Kirija Marija i Jej kafenijo
Przecudnej urody wioską Kasteli [gr.: Καστέλλι] (na Lassithi na Krecie, w pobliżu Fourni, gr.: Φουρνή, co podkreślam, bo nazwy czasem się powtarzają), jedną z najstarszych kreteńskich wiosek, zachwyciłam się czas jakiś temu widząc ją z okna auta i musiałam tam wrócić, by pospacerować, posmakować… Poczuć!
Spędziłam w niej sporo czasu, bo mnie i mego znajomego, z którym byłam, właśnie tam naszło na przekąszenie czegoś małego.
Wybraliśmy skromne kafenijo: takie typowe, wioskowe, z kilkoma mężczyznami siedzącymi przed wejściem. Nic nadzwyczajnego: sama Grecja, jej kwintesencja.
Żadnej tu karty, to wiadomo.
– A co małego możemy zjeść? – tak zapytałam.
– A może zrobię wam grecką sałatkę? Chcecie? – upewniła się kobieta w mniej więcej moim wieku.
Oczywiście chcieliśmy.
Po kilku minutach na naszym stole pojawiła się sałatka, ale również i talerzyk z sucharami: to paksimadi. Kiedy powrzucaliśmy je na dno miski z sałatką, by nasiąkły oliwą i sokiem z warzyw – powstała smakowitość niebywała!
Na kolejnym talerzyku przyniesiono nam oliwki. Do tego sok pomarańczowy: pyszna przedkolacja!
Zastanowił nas smak oliwek: były przedziwne! Pyszne, o niebywale winnym smaku.
– W winie je wymoczyli czy co? – dumał znajomy.
Nie dawało nam to spokoju.
Kiedy po zjedzeniu weszliśmy do lokaliku uregulować rachunek – dopytaliśmy o oliwki.
– To mama je przygotowuje – orzekła właścicielka. – Poczekajcie!
Zniknęła w sąsiednim pomieszczeniu, by po chwili wrócić ze starszą panią. To Pani Mama – od razu się domyśliliśmy.
Zapytaliśmy o oliwki, a ja na wszelki wypadek włączyłam w komórce nagrywanie głosu: Kreteńczycy mówią specyficznie, mają swój dialekt i nie czuliśmy się na siłach uznać, że na pewno wszystko zrozumiemy.
– Na początku, po zbiorze, płuczę je kilka razy wodą przez 2-3 dni. Mieszam w międzyczasie, żeby wychodziła z nich goryczka – opowiadała. – A potem zalewam wodą z niewielkim dodatkiem oliwy, z rozmarynem i wawrzynem, mieszam, i dodaję sól. I pozostawiam. Upewniam się, czy poziom wody jest ponad oliwkami, żeby się nie zsychały.
W tej opowieści trochę brakowało precyzji. Pani Mama nie powiedziała na przykład, ile razy zmienia wodę na początku, na ile odstawia na końcu, ile dodaje tej soli i tak dalej… Tak więc nie podała przepisu, ale taki ogólny zarys, jak to robi.
– Smakowały Wam? – zapytała na końcu.
Przytaknęliśmy zapewniając, że nawet bardzo!
– Poczekajcie…
Zniknęła w sąsiednim pomieszczeniu.
Gdy wróciła – miała ze sobą całkiem spore pudełko pełne oliwek. Najwyraźniej zaczęła je przygotowywać jak do transportu.
Był to prezent dla nas!
Oniemieliśmy! Ot, filoksenija!!! [gr.: φιλοξενία].
Nie było sensu pytać, ile kosztują. To mogłoby urazić Panią Mamę.
Podziękowaliśmy z uśmiechem na twarzach.
Pani Mama wydawała się być przeszczęśliwa: wcale nie mniej niż my!
Miała na imię Marija.
Kirija Marija 🌹
Kolejna osoba do cyklu: „Ludzie, o których się nie zapomina”.
Kolekcjonuję takie osoby, a kolekcja moja całkiem spora.
Kirija Marija: dziękujemy ❤
Νie zapomnimy!
Czy to nie cudowne, jakich ludzi spotykamy na naszych greckich ścieżkach?
Wzruszenie ogarnia mnie na samo wspomnienie ❤
Tekst i zdjęcia: Beata Kuczborska / betaki.pl [2023]