niestety, przyznać muszę, że wielu rzeczy wolałabym nie widzieć, ale odzobaczyć się przecież nie da. To, co tam się działo, to nie dla chcącego wypocząć człowieka. Kiedy czasami szłam do mojego autokaru przed 5-tą rano – w ciągu tych trzech tygodni cała imprezowa ulica nadal przypominała jedno wielkie party, ale party w ogromnie złym stylu, party najniższego poziomu. Nie boję się nazwać po imieniu, ale większość tych ludzi to niemal „dzicz”: jak spuszczona z łańcucha chora młodzież. Nie tylko pijana, nie tylko kopulująca gdzie i jak popadnie, ale agresywna, tak bardzo agresywna, że budziło mój lęk przejście do miejsca zbiórki, bo wydawało mi się, że ci ludzie, niemal jak w pijanym widzie (a pewnie nie tylko pijanym), równie dobrze zamiast kopać z dziką agresją śmietnik – mogą kopać mnie. Na szczęście mój autokar w 90% wycieczek podjeżdżał pod mój dom i tylko czasami musiałam iść nad ranem do centrum: to było jak koszmar, którego zapomnieć się nie da. W ciągu tych trzech tygodniu ulica imprezowa około 8-mej rano wyglądała jak po małej wojnie. Właściciele barów, klubów czy sklepów jeszcze nie zdążyli posprzątać, więc mogłam to widzieć idąc do autokaru. Takich ilości potłuczonego szkła dotąd nie widziałam. Do tego ogrom śmieci, w tym celowo powyrzucanych z pojemników, tu i tam jakieś dogorywające „zwłoki” uczestników (obu płci) nocnych imprez… Powoli zbierano śmieci, powoli myto ulicę i chodniki używając do tego środków z chlorem – to było czuć.

Kreta 2021
Wieczorem: w starej Malii. Tu: przy kościele Agios Ioannis


W dzień ulica imprezowa jawiła się w zupełnie innym obrazie. Przechadzali się nią leniwie spacerowicze zaglądając do sklepów i było tu spokojnie, późnymi wieczorami i nocami ulica imprezowa zamieniała się w piekło. Przez trzy tygodnie. Po wprowadzeniu lockdown-u wszystko ucichło, choć wydawało mi się, że to miejsce nie podda się zakazom, a jednak… Ucichło, bo dzika, rozwydrzona młodzież (głównie anglojęzyczna, ale i niemieckojęzyczna) wyjechała, albo… wszystko przeniosło się do podziemi – tego ocenić nie umiem, ale taką myśl też dopuszczam. To, co widziałam w ciągu tych trzech tygodni, pozwoliło mi zobaczyć Malię w czasie całego sezonu przed pandemią: chroń Panie! Nic w opowieściach, które czytałam w przeszłości czy których słuchałam, nie było przesadzone.

Natomiast stara Malia…

Rozpływam się do dziś na samą myśl, na samo wspomnienie!

Cóż to za bajkowe miejsce, cóż to za perełka!

Oddzielona od współczesnej Malii jedynie główną ulicą Wenizelou tworzy enklawę jedyną w swoim rodzaju. To zupełnie inny świat!

Kreta i życie codzienne
W starym Chersonissos


Podobnie rzecz ma się z nieodległym Chersonissos: to nadmorskie, Limenas Chersonissos, jest mocno imprezowe, choć w moim odczuciu w znacznie lepszym stylu niż Malia, a stare, oddalone o około 3-4 kilometry od morza – to perełka.

I ta stara Malia to moje miejsce: tu się odnalazłam i tu zbudowałam swój kreteński świat, o którym nigdy nie zapomnę. Tu poznałam ludzi, których traktowałam jak swoją rodzinę, a i oni traktowali mnie jak członka swoich rodzin. Tu czas płynął i płynie zawsze powoli, tu nikomu się nie spieszy. To tu piękna stara zabudowa, tu te domy, często odnowione, otoczone ślicznymi kwiatami rosnącymi w zadbanych ogródkach.

– Odbudowaliśmy naszą starą Malię jakieś 10 lat – powiedziała mi, niestety w przedostatnim moim dniu w Malii kobieta śpiewająca w miejscowym chórze, z którą spotkałam się, by wypić kawę.

Pokazała mi zdjęcia z prac: mieszkańcy własnymi rękoma i własnym staraniem odrestaurowywali starą Malię.

– Skąd były na to pieniądze? – zapytałam.

– Dawali je ci, którzy chcieli, byśmy wszyscy pomogli w odrestaurowaniu. I właściciele domów, i tawern, i kafeterii…

Stara Malia nadal wymaga prac, to oczywiste, ale już jest przepięknym cukiereczkiem, jest miejscem, po którym spacerowałam dziesiątki razy, by zachwycać się jego atmosferą, by porozmawiać z mieszkańcami, szczególnie pod wieczór, kiedy wystawiają krzesełka przed domy, bo upał już zelżeje.

