Dionisios Sturis – „Nowe życie. Jak Polacy pomogli uchodźcom z Grecji”

Dionisios Sturis - Nowe życie. Jak Polacy pomogli uchodźcom z Grecji
Dionisios Sturis – „Nowe życie. Jak Polacy pomogli uchodźcom z Grecji”

Pod patronatem wydawnictwa Greckie Klimaty ukazała się nowa książka Dionisiosa Sturisa „Nowe życie. Jak Polacy pomogli uchodźcom z Grecji” wydana przez wydawnictwo W.A.B.. Oficjalna premiera planowana jest na 28 marca br, ale książkę można już nabyć w przedsprzedaży m.in. w sklepie Greckie klimaty. Lista pozostałych księgarni u dołu strony.

Fragment książki:

Koniec podróży. Pociąg staje na stacji w Lądku-Zdroju, przy imponującym, poniemieckim budynku dworca z czerwonej cegły. Jest ciepłe popołudnie późnym latem 1948 roku. Rozsuwają się drzwi bydlęcych wagonów. Z wnętrza bucha kwaśny odór. Znana mieszanka: rzygowiny i mocz. Dorośli by nie wytrzymali zamknięcia przez kilka dni i nocy, a co dopiero dzieci. Zwłaszcza dzieci wojny: w łachmanach, wygłodniałe, kaszlące, ze strupami na głowach, ze skołtunionymi włosami, ropiejącymi oczami, spocone, brudne, coraz bardziej przestraszone, często niepamiętające własnego nazwiska, oznakowane za to numerem porządkowym na plakietce dyndającej u szyi. Najmłodsze mają trzy lata, najstarsze – lat czternaście. Jedne mówią i myślą po grecku, inne po macedońsku. Przyjechało ich ponad tysiąc pod opieką zaledwie kilkudziesięciu dorosłych.

Dzieci nie wiedzą, gdzie się znajdują, co to za kraj ta cała Polonia i jak daleko została ich ojczyzna Ellada. Wiedzą chyba tylko tyle, że wywieziono je daleko od wojny. Za chwilę zaczną wysiadać z pociągu i po raz pierwszy postawią bose stopy na polskiej ziemi – to będzie umowny, symboliczny początek grecko-polskiej odysei, która według planu miała potrwać najwyżej kilka miesięcy.

Tego właśnie spodziewają się przyjezdne dzieci: że rozłąka z rodzicami wkrótce się skończy i że wrócą do domów, gdy tylko opadnie wojenny kurz. Poza obiecaną wcześniej wyżerką to ich jedyny powód do radości.

Nikt jeszcze nie wie, dosłownie nikt, że będzie inaczej, że historia, która właśnie się rozpoczyna, stanie się udziałem ponad 14 tysięcy osób (bo do dzieci po skończonej wojnie domowej dołączą dorośli) i będzie się toczyła przez kolejne dekady i pokolenia, trwale znacząc życie uchodźców tęsknotą i wyobcowaniem, ale często także radością, spokojem ducha, niekiedy nawet szczęściem.

Większość przybyszów z Grecji nie opuści Polski przez co najmniej ćwierć wieku. Niektórzy umrą na polskiej ziemi, zanim otrzymają zgodę na powrót do ojczyzny. Niektórzy mieszkają w Polsce do dziś. Ich dzieci i wnuki, których żyły wypełnia wymieszana polsko-grecka krew, to być może twoi, Czytelniku, Czytelniczko, sąsiedzi, koledzy ze szkoły, koleżanki z pracy.

Z drewnianych wagonów wyskakują pierwsi mali śmiałkowie. Wzniecają kurz, lądując na wysuszonej słońcem ziemi. Ktoś się potyka, upada i płacze. Nic poważnego, tylko otarte kolano. Cisza zamienia się w harmider i chaos, bo zderzają się ze sobą różne okrzyki, słowa pozdrowień i zapytania wystrzeliwane w powietrze w trzech różnych językach: greckim, macedońskim i polskim.