Agnieszka dwa dni w Atenach
WCZEŚNIEJ:
nie mogłam się doczekać tego wyjazdu: już dwa lata nie byłam w Grecji. Poprzednio była to Kreta. Bardzo, ale to bardzo chciałam zobaczyć Ateny. Zebrałam grupę znajomych i cieszyłam się tym wyjazdem jak dziecko. Zła byłam tylko na to, że bilet powrotny do Warszawy miałam na niedzielne południe: do Aten miałam lecieć w czwartkowe późne popołudnie, właściwie wieczorem … Tylko dwa dni w Atenach… Krótko, ale zawsze coś!
Lekko martwiła mnie pogoda: jakaś niespotykanie śnieżna zima nawiedziła przed moim wyjazdem Grecję, w tym również Ateny, ale na moje szczęście dzień przed podróżą coś się zaczęło zmieniać na lepsze i na mój weekend planowano nawet 14 stopni i słońce!
W zasadzie nie miało to większego znaczenia, plan był ustalony: co z niego zrealizujemy to zrealizujemy, a jeśli nie wszystko – dramatu nie będzie. Ważne było, że lecimy!
Czwartek, 12 stycznia 2017:
popołudniem zjawiliśmy się na lotnisku w Modlinie koło Warszawy, a kiedy na tablicy zobaczyłam to:
myślałam, że wybuchnę: lecę do Aten!! To prawda taka, że większa nie istnieje!!!!
Lot jak lot – nie pierwszy raz leciałam samolotem, ale kiedy przez malutkie okienko samolotu zobaczyłam oświetlone Ateny – to było już COŚ!!!!
Teraz tylko znaleźć metro, kupić bilety i do centrum: jestem w Atenach!
Piątek, 13 stycznia 2017:
Ale zmarzłam w nocy! Czytałam o problemach z ogrzewaniem pomieszczeń w Atenach zimą, ale nie sądziłam, że będzie tu tak zimno… Pierwszy minus – założyłam, że ostatni!
Zeszłam na dół do baru po kawę i wróciłam do swojego pokoju. Wyszłam na balkon: ale ciepło! I co ważne: świeciło słońce! Widok taki sobie: budynki dokoła, dość ruchliwa ulica na dole, a w oddali jakieś góry… Naprawdę z wielką przyjemnością w towarzystwie słońca popijałam na balkonie moją poranną kawę w pierwszy ateński poranek!
Pozostałe godziny piątkowe nazwę już WIELKIM ATEŃSKIM SPACEREM. Właściwie oba te nasze dni tak mogę nazwać. Postanowiliśmy nie trzymać się sztywno planu, który ze sobą zabraliśmy, a iść przed siebie: jakieś rozeznanie co do tego, co chcemy zobaczyć mieliśmy, a i mapy też.
Cały czas chodziliśmy po mieście piechotą, ale czasem wsiadaliśmy w metro. Warte uwagi są stacje i trzeba się po nich rozglądać: na tej przy Muzeum Akropolu (Acropoli) zgromadzono w gablotach sporo eksponatów – pewnie wynaleziono je przy budowie metra. Warto się temu przyjrzeć, naprawdę.
Część eksponatów zgromadzonych na stacji metra Acropoli
Na Likavitos wjechaliśmy UBER-em. Ale nam tu dobrze było w ten słoneczny piątek! Widoczność mieliśmy doskonałą, stąd nawet i morze zauważyliśmy. Wyszukiwaliśmy stąd popularnych w Atenach obiektów traktując to jako zabawę: i Akropol widzieliśmy, i stary stadion marmurowy (Kalimarmaro albo Stadion Panateński), i Ogrody na Zappieo, i budynek Parlamentu na Placu Syntagma. Wszystko to stąd widać! I całe miasto rozłożone dokoła z tysiącami małych jak pudełka zapałek budynków i podobną ilością ulic wyglądających stąd jak nitki.
Kupiłam kawę i siedząc na murku przyglądałam się miastu: ukradło moje serce, do tego się przyznaję! Ja tu jeszcze wrócę!!!!
W ramach spaceru widzieliśmy i Bramę (Łuk) Hadriana i Świątynię Zeusa Olimpijskiego (Olimpiejon) – tę co prawda tylko przez ogrodzenie, ale zupełnie dobrze ją widać. Przeszliśmy również przez Ogrody Narodowe na Zappieo – palmy są wielkie!
Łuk (Brama) Hadriana (po lewej) oraz palmy w Ogrodach Narodowych (po prawej)
A z Likavitos zeszliśmy pieszo – nie jest to żadną trudnością
Trochę błądząc – doszliśmy do słynnego Placu Monastiraki: tu dłuższą chwilę spędziliśmy, bo jest coś niezwykłego w tym miejscu i dobrze nam tu było
Plac Monastiraki
Targ staroci na Monastiraki – to koniecznie odwiedzić trzeba!