Malia na greckiej wyspie Kreta Malia na greckiej wyspie Kreta
W zakątkach starej Malii


Nie wiem czemu, ale stara Malia nigdy mi się nie znudziła: nie jest to ogromny obszar, ale spacerować jest tutaj gdzie. Ileż tu pięknych kwiatów, ileż drzew i krzewów! Nie było dnia, kiedy byłam w tej części, żebym nie przystanęła przy pachnącej plumerii, przy dorodnej bougenwilii, przy powiększających się z tygodnia na tydzień granatach czy figach albo w tuneliku, z którego dachu zwisały dorodne kiście winogron.

Kreta 2021
Kwiaty starej Malii


Kiedy w wolny dzień nie jechałam do Rethymno, Heraklionu, Agios Nikolaos czy gdzieś indziej – zawsze musiałam przyjść na spacer do starej Malii, by wypić kawę w moim ulubionym miejscu: to „Honey Corner”, gdzie kawę eliniko przygotowuje się w rondelku zwanym briki, a gdzie można kupić doskonałe miody z własnej pasieki pod Sitiją czy też oliwę z oliwek zebranych we własnym gaju oliwnym. Niezwykli to ludzie: cała rodzina z Honey Corner, cała rodzina Moisakis – nie boję się ujawnić nazwiska, bo nie jest tajne przecież: widnieje chociażby na etykietach naklejonych na słoiki z miodem.

Kreta i życie codzienne
Moja parea: wspaniała rodzina Moisakis, w tym kochana jaja (babcia), która dawała mi ogórki, pomidory, cukinie, bakłażany, winogrona, figi, arbuzy, melony, wszystko to z własnych upraw. „My mamy to i ty masz” – tak mówiła. Kochana jaja! Na zdjęciu brakuje kiriosa Manolisa: nie było Go tego dnia.


O starej Malii będę chciała napisać osobny tekst, bo miejsce na to zasługuje. To miejsce zasługuje na to, aby oddzielić je od współczesnej Malii w ocenach turystów, żeby ci nie bali się tu zaglądać. I żeby zaglądać tu chcieli.

Można tu znaleźć kilka stareńkich kościółków: niektórych wieku nie da się określić, bo złożone zostały z elementów pochodzących z różnych lat. Niewielkie, otwierane wczesnym wieczorem, często pilnowane przez starszych ludzi podsypiających na krzesełkach ustawionych u drzwi.

Kreta 2021
Przed jednym z kościółków w starej Malii: to trzynawowy Panagia Galatiani z czasów bizantyjskich, ale powstawał w różnych okresach (elementy pochodzą z różnych świątyń, a środkowa nawa powstała w XIV wieku). Ciekawe jest pochodzenie nazwy tego kościółka: Galatiani. Mówi się, że pasterze dodawali do zaprawy mleko i takiego surowca użyto do budowy (gala z greckiego: mleko), stąd powstała nazwa Galatiani czyli Mleczna.


Jest i pewien dom zabezpieczony furtką: wstęp do środka niemożliwy, a napis głosi, że dom pochodzi z 1870 roku. Podobnie starych domów, ale już nieoznaczonych, jest tu wiele. Czasem trzeba wejść do wnętrza, by to, co piękne i dziś rzadko spotykane zobaczyć.

Zakątki greckiej Malii na Krecie
Zakątek w starej Malii: dom z 1870 roku


Ludzie w starej Malii mają zaufanie do obcych: nie miałam żadnych problemów z poznawaniem wciąż kogoś nowego. Zapraszana na kawę, ciastko, na sok czy winogrona – mogłam rozglądać się po tych domach. Jak pewnej kobiety, którą sprowadził tu syn.

– Mieszkałam w Monemvasii, ale już stara jestem – opowiadała mi któregoś dnia kiria Anna. – Nogi nie te, potrzebowałam pomocy. Przywiózł mnie tutaj, przynoszą zakupy, dbają o mnie. O, tu mieszkają – wskazała dom vis a vis.

Poznałam i syna, i synową, i wnuki. Tak, przy starszych ludziach tak wolę. Podobnie było w Rethymno. Chcę poznawać rodziny, żeby nie obawiano się mnie, żeby nie podejrzewano mnie o złe zamiary w stosunku do starszych ludzi.

W starej Malii, odmiennie niż we współczesnej, trudno być anonimowym: ci ludzie wciąż siedzą przed swoimi domami, wciąż przyglądają się każdemu, kto spaceruje, a po 2-3 dniach już wszyscy wydają się znajomi przecież. Podobnie było w rethymnowskiej Missirii: taki to świat niewielkich skupisk ludzkich, które tak bardzo różnią się od swoich większych i gwarniejszych sąsiadów.

– O tym, co się dzieje we współczesnej Malii, dowiadujemy się tu, w starej Malii, z mediów – usłyszałam któregoś dnia.

