Spinalonga, wyspa trędowatych

cykl: ciekawostki i interesujące miejsca w telegraficznym skrócie

 

Spinalonga - wyspa trendowatych



Wyspa Spinalonga to dla mnie szczególne (jedno z takich) miejsce w Grecji. Ma status wyspy-muzeum. Położona bardzo blisko Krety stanowiła kiedyś jej część, ale na skutek trzęsień ziemi odłączyła się od niej i stanowi samodzielną wyspę.

Co do Spinalongi mam swoje teorie, choć nie jestem pewna, czy prawdziwe: nawet jeśli nie do końca, to pewnie bliskie prawdzie. Twierdzę mianowicie, że jeszcze do niedawna niewiele osób o Spinalondze wiedziało: dopiero debiutancka powieść Victorii Hislop „Wyspa”, która się ogromnie światu spodobała, wyspę tę niejako rozsławiła, spopularyzowała.

Spinalonga uchodzi za „Wyspę trędowatych”: z takim określeniem można spotkać się często. Trzeba natomiast wiedzieć, że to wyspa, na której znajdziemy pozostałości z czasów weneckich: chcąc chronić pobliską zatokę Mirabello przed piratami Wenecjanie wznieśli na wyspie fortecę. O tym weneckim wątku, ale i późniejszym, związanym z czasami okupacji tureckiej, nie zapominajmy w tematyce nawiązującej do tej strasznej choroby, jaką był (czy nadal w niektórych zakątkach świata – jest) trąd.

Spinalonga - wyspa trendowatych



Zawsze sugeruję, aby na Spinalongę popłynąć małą łódką, które odpływają z niewielkiej wioski Plaka we wschodniej części Krety. Czemu tak? Z tej wioski bowiem odpływali również jeszcze w latach 50-tych XX wieku trędowaci wiedząc, że to rejs w jedną stronę: Spinalonga była takim miejscem, gdzie chorych na trąd izolowano (jedno z ostatnich leprozorium w Europie).

Dziś na wyspę Spinalonga organizowane są z Krety wycieczki: dużymi statkami z Eloundy i Agios Nikolaos. Warto jednak, jak dla mnie, popłynąć z Plaki również i dlatego, by z pokładu łódki spojrzeć do tyłu, na Kretę, i w ciszy pomyśleć o tym, co wówczas czuli chorzy wiedząc, że opuszczają swą Kretę na zawsze. O ciszę łatwiej w małej łódce, o skupienie również.

Pamiętajmy jednak, że samodzielne zwiedzanie Spinalongi ma sens, jeśli się odpowiednio wcześniej wyedukujemy w tematyce tego miejsca, a jeśli nie – warto udać się na wycieczkę z przewodnikiem. W przeciwnym wypadku mury do nas nie przemówią i to, co zobaczymy, nie będzie czymś wyjątkowym, a przecież wyjątkowym jest.

Spinalonga - wyspa trendowatych



Najlepszym jak dla mnie czasem dla odwiedzin Spinalongi, właśnie z uwagi na to skupienie, jest czas pozasezonowy. Moje (nieudane zresztą) podejście wykonałam w kwietniu kilka lat temu (2013) – i uważam ten termin za znakomity. Po raz wtóry (już skutecznie) wybrałam się na Spinalongę we wrześniu 2018 roku, kiedy wydawało się, że już turystów winno być mniej, ale niestety – nie wspominam tego czasu dobrze (szczególnie w dolnych partiach dużo ludzi, w wyższych, pewnie z uwagi na upał: spokój), ale i na wyspę płynęłam z konkretnymi oczekiwaniami: wejścia, o ile to możliwe, w ruiny domów, do szkoły, do sklepu, do kościoła, do szpitala, na cmentarz i czucia tam ducha ludzi, którzy tu dziesiątki lat temu żyli: rodzili się, pobierali, zakładali rodziny, pracowali, umierali. Żyli jak my tyle, że nie mogli Spinalongi opuścić. W masie nie jest możliwe dokonanie tego, czego dokonać zamierzałam: radosne wakacyjne nastroje, śmiechy, hałasy, nawoływania zwyczajnie przeszkadzają i tłuką bańkę, w której winniśmy tam pozostawać wchodząc w nią niejako już na pokładzie łódki.

Zatem co, poza kwietniem? Październik może, ale po sprawdzeniu, o której godzinie zamykana jest brama wyspy. Bo mieszkańcy Krety, będący właścicielami łódek stojących w Place mówią: „My możemy pływać na Spinalongę całą dobę, z tego przecież żyjemy, ale bramy nie otworzymy”.

Spinalonga - wyspa trendowatych



Spinalonga to miejsce, w którym przeszłość wciąż jest tak żywa: tak czuję.

Zabudowania na wyspie znajdują się w tragicznym wprost stanie: myślę, że to oczywiście kwestia środków, to jest: ich braku. Częściowo to pozabezpieczane, popodpierane belkami, aby się nie zawaliło, częściowo powoli odrestaurowywane. Do większości nie wolno wchodzić: liny nam na to nie pozwalają. Kiedyś czytałam (albo ktoś mi mówił), że zabudowania pochodzące z czasów, kiedy na wyspie mieszkali chorzy, uznano za niezbyt wartościowe i część rozebrano pozostawiając tylko tę starą zabudowę, z czasów weneckich i tureckich, choć i nowsze budynki można zobaczyć.

Po cmentarzu można swobodnie chodzić w części niezagrodzonej linami (obszar się zmienia), a mnie wciąż zastanawia budynek szpitala. Weszłam kiedyś do niego i to, czego tam doznałam, trudno opisać. Moja wyobraźnia pracowała tam bardzo silnie. Patrzyłam przez zakratowane okna na Kretę i wciąż sobie umyślałam, co czuli tamci ludzie. Zniszczone, ale zachowane drewniane bandżurie w oknach z pewnością wiele widziały, a ile mogłyby nam powiedzieć, gdyby mówić umiały. Utrzymujące się na jednym haku stare okiennice, skrzypiące pod wpływem podmuchu wiatru, aż kazały przystawać. Powodowana jakąś nieznaną siłą zaglądałam do tych wszystkich salek wyobrażając sobie, jak wiele osób stąd odeszło na zawsze.

Nie wiem do końca, czy do tego szpitala wolno wchodzić, ale drzwi były otwarte… Więcej: jednego skrzydła wręcz nie było, a że i lin czy znaku zakazu również – weszłam. Choć to wszystko zdewastowane i w ruinie – nie wiem, czy to było dla mnie dobre, bo silnie to przeżyłam.

Kiedy stojąc na wyspie, szczególnie w wyższych partiach, spoglądamy na morze, na statki dowożące tu kolejnych turystów, widzimy wyraźny kontrast pomiędzy światem, w którym znajdujemy się na wyspie, spacerując w ciszy i spokoju wśród tych zabudowań, a światem, który ma miejsce już wokół wysepki, nie trzeba sięgać dalej. Kontrast jest tak ogromny, że aż razi.

Spinalonga - wyspa trendowatych



Do uzgodnienia z samym sobą pozostaje zawsze odpowiedź na pytanie, czy Spinalonga była dla chorych tragedią czy wybawieniem. Nie ma tu, jak dla mnie, prostej odpowiedzi.



Tekst i wszystkie zdjęcia:
Beata Kuczborska / betaki.pl