I pospacerować wąskimi uliczkami nieodległej Plaki: mnóstwo tu sklepów dla turystów i dużo turystów mimo, że połowa stycznia. Ładnie!!!
Spacery uliczkami Plaki
Pod wieczór poszliśmy do dzielnicy Gazi (zaglądając po drodze na Psiri) : zagłębie klubowe! Dosłownie klub przy klubie, bar przy barze: chyba cała ateńska młodzież spędza tu wieczorami wolny czas. Przyznam, że bardziej podobało mi się na Monastiraki : bardziej grecko, bardziej przyjaźnie, stąd wróciliśmy do centrum – nie siedzieliśmy godzinami w Gazi.
To pan sprzedający przy Placu Monastiraki salepi: jest niesamowity i tą niesamowitością ujął mnie zupełnie! A salepi miałam spróbować, ale jakoś tak wyszło, że zapomniałam, umknęło mi i w końcu nie wypiłam. Część osób twierdzi, że to pyszne, a część, że okropnie smakuje! Spróbuję następnym razem!
Sobota, 14 stycznia 2017:
dzień przeznaczony od rana na Akropol: i Partenon i pozostałe budowle robią wielkie wrażenie. Partenon, kiedy poprzedniego dnia patrzyłam na niego z dołu – nie wydawał mi się taki ogromny, a kiedy znalazłam się na górze… Widziałam reakcje innych osób, słuchałam przypadkowo tego, co mówią: każdy, kto tu stanął był pod wielkim wrażeniem!
Jeśli Akropol tu i koniecznie sąsiednie wzgórze: to Areopag. Tu można spędzić wiele czasu: wiem, że latem przychodzą tu tłumy. Ładny stąd widok na Ateny: i na nieodległy Akropol, i na wzgórze Likavitos, i na teren Agory Greckiej…
Żałowałam , że przyjechaliśmy na tak krótko: chciałam w każdym z tych miejsc pobyć dłużej, ale nie mogłam… Tym razem nie mogłam!
Spojrzenia z Areopagu na Akropol i na Ateny, w tym część Agory Greckiej
Tuż obok Anafiotika, pełna starych, małych domków. Schodów tu dużo i jeszcze więcej kotów! Trudne do uwierzenia, ale w domkach tych mieszkają nadal ludzie… Mogłabym tu przychodzić na spacery w każdą sobotę, nie tylko tę dzisiejszą!
I wreszcie zmiana warty na Placu Syntagma przy budynku Parlamentu: niesamowite widowisko! Ludzi przychodzi tu sporo, ale naprawdę jest się czemu przyglądać. Ewzoni (tak się nazywają żołnierze) są bardzo wysocy, a ich ubranka tak dalekie od ubrań naszych żołnierzy przy Grobie Nieznane Żołnierza: te nasze są takie poważne, a tu tutaj… Jak dla lalek!!!! Ładne, naprawdę ładne: dla mnie zupełna nowość
Zmiana warty na Placu Syntagma
Niedziela, 15 stycznia 2017:
już w zasadzie żaden turystycznie dzień, bo po 12-tej musieliśmy być na lotnisku, które znajduje się dość daleko od centrum miasta (jeździ się tam dobrze kursującym metrem albo całodobowym autobusem).
Niechętnie wsiadłam w to metro – wolałabym zostać w Atenach, ale wyboru nie miałam: samolot nie będzie na mnie czekał…
I odleciałam z Aten…
O LUDZIACH:
cudowni! Tak, przyznam, napiszę: cudowni, mili i serdeczni! Nie mieliśmy problemów językowych, bo Grecy w Atenach mówią w miarę dobrze po angielsku i dość swobodnie można się porozumieć. Więcej: spotkaliśmy jednego Greka, który nawet mówił trochę po polsku
JEDZENIE:
pyszne – wszystko zamyka się w tym słowie! Pyszne i różnorodne! Warzywa nawet o tej porze roku smakują warzywami – trochę dziwne dla mnie.
Sałatka grecka [choriatiki salata]
POGODA:
świetna do wędrowania: ciepło, ale nie upalnie jak w lato. I słońce było! Jedynie w sobotę przez krótki czas popadał deszcz, ale już o tym zapomniałam przecież.
O MNIE:
To ja: Agnieszka, w Atenach
byłam w Atenach, wpadłam w zachwyt! Aż mi coś serce ściskało, kiedy wchodziłam do powrotnego samolotu… Wiem, że do Aten wrócę!
Brakuje mi pysznego jedzenia i tamtejszych widoków…
I słońca!
Taaak, byłam, widziałam i jestem szczęśliwa, choć czuję ogromny niedosyt.
Czy można się kiedyś znudzić Grecją?
Póki co kupiłam sobie już w Polsce żel pod prysznic: grecki jogurt… Ot, takie wspomnienie Grecji Ciekawe, na czym ta jego greckość jogurtowa polega
Tekst i fotografie: Agnieszka [styczeń 2017]