Kiedy początkiem sezonu wyjeżdżałam do Malii myślałam, że nikt ze znajomych czy czytelników mojej strony mnie nie odwiedzi, bo kto z tych ludzi chciałby przyjechać do Malii… Stało się inaczej. Odwiedziło mnie bardzo dużo osób i co ciekawe oraz ważne: wszystkim spodobała się stara Malia. Spodobała się i z moich opowieści oraz zdjęć czytelnikom mojej strony: to takie ważne to odczarowanie starej Malii, oddzielenie jej od tej współczesnej, pokazanie jej niezwykłego uroku, z jej ludźmi, problemami dnia codziennego i wydarzeniami, jak zbiórka pieniędzy na leczenie maleńkiego chłopca, gdzie smażono tysiące małych pączusiów, loukoumades, a cały dochód przeznaczony był na leczenie malucha z Malii przebywającego w ateńskim szpitalu. Cała społeczność ustawiała się w długiej kolejce: każdy chciał pomóc. Niektórzy płacili, a nie zabierali loukoumades – też ładny gest. Albo radośniejszymi wydarzeniami, jak śluby, w których czasem uczestniczyłam, jak koncert buzuki czy ta niezwykła parada miejscowego chóru przechadzającego się ze śpiewem na ustach wąskimi uliczkami i przystającego przy tawernach czy kafeteriach dla pożegnania sezonu i nadziei na spotkanie w kolejnym. Kie tou chronou. Co to za piękne wydarzenie, o którym dowiedziałam się zupełnie przypadkiem i taka szczęśliwa wzięłam w nim udział. Co to za piękna tradycja ta parada! Tak, tradycja, i ja już o tym wiem: parada ma miejsce i początkiem sezonu.

Codzienna grecka Malia
W czasie parady miejscowego chóru uliczkami starej Malii


Chór tutejszy działa sprawnie: i w sekcji dorosłych, i w sekcji dzieci. Dowiedziałam się o tym dopiero końcem sezonu, a wydawało mi się, że wiem o wszystkim, co tu się dzieje. Nieprawda! Nie brałam udziału w kilku muzycznych wydarzeniach i, prawdę rzekłszy, brakowało mi ich tu, w Malii… Odbywają się, tylko trzeba o tym wiedzieć, a ja nie wiedziałam!

W starej Malii znajduje się kilka tawern i 2-3 kafeterie. Poza jedną tawerną, wszystko otwierane jest wczesnym wieczorem, za to otwarte jest długo w nocy (chyba, że lockdown wymaga wcześniejszego zamknięcia). W niektórych miejscach (o, jak w tawernie „Avli”, którą ja polecam, bo zawsze smacznie) trzeba rezerwować stoliki, bo w sezonie nie sposób znaleźć wolny. Tak, część turystów wypoczywających we współczesnej Malii przychodzi i tu na kolacje czy na spacery. Nie ma tłumów spacerowiczów, ale w tawernach stoliki są okupowane. Przyjemnie tutaj posiedzieć w odróżnieniu od miejsc we współczesnej Malii: tam, przy ulicy imprezowej, wielbiciel Grecji nie ma gdzie zjeść, mimo, że barów i restauracji pełno. No, wyjątkiem może być tawerna „Meze” znajdująca się przy równoległej do morza ulicy Grammatikaki.

– Myślałem, że to Las Vegas – napisał kiedyś czytelnik strony komentując moje zdjęcie ukazujące ulicę imprezową wieczorem.

Nie, to nie Las Vegas: to Malia przecież! Współczesna Malia!

Imprezowa Malia
Ulica imprezowa widziana wieczorem


Można tu znaleźć kuchnie różnych krajów, ale najmniej chyba greckiej. Picie kawy z widokiem na morze nie sprawia specjalnej przyjemności. Wszystkie miejsca zawłaszczyły hotele urządzając tu plaże: wszystko zastawione leżakami osłoniętymi od słońca parasolami. Barów tu wiele, tak, to prawda, ale atmosfera? Dla mnie żadna, ale miejsca te mają zaletę: szeroki widok na morze i na niewielką wysepkę Afentis Christos z malutkim kościółkiem, do której można dopłynąć wpław. Ładny ten widok, stąd zdarzało mi się czasem i tu pić kawę: tu, oznacza w barach hotelowych. Smak kawy daleki od tej z kafenijo czy kafeterii w starej Malii, czy w tawernie w niewielkim porciku, do którego można dojść piechotą brzegiem morza, czy choćby w „Epsilon / Alcoholic church” – moim ulubionym barze poza starą Malią: bez widoku, ale czynnym od rana, z przyzwoitą kawą i zawsze uśmiechniętym Michalisem, a pod wieczór sympatycznym Jorgosem.

Kreta 2021
Spojrzenie z jednego z hotelowych barów na wysepkę Afentis Christos


Atutem Malii są niewątpliwie plaże: piaszczyste i ciągnące się na wschód hen hen jeszcze za porcik: aż do chwalonej przez miejscowych plaży Potamos. To publiczna, niezwiązana z żadnym hotelem plaża, przy której ulokowały się małe barki (kantyny) a nawet tawerna. Stąd bardzo blisko już do starożytnej Malii: można do niej ze współczesnej w zasadzie dojść plażą (wstęp płatny, określone godziny otwarcia). Można tu przyjechać autobusem publicznym KTEL, choć te nie podjeżdżają tu często (w 2021 roku: w dni robocze sześć dziennie, w niedzielę – pięć).

Malia na greckiej wyspie Kreta
Na mojej ulubionej ławeczce w pobliżu portu w Malii: cisza, spokój… Tu rzadko ktoś przychodzi


Starożytna Malia to teren dawnego pałacu minojskiego: to jedno z czterech tego typu miejsc na Krecie, które dotąd odkryto. Bardzo skromne, jeśli porównać z ruinami w Knossos, ale warto tu zajrzeć choćby dlatego, że to tu znaleziono przepiękne pszczółki, które w oryginale można oglądać w Muzeum Archeologicznym w Heraklionie. Pszczółki z Malii są popularnym motywem wykorzystywanym w jubilerstwie: w sklepach całej Krety (i nie tylko Krety) mnóstwo biżuterii z pszczółkami, które są co prawda mniej znane niż słynny dysk z Faistos/Festos, ale przecież podobają się wielu.

Pszczółki z Malii w Muzeum Archeologicznym w Heraklionie
Pszczółki z Malii w Muzeum Archeologicznym w Heraklionie


W tej części Krety plażami można wędrować kilometrami. Oczywiście, czasem trzeba odejść od morza, bo skały, bo zagrodzony teren hotelu, ale nie są to jakieś długie odcinki. Idąc w stronę zachodnią płynnie mija się granicę Malii i Stalidy. Te dwie turystyczne miejscowości w zasadzie łączą się ze sobą, a granica dawno się zatarła: kiedyś były oddzielone od siebie, a dziś tak wszystko tu rozbudowane, że tworzą jeden ciąg. I w Stalidzie znajdziemy bardzo ładne plaże: zagospodarowane, z barami i oczywiście nadmorskimi hotelami. Kolejną miejscowością, patrząc na zachód, jest Limenas Chersonissos: tu również tłoczno, bo plaże i wszystko to, czego potrzebują turyści, tak jak w Stalidzie i współczesnej Malii: hotele i hoteliki, mnóstwo sklepów, tawern i barów, wypożyczalni aut, skuterów i quadów. Zatrzęsienie tu takich przybytków!

Nie umiem powiedzieć, czy do Limenas Chersonissos można dojść plażą, bo aż tak daleko nie szłam. Jeździłam natomiast do tego miasteczka wielokrotnie autobusem: jeżdżą tu często, czym się cieszyłam. Jeździłam tu głównie dla zabiegów usprawniających działanie mojego kolana, a kiedy odkryłam cudowne stare kafenijo ukryte wśród sklepów i niemal niewidoczne: również i dla kawy, bo urzędującemu tu 89-letniemu kiriosowi Giannisowi sprawiało to przyjemność, a kawa smakowała jak w żadnym innym miejscu w tym miasteczku**.

Grecka codzienność na Krecie
Kirios Giannis w swoim kafenijo w Limenas Chersonissos przy ulicy Wenizelou 26


Oczywiście, że będąc w Limenas Chersonissos piłam kawę i z widokiem na morze: nie brakuje tutaj przecież tawern i kafeterii, ale atmosfera w nich bardzo turystyczna, natomiast to kafenijo to zupełnie inny świat, a ja od dawna wspieram takie miejsca, bo mogą przestać istnieć: i tak już ich niewiele.

Wspomniałam wcześniej, że Chersonissos, podobnie jak Malia, ma starą część. Nazywa się dokładnie tak: Chersonissos, po prostu. Część nadmorska, oddana turystyce to Limenas Chersonissos, o czym wielu zapomina, a ja o to nazewnictwo staram się dbać, bo to ważne dla oddzielenia tych dwóch miejsc. Stare Chersonissos znajduje się w pewnym oddaleniu od morza: 3, może 4 kilometry. Kiedy byłam tu 20 lat wcześniej – do starego Chersonissos i okolicznych ślicznych wiosek jak Piskopiano czy Koutoulofari, pojechałam rowerem. W tym roku jeździłam tam taksówką: koszt z Limenas Chersonissos, w zależności od kierowcy, 5-6 euro w jedną stronę. Widziałam w starym Chersonissos przystanek autobusowy, ale myślę, że autobus przyjeżdża tam bardzo rzadko: na pewno nie wjechał tam żaden, z których korzystałam na odcinku Heraklion – Malia, a korzystałam przecież bardzo często.

Chersonissos na greckiej wyspie Kreta Chersonissos na greckiej wyspie Kreta
W starym Chersonissos


Stare Chersonissos to zupełnie inny świat niż ten nadmorski. Tu można wypić doskonałą kawę w pięknej kafeterii i zjeść znakomitą kolację w jednej z ciekawie urządzonych tawern. Spacerowanie uliczkami starego Chersonissos, wśród ładnej zabudowy, sprawi każdemu wiele radości i stare Chersonissos, podobnie jak stara Malia, to miejsca, o których powinno się szeroko mówić. Widać, że stare Chersonissos jest zamożne znacznie bardziej niż stara Malia: dużo tu odrestaurowanych domów, a samo miasteczko sprawia wrażenie bardzo zadbanego.

Kreta 2021
Tegorocznie na wyspie Santorini: w mojej ulubionej kafeterii na przedmieściach Firy


Codziennością moją były oczywiście nie tylko wolne dni, ale i wycieczki, na które jeździłam z turystami. Wycieczki na wyspę Santorini oraz na plażę Balos i wysepkę Imeri Gramvoussa były takie same, jak te, które prowadziłam z Rethymno. Nowymi zaś była wycieczka na wyspę Spinalonga (połączona z plażowaniem na półwyspie Kolokitha oraz spacerem po Agios Nikolaos) i druga: na plażę Vai, poprzedzona zwiedzaniem miasta Sitija oraz monastyru Toplou. Tych musiałam się nauczyć mimo, że miejsca przecież znałam: prowadzenie wycieczki a samodzielne zwiedzanie to jednak dwie różne rzeczy.

Kreta 2021
W monastyrze Toplou


Najwięcej uczyłam się wycieczki do Knossos i Heraklionu poprzedzonej przystankiem przy Grocie Zeusa na płaskowyżu Lassithi. To również było dla mnie coś nowego zwłaszcza, że w tym roku wchodziłam z grupą na teren pałacu minojskiego w Knossos, czego nie czyniłam w latach poprzednich. To odkrywanie sekretów z czasów cywilizacji minojskiej, rozczytywanie w różnych wersjach tych samych zdarzeń czy podejrzeń, było dla mnie fascynujące, stąd jestem bardzo zadowolona z tego, że zdecydowałam przyjechać na wschodnią część Krety. Jak mówię: dopiero w czasie tegorocznego sezonu przeprosiłam się z Minojczykami.

Kreta 2021
Na terenie pałacu minojskiego w Knossos


W dni wolne urządzałam sobie czasami wycieczki: najczęściej do Heraklionu, który przecież bardzo lubię (szczególnie w części dzielnicy Agia Triada, ale przecież nie tylko, o czym pisałam w innych relacjach), do Agios Nikolaos, gdzie co prawda często bywałam z wycieczkami, ale to zupełnie coś innego być tam samodzielnie i łazikować bez spoglądania na zegarek, oraz do mojego Rethymno. Tak, w te miejsca bez problemu jeździłam autobusami: do Rethymno najczęściej w poniedziałki lub czwartki z uwagi na tamtejsze laiki. Minusem mieszkania w Malii jest brak w miasteczku (w okolicznych również) takiego lokalnego bazarku, co też pokazuje charakter tego rejonu.

Tu wspomnę, bo warto wiedzieć, że okolice Malii to tereny upraw ziemniaków oraz bananów: tuneli foliowych zobaczymy tu ogromnie dużo. Jeszcze więcej jest ich w południowej części: w okolicach miasta Ierapetra, ale i tutaj budzą zainteresowanie. Banany pochodzące z tutejszych upraw sprzedaje się oczywiście w miejscowych sklepach i sklepikach: wcale nie do rzadkości należy widok stojącego w sklepie całego „słupa” bananowego, z którego zwisają kiście maleńkich bananów (taki tu rodzaj), z wbitym nożem, dla samodzielnego obcięcia dowolnej kiści. Wzdłuż głównej ulicy Wenizelou: i rano, i popołudniem, kiedy już nieco chłodniej, można zobaczyć powystawiane blaty z uwieszoną wagą, z których zazwyczaj starsi mieszkańcy Malii sprzedają banany i ziemniaki. Wzruszające to dla mnie bardzo! Malijskie banany są tanie, mają nieco inny smak niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni, a wdzięczność tych starych ludzi, kiedy właśnie od nich kupimy taką kiść – dozgonna!

Grecka codzienność na wyspie Kreta Grecka codzienność na wyspie Kreta
W przyulicznych sklepikach z bananami i ziemniakami


Te straganiki to taka namiastka laiki, podobnie jak powystawiane przed domy na terenie starej Malii skrzynki i skrzyneczki z produktami, które urosły w ogródkach: bakłażany, ziemniaki, cebula, cukinia, ogórki, winogrona, figi, granaty… Tak, to w takich skrzynkach znajdziemy, a jeśli dokonamy zakupu – nagrodą doskonały smak, daleko lepszy od produktów z super-marketu oraz szczery uśmiech najczęściej starszej pani siedzącej na krzesełku obok skrzyneczek.

Grecka codzienność na Krecie
Codzienność w Malii: kupowanie tutejszych bananów


Kiedy odwiedził mnie ktoś znajomy, kto prowadził auto, urządzałam sobie krajoznawcze wycieczki w miejsca, gdzie trudniej bądź trudno byłoby mi dotrzeć autobusem. Niespiesznie poznawałam czy też przypominałam sobie wschodnie tereny Krety, które – ukrywać nie zamierzam – dotąd traktowałam po macoszemu, o czym wspominałam wcześniej. Wpadałam w zachwyt spacerując po górskich wioskach, w których się zatrzymywałam jadąc na południowe plaże, takie jak Skouros, Kastri czy Arvi. Część z nich wygląda na słabo zamieszkałe: cóż, nie od dziś wiadomo, że młodzież nie garnie się do pozostawania w takich terenach kiedy pozna życie w mieście, i część po zakończeniu studiów już do swoich wiosek nie wraca. Na plażach w tym rejonie, nawet w sierpniu, sami Grecy, a język inny niż grecki usłyszeć można niezmiernie rzadko.

Kreta 2021 Kreta 2021
Kreta 2021 Kreta 2021
Spacerując po wiosce Chondros


Domy popadają w ruinę, ale nie jest tak, że w wioskach tych zupełnie nikogo nie ma (choć i takie się w Grecji zdarzają). Jeśli tylko znaleźć w nich, zazwyczaj na głównym placyku z kościołem, kafenijo, zobaczymy tu i starszych mężczyzn, którzy, podpierając się o laski, podsypiający czasem, przesiadują godzinami przy stolikach. Mocno wierzę, że do takich wiosek jak Chondros czy Ano Viannos jeszcze uda mi się powrócić, bo szczególnie tą ostatnią zachwyciłam się mocno.

Kreta 2021 Kreta 2021
W wiosce Ano Viannos


W czasie różnych prywatnych wycieczek udało mi się obejrzeć obiektywnie ładną i zatłoczoną do granic możliwości (w sierpniowy weekend) plażę Voulisma. Nazywana „Złotą plażą” (Golden Beach), piaszczysta, przyciąga tłumy, podobnie zresztą jak nieodległa Istron. Mnie ujął tu kolor morza: wspaniałe pasy krystalicznie czystej wody przechodzącej od niemal bieli do mieszanki błękitu, turkusu i szmaragdu tworzyły obraz, który warto zobaczyć. O uroku samej plaży trudno mi jednoznacznie coś powiedzieć: nie jestem plażowa, a poza tym odpoczywać w takich tłumach? Nie, chyba nie dla mnie, ale na pewno plażę Voulisma warto zobaczyć, w tym ciesząc oczy z góry, siedząc przy stoliku z kawą: o tak, to mi się bardzo spodobało!

Kreta 2021
Nad plażą Voulisma (tu widoczny tylko fragment)


Zauroczyła mnie wioska Mochlos, o której wiele słyszałam, ale dotąd nigdy jej nie widziałam. Ładna, może się podobać. Musiałabym się co prawda nad tym dłużej zastanowić, ale rozważałabym tę wioskę, gdybym chciała zatrzymać się we wschodniej części na dłużej i miałabym prawo jazdy (albo kierowcę). Jest w tej wiosce coś, co przyciąga, a myśli – nawet teraz, kiedy wracam do niej we wspomnieniach. Nadal jawi mi się jako bardzo ładne miejsce we wschodniej części Krety. Nie widziałam tu ładnej plaży: spojrzałam w czasie spaceru jedynie na niewielkie i oczywiście zatłoczone płachetki ciemnego piasku wymieszanego z kamykami, choć na przedmieściach majaczyło mi coś, co odebrałam jako większą plażę. Cóż, każdy kto wybiera wakacje w lato musi się liczyć z tłumami. W takich miejscach zawsze będą tłumy, a te w tym roku zresztą wyjątkowo cieszyły: z uwagi na zły sezon ubiegłego roku.

W Mochlos wypoczywało wielu Greków. Znacznie częściej słyszałam grecki niż jakikolwiek inny język i to z pewnością również wpływa na atmosferę, ale i jakość potraw w miejscowych tawernach. Grecy nie dają raczej szans tawernie z podłym jedzeniem: to sztuka na raz, a takie wiadomości rozprzestrzeniają się z prędkością światła. Rzeczywiście, w Mochlos karmią znakomicie i warto tu zatrzymać się na jakiś lunch czy przyjechać na kolację. Z wioski doskonale widać malutką wysepkę Agios Nikolaos z połyskującym bielą kościółkiem oraz, nieco dalej, równie niewielką kolejną: to Psira [gr.: Ψείρα, z greckiego „wesz”]. Znajdują się tu ruiny miasta minojskiego odkryte w początkach XX wieku, w których znaleziono groby oraz wiele przedmiotów codziennego użytku. Można na nią popłynąć wynajętą łódką: tak z wioski Mochlos, jak i z miasta Agios Nikolaos. Takie atrakcje są zazwyczaj źródłem dochodu dla miejscowych, a informacji o rejsach najlepiej zasięgać na miejscu.

Kreta 2021
W wiosce Mochlos


Wspomnienie słynnej plaży Pachia Ammos do dziś napawa mnie smutkiem i żalem, pomieszanymi ze złością na człowieka, tak: właśnie na człowieka. O tej plaży słyszałam wielokrotnie: wielokrotnie media kreteńskie informowały o akcji sprzątania Krety, w tym właśnie plaży Pachia Ammos, która jest ogromnie zanieczyszczona. Przyjemna sama w sobie – zupełnie nie nadaje się do korzystania. Na plaży mnóstwo śmieci, a woda w morzu aż oleista… Na pewnych odcinkach przypomina lepką maź, w której kąpią się plastikowe butelki, takież pudełka, inne śmieci. Patrzyłam z niedowierzaniem i przerażeniem: toż to człowiek, bo kto inny, tak niszczy miejsce, w którym mieszka. Wygląda to zupełnie tak, jakby nieczystości wypływały z przepływających statków wprost do morza i, na skutek prądów morskich, dobijały do tego brzegu. Tego usunąć się tak szybko nie da: wszystko tu zanieczyszczone. Wzdłuż promenady ulokowały się tawerny i kafeterie: pełne ludzi, to prawda, ale nikt nie odważył się wypoczywać na plaży, o pływaniu nawet nie wspominam. Straszny to widok, przykry ogromnie. Niestety, nie do zapomnienia***.

Kreta 2021
Na plaży Pachia Ammos


Poruszając się autem po tym terenie warto wyposażyć się w dobrą mapę albo czerpać wiedzę z wielkich tablic informacyjnych, które można czasem wypatrzeć (najczęściej dwujęzyczne: grecki/angielski). Na tablicach tych zaznaczone są interesujące miejsca jak kościółki, a jest ich tu całe mnóstwo, cmentarze, wąwozy, stanowiska archeologiczne, również warte obejrzenia okazy przyrodnicze.

Kreta 2021
Jedna z przydrożnych tablic informacyjnych we wschodniej Krecie


To, co najważniejsze, co wywiozłam ze wschodniej części Krety, poza oczywiście związkami z mieszkańcami starej Malii, to wcale nie zachwyty nad wspaniałą i obiektywnie ładną plażą Voulisma, czy wioską Mochlos, albo monastyrem Toplou, czy innymi miejscami, w których byłam, bywałam, i które mi się podobały. To, co najważniejsze to wrażenia z wyspy Spinalonga****, na której byłam już i w latach poprzednich, ale dzięki temu, że na wyspę tę pływałam z wycieczkami – wciąż starałam się coś znaleźć, odkryć coś nowego i to odkrywanie oraz czucie, sprawiało mi wiele satysfakcji.

grecka wyspa Spinalonga
Na wyspie Spinalonga


Wielkim zaskoczeniem było dla chyba wszystkich moich znajomych to, że końcem sezonu, w dzień wolny, popłynęłam na wiele godzin na wyspę Spinalonga mimo, że w sezonie pływałam na nią i dwa razy w każdym tygodniu. Wielogodzinne bycie wśród chylących się ku upadkowi zabudowań, niespieszne spacerowanie w ciszy i spokoju, siadanie na kamieniach, wsłuchiwanie się w ich mowę to coś najcenniejszego, co wywiozłam po tym sezonie z Krety. Również spacerując po wyspie z grupami czułam, jak wtapiam się we wszystko, co roztacza się wokół mnie, czułam, jak mury mnie wsysają w historię każdego człowieka, któremu w czasach istnienia leprozorium przyszło żyć na Spinalondze. Oczywiście wszystko to podsycała cała moja wiedza o tym miejscu, odczucia z lat ubiegłych, ale i nowe wydawnictwa z polskiego rynku, w tym wydana w 2021 roku świetna reportażowa książka autorstwa Małgorzaty Gołota. Przyznaję, nie udało mi się w czasie tegorocznego mieszkania na Krecie przeczytać wszystkiego w temacie Spinalongi, co chciałabym. Wyjątkiem była wspomniana reportażowa książka Małgorzaty Gołota: dostałam ją do przeczytania od jednej z koleżanek. Pływałam z tą książką statkami, spacerowałam z nią po Spinalondze, trzymając książkę w dłoni, zaglądałam w ruiny domostw… Wiedziałam, że książki tej już koleżance nie oddam: kupiłam jej inną, nową. Ten egzemplarz, który zabierałam ze sobą, ilekroć płynęłam na Spinalongę, ma dla mnie wartość nie do określenia. Jest bezcenny.

grecka wyspa Spinalonga
W ruinach zabudowań na wyspie Spinalonga


Wschodnia Kreta okazała się dla mnie bardzo przyjazna: dobrze mi tu było w ramach kilkumiesięcznego życia codziennego, a tego się nie spodziewałam. Bliskość Heraklionu sprawiła, że mogłam spotykać się z moimi znajomymi, które tu na stałe mieszkają. Spacerowałyśmy, w zależności od możliwości, albo po Heraklionie, albo po starej Malii, albo po starym Chersonissos, i były to nie do zapomnienia przyjemne dni. Wiele czasu spędziłam z moim synem, który zdecydował spędzić na Krecie swoje letnie wakacje. Jako wielki miłośnik Rethymno – mieszkał tam przez tydzień (a ja w wolne dni dojeżdżałam), ale na kolejny tydzień przeniósł się do Malii, czym sprawił mi wiele radości. Dziękuję!

Rethymno na greckiej wyspie Kreta
Jeden z wielu tegorocznych dni spędzonych w Rethymno


Przyznam, że dopiero w tym roku, po takim doświadczeniu, jakim było zamieszkanie w Malii, odkryłam urok wschodniej Krety. Zdecydowana większość, w tym i ja do tej pory, ciągnie w zachodnią część, bo to tutaj te standardy, które są widowiskowe, malownicze, tak proste w swej urodzie i banalne, że zauważy je każdy od razu. Wschodnia Kreta jest piękna, ale piękno to jest trudniejsze do zauważenia, jest przez to bardziej wymagająca. Z całą wschodnią Kretą jest tak jak w Heraklionem: nie zachwyca od pierwszego spojrzenia, jak Rethymno czy Chania, ale przy dłuższych kontaktach pokazuje jak jest wspaniały.

Grecka wyspa Kreta i Malia
Jeden z zakątków starej Malii


Tegoroczne lato na Krecie wszystkich nas doświadczyło niesamowitymi, dawno niespotykanymi nawet na tej wyspie, upałami: w pierwszej połowie sierpnia było tak upiornie gorąco, że stali mieszkańcy Krety już nie pamiętali, że tak może być. Z moich kranów w domu leciała ciepła woda. Żeby się schłodzić – wychodziłam wieczorami do ogrodu i stawałam pod zraszaczami do trawy: czerpały wodę ze studni głębinowej i ta była naprawdę zimna. Stałam pod nimi tak długo, aż zmarzłam. Komfort czucia chłodu (i mówię to ja: zmarźlak!) mijał jednak bardzo szybko. Nie miałam w domu klimatyzacji i trudno było mi spać. W takich upałach o pożary nietrudno, ale te na szczęście ominęły w tym roku Kretę. Te, które się pojawiały – duszono w zarodku. Niech o tegorocznym zagrożeniu pożarowym świadczy i to, że nawet plaża Balos była zamknięta, nie tylko wąwozy.

Laguna Balos
Laguna Balos (z Imeri Gramvoussa w tle) w odsłonie roku 2021: zawsze zachwycająca


Wschodnia Kreta doświadczyła mnie w sposób nieprzyjemny trzęsieniami ziemi. Niestety: ziemia w tym roku trzęsła się tu nadmiernie. Wiem, że w Grecji trzęsienia ziemi występują, wiem, że taki urok tego kraju, wiem, zwłaszcza, że na przestrzeni minionych ponad trzydziestu lat niejednokrotnie doświadczyłam tego zjawiska, ale w tym roku zostałam doświadczona wyjątkowo. To co się działo na Wschodzie zaskoczyło także i miejscowych. Trzęsieniem ziemi przywitała mnie Malia: już w pierwszą noc nad ranem ziemia się mocno odczuwalnie zatrzęsła. Do końca września naliczyłam 7 czy 9 (teraz już nie pamiętam) trzęsień ziemi, które mnie obudziły i wprowadziły w strach. Ziemia trzęsła się najczęściej nad ranem, a że szyby w oknach miałam źle osadzone – dla mnie efekty były piorunujące. Trzęsienia ziemi liczyłam do końca września, właściwie do dnia 27 września, kiedy po 9-tej rano zatrzęsło tak, że pospadały mi kosmetyki z półek. Zamieniłam się w słup soli: wydawało mi się, że to się nigdy nie skończy, choć trzęsienie ziemi liczymy w sekundach przecież. To trzęsienie ziemi okazało się być tragiczne: wiele domów na Krecie, głównie tych wzniesionych według starej technologii, zostało zniszczonych, najwięcej w wiosce Arkalochori. Zginęła również jedna osoba. Setki czy więcej pozostały bez dachu nad głową. Od tego dnia przestałam już liczyć trzęsienia ziemi, bo ziemia trzęsła się codziennie. Nie tak silnie jak 27 września dnia, ale codziennie. I to jest ogromnie niemiłe, najbardziej przykre doświadczenie, które wywiozłam po sezonie we wschodniej części Krety do Polski. Bardzo długo po opuszczeniu Malii nie mogłam pozbyć się lęku wchodząc wieczorem do łóżka.

grecka przyroda grecki kot
Kwiaty odchodzącego lata : tu na wydmach w Malii


Bilet na samolot do Polski kupiłam początkiem października. Dla mnie sezon kończył się 15 października, ale jeszcze musiałam urządzić sobie wakacje. Wiedziałam już, że niczym Odys do Itaki – będę wędrowała po Grecji aż do połowy listopada. Pozasezonowe wakacje to jednak, jak zwykle, odrębna relacja.

Podobnie jak w latach ubiegłych, bez względu na to, co przyszłość przyniesie, bardzo dziękuję chanijskiemu i herakliońskiemu Biuru Turystycznemu „CONSORT TRAVEL”, z którym w czasie tych tegorocznych blisko pięciu miesięcy współpracowałam, jak i współpracującemu z nim Biuru Podróży „ITAKA”: podobnie jak w latach poprzednich doznałam od obu tych biur tak wiele dobrego, otrzymałam tak wiele dowodów sympatii i uznania, że z prawdziwą przyjemnością do każdej spędzonej na Krecie chwili wracam.

Wielkie dziękuję!

*- przenosząc z języka greckiego winno się mówić: TE Malia, a nie jak przyjęło się mówić w języku polskim TA Malia. Zaznaczam to dla zainteresowanych, świadomie używając nazwy TA Malia (i odmiany), jak większość wydawnictw w języku polskim.

**- więcej o tym miejscu można poczytać tutaj: Kirios Giannis i Jego kafenijo

***- na Krecie znajduje się kilka plaż o nazwie Pachia Ammos. To, o czym tutaj, dotyczy tej we wschodniej części wyspy, położonej pomiędzy Istron a Agia Fotini.

****- więcej o „mojej” Spinalondze można poczytać tutaj: Spinalonga

klimatyczny kościółek w Heraklionie klimatyczny kościółek w Heraklionie
Dwa moje tegoroczne odkrycia w Heraklionie: przepiękny kościół oraz klimatyczna kafeteria






Tekst i wszystkie zdjęcia: Beata Kuczborska / betaki.pl